Andrzej Kowalczyk był wychowankiem klubu z Ostrowa. W 1965 roku zaczął trenować w Stali i z tym zespołem był też najbardziej kojarzony. Zwiedził trochę polskich drużyn, grał we Francji, występy zakończył w 1992 roku.
Trzy lata później zaczął pracować w Ostrowie jako trener. Brzydka hala, koszmarne szatnie, problemy z pieniędzmi, a gdzieś w tym wszystkim Kowalczyk, który często robił wynik ponad stan. Najpierw był awans do ekstraklasy, potem brązowy medal w 2002 roku. Rok później został trenerem kadry.
Kiedy był selekcjonerem, przejmował się opinią mediów. Stracił na tym sporo nerwów. Czemu powołał tego, a nie tamtego? Wytrzymał rok, po nieudanych eliminacjach do ME odszedł. Pracował jeszcze w dobrych klubach, potem były zespoły z I i II ligi, wreszcie kobieca Ostrovia. Mecz drużyny koszykarek był ostatnim w życiu Andrzeja Kowalczyka. 28 listopada 2015 roku w czasie spotkania źle się poczuł. Z podejrzeniem zawału trafił do szpitala. Trenera nie udało się uratować, zmarł dwie godziny później.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bójka podczas meczu piłki ręcznej. Kobiet!
Los w gwiazdach zapisany
Dobrze dogadywał się z ludźmi, potrafił dobrać takich, z którymi osiągał wyniki. Miał swoich ulubionych koszykarzy - Zorana Sretenovicia, Wojciecha Szawarskiego, Erica Elliotta, Wadima Czeczurę, Marcina Srokę. - Wojtka Szawarskiego i mnie nazywali "koszykarskimi synami" Andrzeja Kowalczyka. Tak trochę było. Wyciągnął mnie z Rudy Śląskiej, spokojnie kazał czekać na szansę, mówił, żebym był cierpliwy. Rozegrałem w Ostrowie trzy dobre sezony i zrobiłem duże postępy - mówił Marcin Sroka.
Kowalczyk dobrze porozumiewał się nawet z amerykańskimi graczami, mimo dość "oszczędnej" znajomości angielskiego. Próbował się uczyć, ale szło mu ciężko, przy poważniejszych konwersacjach potrzebny był tłumacz. Nie przeszkodziło mu to w znalezieniu wspólnego języka z zagranicznymi zawodnikami.
W Ostrowie stworzył "twierdzę". Drużyny nie lubiły grać w hali przy Kusocińskiego, gdzie Stal pod wodzą Kowalczyka była zespołem ciężkim do pokonania. Trener słynął z pozy, która wzmagała doping: stawał nieco bokiem do kibiców, podnosił złączone ręce do góry, wtedy trybuny ożywały. Kibice mówili, że "robi pingwinka".
Koszykarze wspominali, że dla sukcesu był gotowy poświęcić bardzo wiele. Interesował się nie tylko statystykami zagranicznego koszykarza, ale dopytywał jaki ma charakter, czy będzie pasował do zespołu. Najważniejsze pytanie? Data urodzenia. Z tego brał się znak zodiaku, który musiał odpowiadać przesądnemu trenerowi. - Rozgrywający powinien być Panną - mówił. W 2004 roku przed meczem Polaków z Czechami w eliminacjach ME Andrzej Kowalczyk twierdził, że ciężko będzie wygrać, bo coś tam źle w gwiazdach było zapisane.
Bajaderka i lody
Kumplowskie podejście do zawodników było w Ostrowie wskazane, bo z pieniędzmi bywało krucho. Wtedy Kowalczyk odprawiał swoje "czary". Czasami sam prowokował kłopoty, kiedy do Stali hurtowo trafiali zagraniczni koszykarze, których po trzech miesiącach chciał wyrzucać. Jednego dnia wykonywał dwa telefony do tego samego agenta: żeby pokłócić się ostatecznie o zaległości wobec zawodnika i uzgodnić, że spotkają się w sądzie, a za kilka godzin - aby ustalić przyjazd nowego koszykarza. Czasami zawodnicy "lecieli" ze Stali, bo jednak nie dogadywali się pod względem charakteru. To Kowalczyk przekonywał Amerykanina Erica Eliotta, jednego ze swoich ulubieńców, żeby starał się o polskie obywatelstwo, co skutkowało występami w kadrze.
Hubert Radke, były koszykarz, mówił w "Przeglądzie Sportowym": - Pytaliśmy go co gramy, jeśli obrona nie pozwoli na realizację zagrywki, a "Kowal" odpowiadał: - Jak to co? Bajaderka! Piłka do Erica Elliotta i kręcimy lody! Rozgrywający kręcił małym palcem i kciukiem, rywale myśleli, że to jakiś schemat, a my graliśmy improwizację. To nie było nic złego, ale raczej powrót do naturalnej koszykówki i mądrego reagowania na to, co się dzieje na boisku.
W Ostrowie pamiętają o legendarnym trenerze i zawodniku. Ulicę Wojska Polskiego i Dworcową łączy - od 2019 roku - ulica Andrzeja Kowalczyka.
CZYTAJ TAKŻE Polski producent ubierze wszystkich. Kluby mocno zaskoczone, włoska firma protestuje: to monopol
CZYTAJ TAKŻE Przemysław Frasunkiewicz mówi o rozmowach z Anwilem, budowaniu "drzewek" i wspieraniu polskich trenerów [WYWIAD]