Liga NBA z powodu pandemii choroby COVID-19 była zmuszona 11 marca zatrzymać sezon 2019/2020. Wznowiła go dopiero 30 lipca w odizolowanym ośrodku Walt Disney World w Orlando na Florydzie. Ustalono protokół bezpieczeństwa, który jest skrupulatnie przestrzegany i świetnie się sprawdza, bo "bańka" jest wolna od koronawirusa.
Wznowienie sezonu w kompleksie ESPN Wide World of Sports można uznać za sukces komisarza Adama Silvera i zarządu ligi, ale nie wszyscy są fanami oglądania meczów na neutralnym terenie i bez udziału kibiców. Scottie Pippen uważa, że to nie jest prawdziwa koszykówka spod znaku NBA.
Sześciokrotny mistrz z Chicago Bulls w wywiadzie dla Business Insider stwierdził, że mecze w "bańce" bardziej przypominają sparingi. - Cóż, będę szczery. To nie jest koszykówka NBA. Nie ma podróży. Nie ma kibiców. Nie ma elementu rozproszenia. Dla mnie to przypomina mecze sparingowe - twierdzi Scottie Pippen.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sprinterzy w szoku! Tego na mecie nie spodziewali się
- Masz już swój cały zespół w komplecie. Trenujecie razem. Ale styl gry bardziej przypomina mecze kontrolne wewnątrz ośrodka treningowe, ponieważ na trybunach nie ma kibiców. Nikt cię nie rozprasza. Nie ma prawdziwej wrzawy, prawdziwego hałasu. Na zawodnikach nie ciąży presja - dodaje Pippen.
- Podam najlepszy przykład. Spojrzałem na Rajona Rondo, który nie trafiał rzutów za trzy w całej swojej karierze. Teraz nagle, gdy jest w "bańce", trafia prawdopodobnie 50-proc. oddawanych rzutów z dystansu. Nie sprawdziłem nawet statystyk, ale takie mam wrażenie - argumentuje sześciokrotny mistrz NBA.
Pippen ma rację w przypadku Rondo. Gracz Lakers w fazie play-off rzuca za trzy z 45-proc. powodzeniem, a wcześniej w trakcie 14-letniej kariery wykorzystywał tylko niespełna 32-proc. takich prób. To znacząca poprawa.
Były skrzydłowy Bulls nie jest jedyną legendą, która krytykuje mecze w odizolowanym ośrodku na Florydzie. Kevin Garnett podczas rozmowy w podcaście Complex stwierdził, że jego era zawodników NBA nie mogłaby grać w podobnej scenerii.
- Mówiąc szczerze, nigdy nie moglibyśmy grać w "bańce". Wiesz, jak bardzo krzyczałem podczas oddawania twoich rzutów. To były przekleństwa. Tu każdy mógłby mnie usłyszeć - komentował Big Ticket. - Powstałaby grupa cenzorów. Nie mogłoby być też tylu kamer. Zawodnicy chodzili nago i tym podobne rzeczy. To była inna liga. Byliśmy mężczyznami - dodawał Kevin Garnett.
W "bańce" rozpoczęły się właśnie finały NBA. Los Angeles Lakers w pierwszym meczu rywalizacji pokonali Miami Heat 116:98 i w serii do czterech zwycięstw prowadzą 1-0.
Czytaj także: Lakers - Heat. Marcin Gortat: Nie można obstawiać przeciwko LeBronowi. Król jest tylko jeden [WYWIAD]
Kawhi Leonard i Paul George nie wstawili się za Riversem