Sezon 2020/21 wzbudzał wiele wątpliwości. Zasadne były pytania, czy zostanie rozegrany do końca, czy w ogóle wystartuje, a także w jakiej będzie formie. Wydawało się, że będzie spokojny, na przetrwanie. Okazało się jednak, że nie jest tak źle.
Rozgrywki w Energa Basket Lidze za chwilę wkroczą już w decydującą fazę. Zespoły zaczęły zbrojenia przed play-off, codziennie informując o nowych ruchach transferowych i dostarczając kibicom porządną dawkę ekscytacji. Na jej zapleczu jednak panuje niczym niezmącony spokój, bo porównując te dwa szczeble, w Suzuki 1LM – choć jest ciekawa i niekiedy nieprzewidywalna - poza parkietem dzieje się niewiele.
Pierwszej lidze bliżej jest do drugiej?
Pierwsza liga nazywana jest zapleczem ekstraklasy. Ale co to oznacza? - Jeszcze rok temu o tej porze graliśmy jeszcze w drugiej lidze. Podobnie jak w pierwszej, zasady dotyczące transferów są tam takie same – okienko zamyka się w tym samym czasie (15.01- przyp.red), w rozgrywkach występują wyłącznie Polacy. Wygląda na to, że przynajmniej z tej perspektywy pierwszej lidze bliżej jest do drugiej, niż do rozgrywek ekstraklasowych. I to w sumie dość smutne stwierdzenie, bo oznacza, że później następuje gigantyczny przeskok, na który kluby Suzuki 1LM nie są raczej przygotowane - mówi Michał Szolc, prezes Dzików Warszawa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sexy prezenterka TV wraca na boisko!
W czasie otwartego okienka transferowego, kilku zawodników zdecydowało się na powrót do pierwszej ligi i zostało natychmiast wychwyconych przez kluby.
Kilka drużyn wciąż jeszcze potrzebuje wzmocnień, natomiast wydaje się, że zasób wolnych, naprawdę wartościowych koszykarzy został już wyczerpany. Co więcej, nie da się ukryć, że koronawirus wpłynął negatywnie na dostępność graczy. Wielu z nich, przez sporą niepewność i niestabilność spowodowaną sytuacją epidemiczną postanowiło całkowicie zrezygnować z zawodowej koszykówki lub było zmuszonych łączyć ją z drugą pracą, tym samym decydując się na grę na niższym poziomie.
- Limit został wyczerpany już dawno - wtrąca Kamil Graboń, prezes Energa Kotwicy Kołobrzeg. - Już przed sezonem było ciężko, ponieważ negocjacje wyglądały inaczej. Wielu zawodników odmawiało ze względu na konieczność łączenia koszykówki z drugą pracą. Często inaczej układa się później treningi, bo jest coś, co jest ważniejsze od koszykówki. Mówimy o zawodowstwie, natomiast idzie to już w innym kierunku i trudno nazwać to zapleczem ekstraklasy. Próbujmy budować ten profesjonalizm sportowy. Co prawda, nam udało się stworzyć zespół w oparciu o graczy, którzy skupiają się wyłącznie na koszykówce, natomiast sytuacja z Marcinem Dymałą idealnie odzwierciedla to, z czym mamy do czynienia. O jednego dobrego zawodnika do ostatniej chwili walczyło kilka klubów. Jeden pozyska, a dwa nie znajdą już w tym okresie takiego gracza.
Prezesi zwracają uwagę, że sądząc po liczbie transferów, jakie dokonują się w trakcie sezonu, to problem jest dość spory. - Znaczące ruchy można policzyć na palcach obu dłoni. W innych ligach emocje rosną aż do zamknięcia okienka transferowego. W Suzuki 1LM tych emocji praktycznie nie ma. Przyczyna jest dość prozaiczna – wszystkie kluby poruszają się w ramach dość ograniczonego zasobu. O ile jeszcze wśród graczy obwodowych można mówić o jakiejś konkurencji, o tyle wartościowych graczy podkoszowych mamy jak na lekarstwo. Znalezienie wartościowej "czwórki", czy "piątki" w trakcie sezonu graniczy z cudem. Co więcej, często o tych zawodników rywalizujemy z klubami z PLK. A to z oczywistych względów jest trudne – dodaje Michał Szolc.
Rozwiązaniem obcokrajowiec?
"Potrzebny jest obcokrajowiec" – mówią przedstawiciele niektórych pierwszoligowych klubów. Jakie widzą korzyści?
– Korzyści dla zespołów, jak i samej ligi wydają się być dość oczywiste. Umożliwienie klubom kontraktowania zawodników zagranicznych to otwarcie się na inne rynki, czyli więcej możliwości pozyskiwania utalentowanych graczy. A to w prostej linii oznacza podniesienie poziomu sportowego klubów, a w konsekwencji całej ligi. To wyższa jakoś treningu, bardziej efektowne mecze i patrząc całościowo – bardziej atrakcyjny produkt. Co nie jest bez znaczenia w kontekście profesjonalizacji Suzuki 1LM. W tym sezonie wykonaliśmy pierwsze kroki w tym kierunku – liga pozyskała sponsora tytularnego, wszystkie mecze są transmitowane online. Kolejne kroki to dopuszczenie obcokrajowców i mecze w telewizji – wylicza Michał Szolc, dodając: - Jest jeszcze jeden aspekt, bardzo ważny dla klubów, które mają ambicje walczyć o awans do PLK. Praca z obcokrajowcami to coś, czego organizacja musi się nauczyć. Począwszy od kwestii administracyjno-formalnych, poprzez integrację kulturową zagranicznych zawodników, aż po kwestie komunikacji między zawodnikami i trenerem. To nie są wielkie wyzwania, ale lepiej się uczyć w mniejszej skali, niż być do tego zmuszonym po awansie, kiedy połowa zespołu składa się z obcokrajowców.
Tego samego zdania jest Kamil Graboń, który stwierdził na własnym przykładzie, że przed sezonem jednym z założeń było to, aby w Kołobrzegu tworzyć małą ekstraklasę już w pierwszej lidze. - Przynajmniej organizacyjnie. Za jakiś czas chcemy walczyć o wejście do PLK. Kluby powinny już wcześniej uczyć się tego, jak budować zespoły na najwyższym szczeblu, zbierać doświadczenie. I nic dziwnego, że później często po prostu sobie nie radzą i bankrutują - podkreśla.
Na to, że jest to wyjątkowy sezon zwraca uwagę również Maciej Schwarz, agent koszykarski reprezentujący Octagon.
- Mamy wielu Polaków, którzy mają już swoją markę w polskich ligach. Niektórzy wracają do 1LM, inni szukają wiatru w PLK i idą na żywioł. W większości przebiega to ze wzrostem podniesienia warsztatu treningowego, większego rozumienia aspektów taktycznych i tak dalej. To są świetni ludzie, wiedzą czego chcą, natomiast w trakcie sezonu czasami pojawia się pustka, bo nie ma Polaków na rynku lub następuje parcie klubów na zawodnika żeby dokonać zmiany, ze względu na jego "dobro". Szczerze uważam, że jeden zawodnik zagraniczny w pierwszej lidze będzie miał bardzo pozytywny wpływ. Po pierwsze, będzie większa konkurencja na treningu. Nie wyobrażam sobie zawodnika, który nie będzie chciał rywalizować na 100 proc. z zawodnikiem posługującym się innym językiem niż narodowym. To jest atrakcyjne same w sobie, to nowość - wyjaśnia.
- Drugą korzyścią jest to, że klub może, choćby z namiastki pokazać kwestie związane z zatrudnieniem zawodnika spoza Polski. To wiąże się z szeregiem rzeczy organizacyjnych, które klub musi zapewnić, zwłaszcza gdy na kontrakt przyleci "rookie" z USA nieznający Europy, a szereg spraw załatwia się tu inaczej niż w Ameryce. Nie wspominając o kwestii COVID-19. Kończąc, jedną z moich ważnych strategii dla zawodników jest budowanie ich umiejętności adaptacji w każdym kolejnym klubie, z wieloma innymi trenerami i myślę, że to wpływa na doświadczenie naszych rodzimych graczy. Ich rola nigdy nie zostanie zawłaszczona przez ewentualny przepis o wprowadzeniu jednego obcokrajowca do Suzuki 1LM – mówi Maciej Schwarz.
- Jak najbardziej jestem za. Sytuacja w tym momencie na rynku w I lidze pokazuje, że kluby szukają wzmocnień, a nie ma graczy. Jeden zawodnik zagraniczny na pewno by nie zaszkodził – napisał natomiast na Twitterze Przemysław Brzeziński z agencji VOX.
Przygotowanie do ekstraklasy - fakt czy mit?
Mówi się, że 1LM jest po to, żeby przygotować zawodników do gry w PLK. Czy jest tak w rzeczywistości, czy to mit? - Nie widzę korzyści z zamknięcia ligi wyłącznie dla lokalnych graczy. To, że gra w 1LM przygotowuje zawodników do gry w PLK to chyba tylko mit. Wystarczy spojrzeć, jak niewielu zawodników uznawanych za gwiazdy 1LM znajduje sobie na stałe miejsce w ekipach ekstraklasowych. Z najlepszej piątki ubiegłego sezonu tylko Grzegorz Kulka gra w Legii – zwraca uwagę Michał Szolc.
Ktoś zada pytanie, a co z klubami, które na taki ruch nie stać i mają przeciętną organizację? – Wydaje mi się, że kontraktowanie obcokrajowców nie musi koniecznie wiązać się z gigantycznymi wydatkami. To nie muszą być przecież Amerykanie, których sprowadzenie z USA wiąże się z dodatkowymi kosztami. No i chyba najważniejsze – nie rozmawiamy przecież o obowiązku grania obcokrajowcami. To jedynie możliwość i nie wszystkie kluby muszą z niej korzystać. Przecież kluby, które teraz świetnie sobie radzą bez obcokrajowców albo takie, które nie czują się na siłach organizacyjnie czy finansowo, nie będą musiały niczego w swoim podejściu zmieniać. Ale wydaje mi się, że dopuszczenie takiej możliwości byłoby korzystne dla całej ligi – argumentuje Michał Szolc.
Kamil Graboń mówi z kolei, że wydatki są porównywalne, bo już za 1500$ można zakontraktować zawodnika, który zrobi różnicę.
- Poziom w pierwszej lidze się nie zmienia. To może pomóc graczom, by grać więcej, rywalizować. Tutaj można czuć pewnego rodzaju komfort, co może jednocześnie hamować ich rozwój. Jeżeli ktoś myśli o grze w PLK, nie powinien być przeciwko takim decyzjom, a nie każdy klub musi z tego przywileju korzystać. To będzie też weryfikacja, kto naprawdę chce grać w profesjonalną koszykówkę, a kto nie. A zyskać może nawet i druga liga – zauważa już Kamil Graboń.
Swoje zdanie wyraził również Michał Jankowski, prezes Grupa Sierleccy Czarni Słupsk. – W mojej ocenie, z pewnością mogłoby to pomóc w podniesieniu poziomu ligi, jej atrakcyjności, co z kolei przekłada się na większa zainteresowanie mediów, kibiców, a przecież przede wszystkim gramy właśnie dla nich. Ponadto, mówiąc o zagranicznych graczach, w pierwszej kolejności myślimy o Amerykanach, których wyszkolenie taktyczne, szybkość, motoryka zawsze imponują i są na ogół na wysokim poziomie. Myślę, że na tym mogłoby skorzystać również wielu polskich zawodników. Treningi i mecze z graczem o wysokim poziomie wyszkolenia, z pewnością mogą przynieść owocne rezultaty.
Tomasz Niedbalski, trener WKK Wrocław już w sezonie 2018/19 w rozmowie dla PolskiKosz.pl poparł ten pomysł.
- Moje zdanie jest takie, że jeśli ktoś ma pieniądze i jest organizacyjnie gotowy, to czemu nie skorzystać z takiej możliwości? Młodzież też by mogła rozwijać się trenując z lepszym graczem (...) Dysproporcje i tak są, zwłaszcza w klubowych budżetach. Są kluby, które masowo sprowadzają graczy z ekstraklasy, ceniących się wysoko i już tutaj robi się pewna dysproporcja, prawda? Na szczęście kasa nie gra.
Czy przepis o obcokrajowcu to jedna z rzeczy, która przyniesie pierwszej lidze korzyści i należy się nad tym pochylić? Być może, ale warto przy tym zastanowić się, czego jeszcze potrzeba Suzuki 1LM i od czego zacząć, tworząc jej wizerunek, profesjonalizm, a także lepszą organizację.
Zobacz także: Koszykówka. Dominika Kuchta: Psycholog sportu? To nie doraźna pomoc w problemie [WYWIAD]
Suzuki I liga. Grudzień pod znakiem Romana Janika. "Prawdziwy sukces jest wtedy, gdy poziom się utrzymuje"