Enea Astoria. Artur Gronek mówi o błędach, szukaniu graczy i większym budżecie [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Artur Gronek
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Artur Gronek

- Liczę, że ten projekt będzie stabilny i rozwojowy. Nie będę ukrywał, że oczekuję większego budżetu. Jeżeli ktoś bierze Enea Astorię jako opcję awaryjną, to ja takich graczy nie chcę mieć u siebie - mówi Artur Gronek.

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Po meczu z Treflem Sopot powiedział mi pan krótko: "w tym sezonie popełniłem kilka błędów". Czy jest już pan po analizie tego sezonu? Jest pan w stanie zdradzić, co to były za błędy?

Artur Gronek, trener Enea Astorii Bydgoszcz: Od błędów zaczynamy... No dobrze! Myślę, że ten zespół nie był przygotowany do intensywności i wymagań, które mu postawiłem. Taktycznych, mentalnych i presji związanej z egzekucją pewnych elementów oraz założeń, które postawiliśmy im jako sztab. Jestem zdania, że zawodnicy powinni robić wszystko, by wyegzekwować założenia taktyczne. Myślę, że ten poziom był dla nich zbyt wysoki.

Inną kwestią jest to, że przed i na początku sezonu źle dobraliśmy system defensywny dla tego zespołu. Chodzi mi o switching (przekazywanie) w różnych ustawieniach obronnych oraz "pack line def". Egzekucja tych elementów nie była zbyt dobra. Na pewno kontuzje i COVID nie ułatwiały nam życie w procesie budowania systemu. Musieliśmy przesuwać zawodników na różne pozycje, by łatać wszystkie dziury. A niestety tak naprawdę nie były to dla nich optymalne pozycje.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie fotomontaż! Niesamowity popis gwiazdy NBA

Brakowało nam zawodnika, który by dowodził na boisku, prawdziwego rozgrywającego i lidera. Takiego gracza, który ciągnąłby zespół w trudnych momentach. Nie wykreowałem takiej postaci. Nie było takiego charakteru w drużynie.

Amerykanin Corey Sanders nie był taką postacią? Nie miał takich cech?

Brakuje mu cech przywódczych, być może to kwestia młodego wieku (24 lata). Trudno było mu wejść w taką rolę. Umówmy się na jedną rzecz: liczba asyst nie decyduje o tym, czy ktoś jest rozgrywającym czy nie. To nie było dowodzenie zespołem pod względem ofensywnym i defensywnym, dyktowanie tempa gry i danych rozwiązań podczas spotkania. A należy pamiętać, że my jako trenerzy możemy mieć plan, ale nie mamy takiej możliwości - jak na treningu - kontroli i zmienienia pewnych elementów. Jesteśmy ograniczeni. Dlatego wydaje mi się, że w tym sezonie zawodnicy mieli problem z egzekucją postawionych przed nimi założeń.

To ich przerosło?

Można tak powiedzieć.

Sanders przez kilka miesięcy pracy wykazał chęć zmiany swojej tożsamości, próbował walczyć ze swoimi mankamentami?

Tak, i to też pokazują statystyki. Na początku był bardzo zorientowany na swoje zdobycze punktowe, później w trakcie sezonu nabrał troszkę umiejętności kreowania pozycji dla innych zawodników.

Niektórzy mówią, że Enea Astoria nie miała swojej tożsamości w tym sezonie. To znaczy chodzi o to, że nie do końca było wiadomo, jak bydgoski zespół zagra w poszczególnym meczu. Co pan odpowie na takie głosy?

Mieliśmy swój zarys i plan. Chcieliśmy być zespołem, który rozgrywa sporo akcji pick&roll. Mieliśmy dobrze czytać tego typu akcje i je egzekwować. Zależało nam na szybkim przechodzeniu po zbiórce w obronie do ataku. W naszym playbooku były też ścięcia po linii końcowej. To było do zaobserwowania. Pytanie brzmi: jaka była tego egzekucja? Tu wracamy do początków naszej rozmowy...

Też nie oszukujmy się, ale trudno jest utrzymać profil zespołu w momencie, gdy nagle wypada 3-5 podstawowych zawodników. Wtedy następuje duże zamieszanie, gracze muszą przejąć inne role, w których nie do końca czują się najlepiej. Trudno jest wykreować system, gdy nagle Michał Chyliński musi grać na pozycji silnego skrzydłowego albo Tomislav Garbić grający przez sześć kolejek jako środkowy. Wtedy wszystko się zmienia o 180 stopni. To nie jest łatwe. Starałem się dopasować do sytuacji, tak aby zawodnicy najprostsze elementy do wykonania. Czy wyszło? Polemizowałbym...

Do pana przylgnęła łatka trenera, który lubi ciężko pracować, czasami nawet za ciężko, według różnych obserwatorów. Jak pan podchodzi do takich opinii?

Nie uważam, by ciężka praca była zła. Nadal będę na nią stawiał. Uważam, że bez ciężkiej pracy nie da się wyegzekwować pewnych elementów. Mnóstwo rzeczy nie będzie funkcjonowało, chyba, że mamy zawodników, którzy są na bardzo wysokim poziomie i im wystarczy pokazać tylko raz lub dwa pewne ustawienia i są w stanie to wyegzekwować w warunkach meczowych.

Czy są tacy zawodnicy na poziomie PLK?

Myślę, że niewielu.

Podpisał pan trzyletni kontrakt z Enea Astorią. To oznacza, że coś fajnego rodzi się w Bydgoszczy?

Uważam, że jeśli chce się zbudować solidne fundamenty, to potrzebny do tego jest czas. I dla trenera i zawodników. Mam na myśli to, że musi być zbudowany rdzeń zespołu, którego do tej pory w Bydgoszczy nie udało nam się zbudować. Muszą być gracze, którzy będą mieli ciągłość w pracy w najbliższych 2-3 latach. To będą odpowiednio wyselekcjonowani koszykarze. Polscy i zagraniczni.

To wcale nie będzie takie proste.

Wiem, że będzie to trudne do zrobienia w bydgoskich warunkach. To jest młody klub, a zespół nie gra w europejskich pucharach. Utrzymanie składu przez 2-3 lata nie będzie łatwe, co pokazuje przykład m.in. Clyburna, który trafił do ligi VTB. Będzie nam trudno konkurować z mocniejszymi i bogatszymi klubami. Ale myślę, że Enea Astoria, jak i ja - młody trener - potrzebują nieco czasu, by zbudować odpowiednią markę. Myślę, że stopniowo będziemy razem rośli w siłę.

Enea Astoria będzie dysponować większym budżetem?

Na chwilę obecną prezes Bartłomiej Dzedzej buduje budżet. Jesteśmy umówieni na pewne kwoty, ale - w dzisiejszych warunkach pandemii koronawirusa - myślę, że nie będzie to stricte to, co sobie zakładamy i marzymy. Trzeba będzie odnaleźć w każdej rzeczywistości. Nie będę ukrywał, że oczekuję większego budżetu. Liczę też na to, że ten projekt będzie stabilny i rozwojowy.

Był pan łączony z Pszczółką Startem Lublin. Coś było na rzeczy?

Były jakieś delikatne rozmowy i dyskusje, ale nie było konkretów i oferty.

Rozmawia pan z zawodnikami na temat przyszłego sezonu?

Tak. Odbyłem już z zawodnikami, którzy mają umowy i chcą tutaj być. Nie chcę nikogo pospieszać. Chcę, by każdy podjął decyzję, która będzie dobra dla niego i klubu. To jest sytuacja, w której dany zawodnik chce być w Bydgoszczy i utożsamiać się z tym miejscem. Musi być głodny wygrywania. Jeżeli ktoś się zastanawia albo bierze Enea Astorię jako opcję awaryjną, to ja takich graczy nie chcę mieć u siebie. Niech idą gdziekolwiek.

Kto ma ważny kontrakt?

Chyliński, Aleksandrowicz, Loncar, Krasuski, Rajewicz, Dambrauskas i Nizioł. Chcemy też podjąć rozmowy w sprawie przedłużenia umowy z Tomislavem Gabriciem.

Adrian Bogucki?

Chciałbym go w zespole, ale on musi chcieć tego, mam na myśli to, że chce być zawodnikiem grającym dla tego zespołu. Inna opcja nie wchodzi w grę.

Dlaczego wskazał pan Wojciecha Kamińskiego jako najlepszego trenera w PLK, a nie Żana Tabaka? Był pan jedynym szkoleniowcem, który dokonał takiego wyboru. Czemu?

Patrzyłem na to, jak trener Wojciech Kamiński - bez większego nakładu finansowego - zmienił drużynę z poprzedniego sezonu. Zrobił świetny wynik, to największy progres w porównaniu do minionych rozgrywek. Słowa uznania dla trenera Kamińskiego.

Jak wygląda sprawa zaległości finansowych Zastalu wobec pana? To już sprawa zamknięta?

Mamy ustalone terminy spłat i klub na bieżąco się z tego wywiązuje. Sytuacja - względem minionych lat - bardzo się poprawiła.

Zobacz także:
Maciej Lampe nie ozłocił Kinga! Mocno chybiona inwestycja
Rafał Juć, skaut NBA: W PLK potrzeba dyrektorów sportowych [WYWIAD]
Gortat posądzony o naruszenie "świętości Lewandowskiego". Jest odpowiedź byłej gwiazdy NBA
Adrian Bogucki: Gdy zadzwonił Zastal, pomyślałem: "serio? chyba żartujesz!" [WYWIAD]

Źródło artykułu: