To moja pierwsza przeprowadzka - rozmowa z Rafałem Glapińskim, zawodnikiem Sokoła Łańcut

Rafał Glapiński od 1999 roku do sezonu 2008/2009, nieprzerwanie występował w ekipie Górnika Wałbrzych. Ta sytuacja uległa zmianie w tegorocznej przerwie letniej. Pierwszą zmianą klubu słynnego "Glapy", jest przejście do Sokoła Łańcut.

Marcin Jeż: Ostanie dwa sezony spędził pan w ekstraklasie. Jakby pan ocenił pierwszy sezon?

Rafał Glapiński: Myślę, że to był sezon, w którym nabrałem przede wszystkim doświadczenia. To był mój pierwszy sezon w karierze, kiedy występowałem w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Trener dawał mi sporo minut na pokazanie, tego co potrafię. Moje początki w ekstraklasie przebiegały ze zmiennym szczęściem, ale z biegiem czasu to wszystko wyglądało coraz lepiej. A zakończenie sezonu w ogóle było już naprawdę bardzo dobre.

A jakby pan odniósł się do drugiego sezonu?

Od początku minionych rozgrywek mieliśmy kłopot przez pryzmat, no faktycznie, nietrafionych transferów. Drużyny nie była do końca, że tak powiem, "sklejona". Natomiast, jeśli chodzi o kwestię indywidualną, to też początku sezonu, nie mogłem zaliczyć do udanych. Tak było dlatego, że w okresie przygotowawczym do rozgrywek przytrafiła mi się kontuzja. Uraz ten praktycznie wyeliminował mnie z okresu przygotowań, i później w trakcie sezonu, musiałem odrabiać zaległości. Dopiero, w pewnym momencie, moja forma się unormowała. Kiedy do zespołu przyszedł trener Adamek, złapałem "drugi oddech", i wtedy, nie ukrywam, grało mi się już bardzo dobrze. Z kolei prawie w tym samym czasie, pojawiły się inne problemy w klubie, o których wszyscy wiedzieli. Wraz z tymi kłopotami, forma zespołu była coraz słabsza, czego następstwem były serie porażek.

Który mecz rozegrany w ekstraklasie będzie wspominać pan najlepiej?

Przede wszystkim wygrany mecz we własnej hali z Mistrzem Polski z Sopotu (listopad 2008 roku - przyp. red). Było to naprawdę dobre spotkanie. Tym bardziej cieszył mnie ten triumf, gdyż ja także miałem duży wkład w tę wygraną (6 punktów, 4 asysty - przyp. red.).

Na pewno znajdą się także inne dobre spotkania...

Dobrze wspominam również spotkania w pierwszym sezonie Górnika w ekstraklasie w fazie pre play-off. Graliśmy wtedy przeciwko drużynie z Ostrowa Wielkopolskiego (kwiecień 2008 roku - przyp. red.), a ja na parkiet wychodziłem w pierwszej piątce. Z kolei moim najlepszym występem indywidualnym był mecz z Basketem Kwidzyn (marzec 2008 roku - przyp. red.), kiedy rywalowi rzuciłem 15 punktów. Przechodząc do mojego drugiego sezonu w PLK, najlepiej zaprezentowałem się przeciwko Zniczowi Jarosław (grudzień 2008 roku - przyp. red.). Zaliczyłem wówczas 14 punktów i 6 asyst.

Czego nie zyskałby pan, gdyby w ostatnich dwóch sezonach nie grałby pan w ekstraklasie?

Na pewno jakiejś tam pewności siebie. Te dwa sezony spędzone w ekstraklasie pokazały mi, że jeśli trener nie boi się postawić na Polaka, to faktycznie ten gracz z Polski jest w stanie odwdzięczyć się za to dobrą, a przynajmniej przyzwoitą grą. Dwa lata w najwyższej klasie rozgrywkowej spowodowały, że teraz na parkiecie będę się czuł o wiele pewniej. Grając w PLK, zobaczyłem, że rywalizacja w ekstraklasie, to nie jest coś nieosiągalnego. Kiedyś mecze na najwyższym szczeblu oglądało się w telewizji, a ja dowiodłem, że sam mogę być przez kogoś oglądany na ekranie. Na dzień dzisiejszy wiem, że spokojnie poradziłbym sobie w najlepszej lidze w Polsce.

Jednak w przyszłym sezonie pan tego nie udowodni...

Niestety takie są realia. Na mojej pozycji, czyli rozgrywającego, często występują Amerykanie. Po prostu najnormalniej w świecie trenerzy wolą amerykańskie jedynki.

W najbliższych rozgrywkach będzie za to pan reprezentował barwy Sokoła Łańcut. Co zadecydowało o pańskim przejściu na Podkarpacie?

Na pewno priorytetem była osoba trenera Dariusza Kaszowskiego. Ze szkoleniowcem tym od kilku lat byłem na takiej dobrej linii, że po każdym sezonie zawsze sobie rozmawialiśmy. I po prostu w obecnej przerwie letniej, trener zgłosił się do mnie z konkretną propozycją, którą przyjąłem.

Miał pan już okazję poznać warsztat Dariusza Kaszowskiego?

Współpracowałem z trenerem Kaszowskim podczas Meczu Gwiazd I ligi, który miał miejsce w sezonie 2006/2007. Już wtedy mieliśmy okazję pracować ze sobą. Uważam, że szkoleniowiec ten ma dużą wiedzę. Odkąd obserwuję grę Sokoła, to zawsze wydaje mi się on groźnym zespołem, który nigdy nie jest ligowym słabeuszem.

Wcześniej przez dziesięć lat występował pan w Górniku Wałbrzych. Przejście do Łańcuta jest dla pana pierwszą przeprowadzką w karierze...

Nie uważam tego za nic nadzwyczajnego. Faktycznie jest to moja pierwsza przeprowadzka, ale to jest coś zupełnie normalnego. Po prostu pakuję walizki i wyjeżdżam do Łańcuta. Jeżeli, tam będzie wszystko w porządku, to może i zadomowię się w tym mieście na dłużej.

Źródło artykułu: