[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Po ostatnim meczu w Radomiu Krzysztof Szubarga ogłosił zakończenie kariery, tymczasem Filip Dylewicz, który wcześniej zapowiadał "The Last Dance", nadal milczy. Jaki jest więc status 41-letniego koszykarza, siedmiokrotnego mistrza Polski?[/b]
Filip Dylewicz, zawodnik Asseco Arki Gdynia w sezonie 2020/2021: Głód koszykówki nadal jest! Był czas, żeby się zastanowić, przeanalizować i... doszedłem do wniosku, że gdybym teraz przestał grać, to za kilka lat bardzo mógłbym tego żałować. Ponad 20 lat gry na ekstraklasowym poziomie nie zamknąłbym w odpowiedni sposób przez warunki panujące obecnie na świecie.
Czyli mam rozumieć, że... to nie ostatni taniec Filipa Dylewicza?
Chciałbym to zrobić w obecności kibiców na trybunach, to jest moje marzenie, by ten "The Last Dance" był z udziałem publiczności. To jest motor napędowy do dalszej gry, ale też ubiegły sezon pokazał mi, że nadal jestem w stanie rywalizować na niezłym poziomie w PLK. A myślę, że mogę te statystyki jeszcze "podkręcić". Jestem już po rozmowie z trenerem Mitroviciem. Wszystko zapowiada się bardzo ciekawie.
Jak wyglądała rozmowa z nowym trenerem Asseco Arki?
Bardzo optymistycznie. Trener widzi mnie w składzie, choć już w nieco mniejszej roli, dostawałbym kilkanaście minut w danym meczu. Ja i trener i wszyscy dookoła jesteśmy świadomi tego, że nie jestem już w stanie grać po 30 minut w każdym spotkaniu. Ten ostatni mecz w Radomiu to dobitnie pokazał.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: amatorzy mieli skakać do wody. Brutalne zderzenie z rzeczywistością!
Do jakich wniosków wspólnie doszliście?
Na dobrej intensywności jestem w stanie rywalizować z rywalami przez 15-20 minut. To też wyzwanie dla mnie, bo zwykle dostawałem sporo minut i tych szans na punkty, zbiórki czy asysty było po prostu więcej. Teraz będę musiał "podkręcić" tempo, bo tych minut będzie mniej. To mnie jednak nakręca, traktuję to jako wyzwanie. Wierzę, że drużyna będzie ciekawa, z optymizmem patrzę w przyszłość.
Na jakim etapie są rozmowy?
Rozmowy są na zaawansowanym poziomie, wszystko składa się ku temu, że w przyszłym sezonie ponownie założę żółto-niebieską koszulkę. Choć życie uczy, że dopóki kontrakt nie jest podpisany, nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Z tego miejsca jednak deklaruję ogromną chęć gry w Asseco Arce. Uważam, że mogę tej drużynie nadal dać nie tylko doświadczenie, ale jakość koszykarską i pozytywne spojrzenie w szatni.
Muszę w tym miejscu posypać głowę popiołem, bo przed sezonem, gdy pisałem o "The Last Dance" Filipa Dylewicza nie spodziewałem, że będzie pan aż tak dobrze prezentował się na parkietach PLK.
Myślę, że nie tylko ciebie zaskoczyłem. Zagrałem na nosie niektórym niedowiarkom, udowadniając, że wiek to tylko liczba. Niestety pandemia koronawirusa sprawiłaby, że "The Last Dance" byłby niezwykle smutny. Nie ukrywam, że nie czułbym się spełniony, gdybym żegnał się z koszykówką, ale bez kibiców w halach. To dla nich grałem przez te ponad 20 lat. Nadal chcę to robić i z wielką przyjemnością rozegram ten kolejny sezon, w którym - mam nadzieję - pojawią się fani na trybunach i będę mógł się z nimi godnie pożegnać. Lecimy dalej, bo Łukasz Koszarek - swoimi występami w finale - bardzo mnie zaniepokoił, że chce zaatakować rekord wszech czasów PLK. Pokazał, że "młodzież" gryzie.
Zaskoczył swoją dobrą grą, występami w finale PLK? (Tutaj więcej przeczytasz o przyszłości Łukasza Koszarka).
Zaskoczył? No jak? To jest Łukasz Koszarek! Dla mnie najlepszy rozgrywający w historii PLK. Będę mocno trzymał się tej tezy. Od wielu lat pokazuje, że nie trzeba wysoko skakać, robić magicznych kozłów między nogami, tylko trzeba być mądrym, inteligentnym, grać dla drużyny, brać odpowiedzialność w ważnych momentach. To jest koszykarski fenomen, chylę czoła przed nim. Byłoby mi miło, gdybym mógł z nim zagrać jeszcze jeden sezon. Może taki "koszarkowo-dylewiczowy" ostatni taniec? Będę musiał do niego zadzwonić, a może sam się odezwie po wywiadzie?
Kiedyś szepnął mu pan dobre słowo o Treflu Sopot i przyszedł do tego klubu po wojażach zagranicznych.
Rozmawiałem z nim i powiedziałem mu kilka słów o "Monciaku" i to wystarczyło! Oczywiście mówię to w żartach, bo Koszarek jest profesjonalistą. Nie ukrywam, że byłoby fajnie znów zagrać w jednej drużynie. To jest koszykarz, który sprawia, że inni dookoła w drużynie czują się dobrze.
Był pan zaskoczony porażką Zastalu w finale PLK?
Tak. Ten sezon przyzwyczaił mnie do tego, że drużyna z Zielonej Góry jest hegemonem, zespołem niezniszczalnym. Typowałem zwycięstwo Zastalu, ale nie zdawałem sobie sprawy - o czym później wspomniał Żan Tabak - jak duży wpływ na drużynę miały transfery Ponitki i Lundberga. To byli kluczowi gracze obwodowi. Dodamy do tego zmęczenie, podróże i dużą liczbę meczów. Drużyna z Ostrowa Wielkopolskiego okazała się lepsza i wygrała tę rywalizację całkowicie zasłużenie.
Są tam warunki do powstania czegoś wielkiego?
Jak najbardziej. Są ku temu świetne warunki. Jest piękna hala, charyzmatyczny właściciel Paweł Matuszewski, który teraz wrzuci kolejny bieg, by jeszcze przyspieszyć, pokazać, że jest w stanie zbudować potęgę. Napisałem do właściciela, pogratulowałem mu sukcesu i życzyłem powodzenia w przyszłości. Miałem okazję przez chwilę tam grać. Super atmosfera, niesamowici kibice. Po dominacji Anwilu i Zastalu to jest nowy powiew świeżości dla PLK. I dobrze, bo im więcej takich ośrodków, tym lepiej dla koszykówki.
Zobacz także:
Był ważną częścią rewelacji ligi. Teraz może przebierać w ofertach
Stal była lepsza. Ale to niesmaczne mistrzostwo [KOMENTARZ]
Igor Milicić o dominacji nad Zastalem. Mówi też o pojedynku z Tabakiem
Koszykówka. Prezes Legii Warszawa: 4. miejsce za bardzo małe pieniądze [WYWIAD]