Po ostatnim wywiadzie Marcina Gortata w sieci rozgorzała wielka burza. Koszykarz, który zapytany o wielki sukces Igi Świątek, odparł, że w polskim sporcie zaczyna się nowa era. I te słowa nie wzbudziły kontrowersji, ale te o zakończeniu jego ery już tak.
"Skończyła się era Małysza, skończyła się era Gortata, Radwańskiej czy powoli kończy Lewandowskiego" - powiedział Gortat.
Ludzie zaczęli się pukać w głowę i zastanawiać się, kiedy i gdzie była jego era. Pojawiły się też inne, mocniejsze komentarze, również wulgaryzmy. Na reakcję Gortata nie trzeba było długo czekać. Koszykarz, który jest znany ze swojej aktywności w sieci, wszedł w przepychankę słowną z jednym z użytkowników na Twitterze.
ZOBACZ WIDEO: Iga Świątek większym talentem niż Agnieszka Radwańska? "Taka dziewczyna trafia się raz na milion"
Na słowa: "kiedy była 'era Gortata', bo coś przegapiłem chyba? Że też ten średniej jakości zawodnik NBA w ogóle wpadł na pomysł takiego zestawienia", odpowiedział dosadnie: "mały z ciebie człowiek", później dodał, że nie zamierza z nim kontynuować rozmowy, bo - jak zaznaczył - "ten człowiek jest silny tylko w sieci".
Faktem jest, że Gortat był wielkim sportowcem. To nie podlega dyskusji. Sęk w tym, że dyscyplina, którą uprawiał, nie była i nie jest na szczycie popularności w Polsce. Koszykówka w naszym kraju od lat jest w odwrocie, mimo że na świecie interesują się nią miliony kibiców. Już nawet trudno stwierdzić, czego jej brakuje, by napędzić maszynę z zainteresowaniem. Nie pomógł nawet historyczny sukces na ostatnich MŚ w Chinach (8. miejsce).
Sam Gortat na tym mocno cierpiał przez lata, bo o jego grze w NBA nie mówiło się tyle, ile o popisach wspomnianej wcześniej Radwańskiej czy piłkarzach reprezentacji Polski. A to właśnie Gortat przez 12 (!) lat występował w elitarnej lidze, o której tysiące koszykarzy z całego świata mogą jedynie pomarzyć.
Polak przez lata robił świetną robotę na parkiecie, której... jednak w statystykach nie widać: uprzykrzanie życia mocniejszym rywalom pod koszem, stawianie zasłon dla strzelców ze swojego zespołu. Koledzy podkreślali, że lubili z nim grać. Wiedzieli, że mogą na niego liczyć. Mocne i twarde zasłony Gortata otwierały im pozycje do rzutu.
A niewielu pamięta fakt, że Polak swoją przygodę z koszykówką rozpoczął w wieku 18 lat. To wtedy powiedział do trenera piłki nożnej: "Odchodzę. Będę grał w koszykówkę". Nikt w niego nie wierzył, a okazało się, że to był strzał - a raczej rzut - w dziesiątkę, na miarę wielkich sukcesów sportowych i zawodowych.
Bo Gortat był nie tylko świetnym koszykarzem, ale pełnił też rolę ambasadora Polski w USA. Opowiadał o Polsce kolegom, kibicom pokazywał ją na corocznych "nocach polskiego dziedzictwa". Gortat zapraszał weteranów i innych znakomitych rodaków ze świata sportu, polityki czy sztuki. Raz w roku mecz Gortata w NBA był świętem polskiej kultury. Swój długi czas w elicie wykorzystał na maksa. Ani Maciejowi Lampe, ani Cezaremu Trybańskiemu nie udało się grać tam dłużej niż trzy lata.
Gdy grał w Clippers, zorganizował spotkanie, na którym zawodnicy i trenerzy mogli przekonać o... wyjątkowości polskiej kuchni. Paweł Stalmach (PR Manager Gortata) mówił później, że wszyscy byli pod wrażeniem pierogów. Włoch Danilo Gallinari tak się nimi zajadał, że pytał nawet o możliwość wzięcia ich na wynos.
Gdy ogłaszał zakończenie kariery, telewizja CNN informowała o tym na żółtym pasku. Od tej wiadomości Wolf Blitzer zaczął serwis informacyjny, mówił o Polaku długo, by zakończyć polskim: "Dziękuję".
Przez cztery lata grał w Orlando Magic, kolejne trzy w Phoenix Suns, potem pięć w Wizards. Ostatni rok spędził w Los Angeles Clippers. Łącznie rozegrał 806 meczów w sezonie regularnym i 86 w fazie play-off, w tym jeden w finale NBA. W szczytowej formie nie opuścił żadnego spotkania.
Od 2008 roku Gortat organizuje także w kraju campy koszykarskie. Zaczynał od Łodzi, swojego rodzinnego miasta, ale z czasem odwiedzał ze swoją fundacją ("MG13") coraz więcej miast. Campy są wzorowane na NBA Cares, czyli podobnym wydarzeniu organizowanym za oceanem.
Marcin Gortat jest idealnym wzorem dla innych, że poprzez tytaniczną pracą można zajść daleko w sporcie. Jego etyka pracy pozwoliła mu utrzymać się na poziomie NBA aż przez 12 lat.
Zobacz także:
Dominik Olejniczak - z pokorą idzie po swoje. Narodziny nowej bestii w PLK
EBL. Rolands Freimanis: Szukałem klubu, w którym będę wygrywał tytuły. I taki znalazłem [WYWIAD]
EBL. Szymon Szewczyk: Trener Woźniak zostawi serce. Brak pracy? Nie panikuję [WYWIAD]