Ta drużyna musi walczyć o najwyższe cele - rozmowa z Piotrem Duninem-Suligostowskim, Prezesem Wisły Can-Pack

Po nieudanym poprzednim sezonie w sekcji koszykarek Wisły Can-Pack Kraków zaszło sporo zmian. Przybył doświadczony trener z Hiszpanii, zmienił się też skład zespołu, który walczyć ma nie tylko o odzyskanie prymatu w kraju, ale też o jak najlepszy wynik w rozgrywkach FIBA EuroCup. O planach i zmianach w drużynie rozmawialiśmy z prezesem sekcji koszykarskiej w Wiśle, Piotrem Duninem-Suligostowskim.

Piotr Kostogrys: Cele Wisły Can-Pack Kraków na nadchodzący sezon są znane. Czy znając doniesienia z innych klubów, może Pan powiedzieć coś w temacie ewentualnej zmiany w układzie sił w polskiej lidze?

Piotr Dunin-Suligostowski: - Funkcjonuje coś takiego jak "giełda", która mniej więcej przedstawia, jakie kontrakty i w jakich klubach zostały zawarte. Na dzień dzisiejszy nie ulega wątpliwości, że co najmniej tak samo mocny jak w roku ubiegłym, będzie Lotos PKO BP Gdynia. Praktycznie jest to niemal ten sam skład, co przed rokiem. Został jednak dobrze uzupełniony australijską rozgrywającą. Na pewno jest to bardzo mocna drużyna i jeden z głównych kandydatów do zdobycia mistrzostwa, a w ich wypadku - do obrony tytułu. Jeśli chodzi o pozostałe zespoły, to wraz z nami czołówkę nadal tworzyć powinny KSSSE AZS PWSZ Gorzów i CCC Polkowice. Być może dołączy do niej jeszcze zespół z Torunia, który ma bardzo ambitne cele z takim też trenerem - Elmedinem Omaniciem. Powstaje tam całkiem ciekawy zespół, który wzmocniła Agata Gajda. Robią też bardzo ciekawe przymiarki, jeśli chodzi o transfery zagraniczne. Na pewno będzie to zespół z tej górnej części tabeli. Na ile jednak uda im się włączyć do walki o medale na dziś trudno powiedzieć. W koszykówce, jak i w każdej innej grze zespołowej, nie zawsze to co na papierze przekłada się na to co na boisku, czy parkiecie. Często teoretycznie mocny skład niekoniecznie dobrze funkcjonuje. Różne bywają tego przyczyny. Przykładem może być nasza zeszłoroczna drużyna, uznawana za bardzo mocną, która nie spełniła pokładanych w niej nadziei i oczekiwań. Graliśmy bowiem dużo poniżej możliwości.

Wiadome jest, że choćby przez grę w Eurolidze, Lotos Gdynia i KSSSE AZS PWSZ Gorzów będą starały się bardziej intensywnie wzmocnić skład. Czy nie boicie się powtórki z poprzedniego roku?

- To jest trudne pytanie, bo jest wiele czynników, które mogą wpływać na układ sił. Okno transferowe jest otwarte aż do stycznia, więc ciągle można spodziewać się uzupełnień składów, ale myślę, że jednak wielkich rewelacji już nie będzie. Generalnie kompletując skład, większość drużyn zostawia sobie jakiś ruch na drugą część sezonu, czyli na fazy play-off polskiej ekstraklasy i rozgrywek europejskich. Możemy więc tutaj mówić o jakimś dodatkowym jednym transferze i oczywiście to może być transfer tzw. hitowy. Jednak w momencie startu ligi te bazowe składy będą już dobrze znane. Skład Lotosu jest już w zasadzie domknięty, nie wiem czy w ogóle myślą o jakichś dodatkowych ruchach na styczeń, kiedy to przyjechać ma Tamika Catchings. Mają Alanę Beard i bardzo dobrą nową rozgrywającą, o której już wspomniałem, czyli Erin Phillips z Australii. Na tej pozycji na rotację jest dobrze grająca Paulina Pawlak. Wreszcie mają ten sam skład, jeśli chodzi o strefę podkoszową, z Ivaną Matović, Magdaleną Leciejewską i Martą Jujką. Tutaj nie powinno być większych niespodzianek. W zespołach z Gorzowa i Polkowic można spodziewać się jeszcze jakichś ruchów, ale nie przewiduję takiej sytuacji, aby zmiany kadrowe związane z zakończeniem okna transferowego mogły radykalnie zmienić szanse tych drużyn. Na pewno mogą to być wzmocnienia, ale – czego nikomu się nie życzy – mogą też być osłabienia. Trudno też powiedzieć jak finansowo będą funkcjonować drużyny ligi. Mieliśmy przykład w tamtym sezonie, że zespoły startujące z "wysokiego c" miały później o wiele niższe możliwości i były rozwiązywane kontrakty z zawodniczkami. Mam nadzieję, że w tym roku taka sytuacja się nie powtórzy, aczkolwiek trudno to przewidzieć. Założenia na ten sezon były takie, że w lidze miało grać 14 drużyn. Na dziś liga jest 13-to zespołowa i są niewielkie szanse, że będzie komplet drużyn. Aczkolwiek sprawa nie jest jeszcze zamknięta. Pabianice, które zgłaszały akces do wykupienia "dzikiej karty" i uzupełnienia tej trzynastki, w pewnym momencie wycofały się z walki o to miejsce, ale jakiś promyk nadziei jeszcze się pojawił. Być może będą tą 14-tą drużyną. Jak to wszystko będzie wyglądało, pokaże dopiero sezon.

Jak wiadomo firma Can-Pack postanowiła nadal sponsorować wiślacką koszykówkę. Kibice obawiali się jednak, że zespół może zostać bez sponsora. Czy rozmowy na temat przedłużenia umowy były bardzo trudne?

- W sytuacji gdy sponsor łoży bardzo duże pieniądze na drużynę i są stawiane cele, to naturalną rzeczą jest rozliczenie z ich realizacji. Bez wątpienia różnego rodzaje niepokoje się pojawiały i nie były nam one obce. Drużyna była na pewnego rodzaju równi pochyłej i w poprzednim sezonie nawet ten brązowy medal został wywalczony po ciężkiej walce. Muszę jednak powiedzieć, że nie było w żadnym momencie przez firmę Can-Pack postawionego ultimatum, że jeśli nie będzie mistrzostwa, to oznacza wycofanie się sponsora. Taki cel był jednak postawiony, więc można było zakładać, że sytuacja może rozwinąć się różnie. Czy rozmowy były trudne? Firma Can-Pack jest bardzo potężną i poważną firmą. Niejednokrotnie Pan Prezes Jerzy Sarna podkreślał, że działają w dłuższych perspektywach. To nie jest kaprys chwili, ani coś w stylu "zobaczymy", a za chwilę przestaniemy bawić się w koszykówkę. My też byliśmy – nie mniej niż firma Can-Pack – zawiedzeni efektem końcowym ubiegłego sezonu, niemniej cały czas wierzyliśmy, że ta współpraca będzie kontynuowana. Rozmowy nie były więc stawiane na "ostrzu noża", ale oczywiście były bardzo poważne, momentami trudne, ale rozmawiali dwaj poważni partnerzy. Dla firmy Can-Pack tradycja i wartość medialna Wisły jest duża, ale przecież i sam Can-Pack jest bardzo uznaną marką. Rozmowy były poważne, ale nie było aż tak dramatycznie, jak kreowały to niektóre media, co w mojej opinii było momentami wręcz irytujące. Po porażce, a przecież sport niesie ze sobą możliwość przegrania, pisanie że firma Can-Pack wycofuje się – było nakręcaniem niepotrzebnych i negatywnych emocji. Mieliśmy nadzieję, że współpraca będzie kontynuowana, no i co najważniejsze jest kontynuowana. Zdajemy sobie sprawę, że ten zbliżający się sezon musi być odmienny od poprzedniego. Nie mogą powtórzyć się sytuacje, które doprowadziły do niewykorzystania potencjału, jaki mieliśmy, a co sprawiło, że zespół zajął niesatysfakcjonujące miejsce w walce o mistrzostwo Polski. Pozostał też wielki niedosyt w grze w Eurolidze. Naprawdę niewiele zabrakło, aby awansować do upragnionej ósemki.

Jesteśmy głęboko przekonani, że nowy trener, którym jest José Ignacio Hernández, wykreuje – jak sam mówi – właściwą atmosferę, czyli stworzy w drużynie właściwe relacje. Pomiędzy samymi zawodniczkami, jak i ze sztabem trenerskim. Jeżeli wszyscy będą zmierzali w jednym kierunku i utożsamiali się z jednym celem, to jestem przekonany, że przy tym potencjale drużyny i przy opcji wzmocnienia na drugą część sezonu zawodniczką z USA, ta drużyna musi walczyć o najwyższe cele.

Czy którakolwiek z koszykarek, z którą Wisła podpisała umowę, rozważała jej rozwiązanie, po tym jak okazało się, że nie otrzymaliśmy "dzikiej karty" na grę w Eurolidze?

- Podpisywaliśmy kontrakty wierząc, że miejsce w Eurolidze otrzymamy. Zawodniczki, z którymi podpisywaliśmy umowy, też tak planowały ten sezon. To ważny czynnik. Gra w Eurolidze najbardziej bowiem promuje koszykarki. Gdy okazało się, że Euroligi nie ma to były pewnego rodzaju obawy, ponieważ część zawodniczek mogła nie podjąć mniejszego wyzwania i mogła pokusić się o poszukanie klubu, który gra w Eurolidze. Cześć zawodniczek miała podpisane kontrakty opcjonalne na grę w Eurolidze lub w EuroCup - i tutaj tego niebezpieczeństwa nie było. Jednak część zawodniczek miała kontrakty, które z góry zakładały występy w Eurolidze. Decydującym czynnikiem było jednak przyjście do Wisły tak doskonałego duetu trenerskiego. To na pewno było ważne. Zagramy wprawdzie "tylko" w EuroCup, ale jesteśmy klubem o określonej marce, a z Krakowem wiele koszykarek jest w mniejszym lub większym stopniu zżytych. Po negatywnej decyzji FIBA nie było więc sytuacji, która groziłaby rozwiązaniem jakiegokolwiek kontraktu. Było natomiast wielkie rozczarowanie, które towarzyszyło i nam i zawodniczkom.

Na pewno na grę w Eurolidze liczył też trener José Ignacio Hernández. Jak zareagował na to, że w tym roku zagra o poziom niżej?

- On też oczywiście liczył na Euroligę, więc był rozczarowany. Ale nie było sytuacji, żeby niezakwalifikowanie się do tych rozgrywek miało stanowić podstawę do rozwiązania kontraktu, także przez trenera. Są do zrealizowania co najmniej trzy cele. Dwa są niezmienne, to jest Mistrzostwo Polski i co za tym idzie odzyskanie należnego Wiśle miejsca w kraju. Jest Puchar Polski i na przygrywkę sezonu Superpuchar. Nie ma Euroligi, ale jest EuroCup, w którym występuje wiele ciekawych drużyn i siłą rzeczy w tych rozgrywkach poprzeczka jest wyżej postawiona. Jeśli mówiliśmy, że w Eurolidze walczymy o pierwszą ósemkę, to myślę, że tym razem nasze ambicje – żeby nie zapeszyć – są dużo, dużo wyższe.

Hiszpan to znana marka w Europie. Jak udało się Wam ściągnąć tak znanego szkoleniowca do Polski?

- Po poprzednim sezonie, a w zasadzie już przed jego zakończeniem, stało się dla nas jasne, że być może do sprawy budowania drużyny należy podejść inaczej. W poprzednich sezonach zaczynaliśmy budowę od strony zawodniczek. Pozyskiwaliśmy nieraz bardzo drogie koszykarki, które z założenia prezentowały odpowiedni poziom. Szukaliśmy bardzo dobrych trenerów, ale te akcenty były mocniej przesunięte na stronę zawodniczek. Teraz postanowiliśmy zacząć od drugiej strony, czyli budować zespół i nadzieję na kolejny sezon od znalezienia znakomitych trenerów. Oczywiście w miarę naszych finansowych możliwości oraz realności tego pomysłu. W zasadzie od początku patrząc na ostatnie sukcesy hiszpańskiej koszykówki stwierdziliśmy, że byłby to najlepszy kierunek. Były różne opcje, ale przymierzaliśmy się właśnie do tego rynku. Gdy pojawiła się możliwość zatrudnienia trenera José Ignacio Hernándeza, to sprawy potoczyły się dość szybko. Na rynku europejskim, mimo że nie zagramy w Eurolidze, Wisła zdobyła pewną markę. Jesteśmy klubem ze 100-letnią tradycją, a w ostatnich latach daliśmy się poznać jako marka, która zawsze wywiązywała się ze wszelkich, w tym i finansowych zobowiązań, względem trenerów i zawodniczek. Ta pozytywna opinia o mieście i ludziach, którzy w klubie pracują, roznosiła się po Europie i Stanach Zjednoczonych. Mamy więc dobrą markę i tutaj nikt nie obawia się przyjechać. Nikt też nie obawia się, że w połowie sezonu będziemy niewypłacalni. Kraków ma pewną magię, więc również przyciąga. Trener Hernández postanowił z tej szansy skorzystać i nasze rozmowy były bardzo szybkie i konkretne. Decyzja zapadła, zresztą ku zaskoczeniu koszykarskiego światka hiszpańskiego oraz samej Salamanki, w której trener miał wciąż ważny kontrakt. Hernández postanowił spróbować czegoś innego i mamy to szczęście, że trafił do nas.

Umowa została podpisana na rok?

- Tak, mamy umowę podpisaną na najbliższy sezon. Zobaczymy jak to będzie wyglądać. Zobaczymy jak będzie mu się tutaj pracować i jak wejdzie w to krakowskie środowisko. Jeśli to wszystko da sukces, to absolutnie nie wykluczam, że nasza współpraca będzie kontynuowana.

Można spodziewać się, że obecna Wisła Can-Pack będzie silniejsza od tej z poprzedniego roku?

- To zawsze jest bardzo trudno przewidzieć. Jeżeli zawodniczki, które znajdą się w naszej drużynie, stworzą kolektyw, to mogą wziąć wzór na przykład z tego, jakim zespołem był w poprzednim sezonie węgierski Sopron. Tam nie było wielkich nazwisk, wielkich gwiazd. Grały młode zawodniczki, które stanowiły po prostu zespół. I to wyniosło tą drużynę aż do Final Four Euroligi. Bardzo trudno jest dziś prowadzić jakiekolwiek porównania, bo żeby odpowiedzieć na to pytanie to trzeba by próbować oceniać czy Janell Burse jest lepsza od Slobodanki Maksimović, albo czy Liron Cohen jest lepsza od Jeleny Skerović. No i czy Amerykanka, którą ściągniemy, będzie lepsza od Candice Dupree? Z drugiej strony warto popatrzeć na zawodniczki amerykańskie, np. wspomnianą Dupree, która w WNBA zawsze znajdowała się w zestawie gwiazd ligi, która radzi sobie świetnie i jest tam niesamowicie skuteczna. Zdobywa prawie w każdym meczu ponad 20 punktów i dokłada do tego nawet po kilkanaście zbiórek. A w poprzednim sezonie, w naszej drużynie, zwyczajnie nie potrafiła się odnaleźć. Gdyby ktoś chciał ją oceniać, to na postawie gry u nas stwierdziłby, że nie jest to nie wiadomo jaka koszykarka. A w WNBA widzimy zupełnie inną zawodniczkę. Trzeba jednak przyznać, że tam gra na innej pozycji, bardziej w strefie podkoszowej. Dostaje piłki i wykonuje szybkie manewry kończące. U nas była ustawiana bardziej na obwodzie i na pewno taką pozycję mniej preferuje. Dlatego jej występy mogły być nie do końca przekonywujące. Bardzo trudno dziś przeprowadzić jakiekolwiek porównania. Dlatego nie odważę się na takie analizy.

Czy to będzie mocniejszy zespół? Wierzymy, że tak. Oprócz wartości, jaką wnoszą poszczególne zawodniczki, które do nas dołączą, są jeszcze te, które już znamy. Marta Fernández jest koszykarką o określonej marce i o takich predyspozycjach, jakie do taktyki, którą preferuje trener Hernández, doskonale powinny pasować. W tej taktyce chodzi o dobrą obronę i szybkie wyjście do ataku. Pamiętajmy, że doszło jednak do sporych zmian w składzie. Odeszła Jelena Skerović, której zawdzięczamy bardzo dużo. Jelena jest tak jak i Anna DeForge symbolem i częścią historii naszego klubu. Jednak ten ostatni sezon był szalenie nieudany w jej wykonaniu. Wierzymy, że przychodząca w jej miejsce Liron Cohen poprowadzi tą drużynę w trochę inny sposób. To inna rozgrywająca, która grając w reprezentacji Izraela prezentuje się znakomicie. Bardzo dobrze spisywała się też w poprzednich sezonach w zespole Maxima Broker Košice. Ma świetny rzut z dystansu, bardzo dobre podanie. Inaczej rozgrywa i mniej kozłuje od Skerović. Zobaczymy jak sprawdzi się w Wiśle.

Indywidualne umiejętności zawodniczek w tym sezonie nie powinny być mniejsze, a gdy dojdzie do tego bardzo dobra atmosfera i wspólna walka plus sztab trenerski o określonej renomie, to będziemy mieć bardzo mocny zespół i na pewno podejmiemy walkę o osiągnięcie najwyższego celu w polskiej lidze, jak i w EuroCup.

Nowym centrem Wisły będzie Amerykanka Janell Burse. Poprzednią zawodniczką z USA na tej pozycji była Kara Brown-Braxton. Która z nich, Pana zdaniem, jest lepszą koszykarką?

- Szukaliśmy mocnej zawodniczki na pozycję centra. Od początku było oczywiste, że chcemy, aby była to czarnoskóra zawodniczka z USA. Rynek takich koszykarek nie jest szeroki, choć oczywiście jest kilka znakomitych graczy na tej pozycji. Na ogół są one jednak poza zasięgiem drużyn europejskich - grają w Rosji i nikt nie jest w stanie przebić tamtejszych ofert. Z pozostałej grupy wyselekcjonowaliśmy kilka zawodniczek. Patrzyliśmy na ich występy w WNBA oraz w Europie. Janell Burse grała dwa lata w zespole z Pragi i spisywała się tam bardzo dobrze. M.in. w jednym z meczów nam rzuciła około 20 punktów. Miała bardzo dobre statystyki w zbiórkach i zdobyczach punktowych. Wydaje nam się, że jest to koszykarka, która będzie pasować do naszej koncepcji. Ktoś może oczywiście nam zarzucić, analizując statystyki WNBA, że nie ma tam obecnie znakomitych osiągów, ale pamiętajmy, że ona gra w Seattle Storm, gdzie na jej pozycji dominuje Lauren Jackson, więc siłą rzeczy jest zawodniczką wchodzącą. Czy to dobrze, czy źle? Można na to różnie patrzeć. Z jednej strony, mówiąc nieładnie, nie będzie to zawodniczka "zajechana", więc może i dobrze. Na pewno inaczej gra się w rozgrywkach EuroCup, czy w polskiej lidze, a jeszcze inaczej w WNBA. Opierając się na statystykach europejskich my wierzymy, że spełni ona pokładane w niej nadzieje.

Wspominając natomiast Karę Brown-Braxton można powiedzieć, że jest to koszykarka niepowtarzalna. Kara ma niesamowity potencjał fizyczny i dobry rzut, ale jest to koszykarka nie do końca przestrzegająca wszystkich reżimów, cechujących profesjonalnego zawodnika. Również i w Stanach miewa problemy, o których nie chcę wspominać.

Pozyskanie Kateřiny Zohnovej to, poza zwiększeniem siły ofensywnej, jakiś ukłon w stronę męskiej części widowni? Czeszka wybrana została bowiem miss parkietów, poprzedniego sezonu.

- To bardzo miłe posiadać tak atrakcyjną zawodniczkę w drużynie, ale mówiąc poważnie – głównie patrzyliśmy na jej cechy koszykarskie. W poprzednim sezonie, choć wciąż nie chcę porównywać składów, naszą słabą stroną był rzut za trzy punkty. "Katka" jest zawodniczką, która była najlepszym trzypunktowym strzelcem w polskiej lidze. Ma też świetną skuteczność w rzutach za dwa punkty. Taka koszykarka jest nam potrzebna, dodatkowo przyjęła naszą ofertę z radością, bo chciała grać w Wiśle. Jest to element, który bardzo dobrze rokuje. Zawodniczki, które przychodzą nie tylko dla kontraktu, ale również dla pewnych ambicji, aby zagrać w danym klubie, wnoszą dodatkową wartość. Głęboko wierzymy, że poprzez swoje umiejętności rzutowe, znakomicie uzupełni nasz skład.

Kontuzjowana w poprzednim sezonie Ania Wielebnowska wróciła już do treningów, czy jest już na tyle sprawna, aby od początku rundy grać w wyjściowej piątce?

- Tak. Ania po bardzo poważnej kontuzji i poważnym zabiegu chirurgicznym rozpoczęła dużo szybciej swoją rehabilitację, niż oczekiwano. Przebiegała ona bez najmniejszych problemów. Na dziś Ania, na tle zawodniczek, które nie miały przerwy, wcale nie prezentuje się gorzej. Ma bardzo dobrą motorykę, dużą ambicję, a do tego dochodzi "głód gry" po długiej przerwie. Jesteśmy przekonani, że od początku sezonu będzie zawodniczką, która wniesie dużą wartość do drużyny.

Jaką nową jakość mogą dać Wiśle młode Polki, Agnieszka Kułaga i Magdalena Skorek?

- Magdalena Skorek to zawodniczka, która z Wisłą związana jest od dawna. Była wypożyczana, co wynikało z różnych przyczyn. Najczęściej dlatego, że kolejni trenerzy widzieli ją jako typową rezerwową, co Magdaleny nie satysfakcjonowało. Ona chciała grać i obserwując ją widać, że zrobiła olbrzymi postęp. Okrzepła i posiada szereg wartościowych cech. Pokładamy w niej bardzo duże nadzieje. Rozmawialiśmy z trenerami i ustaliliśmy, że w zespole musi być większa rotacja. Magdalena, mam nadzieje, będzie dużo grała i wniesie swoją wartość do drużyny.

Agnieszka Kułaga jest natomiast bardzo interesującym uzupełnieniem zespołu na pozycji "jeden". Jest to bardzo przemyślany transfer. To zawodniczka, którą przed podpisaniem kontraktu obejrzeliśmy na wielu nagraniach, z jej występów w lidze akademickiej NCAA. Spisywała się tam bardzo dobrze. Nie jest łatwą rzeczą zaistnieć Europejce w ligach amerykańskich. I nie ma znaczenia, czy jest to WNBA, czy NCAA. Koszykówka jest w Stanach Zjednoczonych tak powszechna i jest tam tyle znakomitych zawodniczek amerykańskich, że przebicie się do pierwszej piątki ma swoją wymowę. To oznacza, że była lepsza od wielu Amerykanek. Obserwując jej występy widzieliśmy w niej te cechy, które powinny dać jej szansę na rywalizację z Liron Cohen. Wszystko zależy od niej, a my uważamy, że jej potencjał i umiejętności są wystarczające. Jest szybka, ma świetną motorykę i bardzo dobry rzut. Potrafi dobrze i szybko podać. Na pewno nie będzie łatwo, ale musi podjąć rywalizację, co pomoże w podniesieniu poziomu w zespole. Wiadomo bowiem, że brak rywalizacji jest zawsze czynnikiem negatywnym.

Można spodziewać się, że lista potencjalnych koszykarek z WNBA, z której ktoś do zespołu jeszcze dołączy jest już sporządzona?

- To na razie za dużo powiedziane. Rozważać będziemy całą grupę zawodniczek. Pamiętajmy, że mówimy o koszykarce, którą chcemy pozyskać na drugą połowę sezonu. Na bieżąco współpracujemy z różnymi menedżerami rynku amerykańskiego, zbieramy propozycje. Wszystko wskazuje na to, że będziemy szukać zawodniczki na pozycji "trzy", ale chcemy sobie zostawić trochę czasu. Chcemy trochę pograć i zobaczyć jak będziemy funkcjonować w tym składzie, który posiadamy. Wtedy dopiero zdecydujemy jaką koszykarkę, na jaką pozycję, i o jakich cechach, będziemy szukać. To będzie czas na stworzenie krótszej listy zawodniczek i podjęcie negocjacji. Jak wiadomo nie tylko cechy zawodniczki i umiejętności decydują o tym, że ktoś przyjdzie do danego klubu. Ważne są też oczekiwania finansowe, a także to w jakim kraju dana koszykarka jest gotowa grać, bo niekoniecznie musi chcieć grać w Polsce.

Czy Wisła zamierza organizować jakieś akcje marketingowe, aby w większym stopniu zapełnić trybuny.

- Cały czas zastanawiamy się nad tym co w tym kierunku zrobić. W tym sezonie mocniej będziemy chcieli promować koszykówkę w szkołach. Zresztą istnieje spora lista szkół, które regularnie korzystają z naszych zaproszeń. Chcemy wciągnąć jak najwięcej młodych ludzi w koszykówkę, aby stworzyć też przyszłą widownię. Staramy się jak najszerzej wyjść marketingowo, ale nie jest to takie proste, ani skuteczne, jakby się wydawało. Na pewno będziemy starali się w tym sezonie zrealizować cel, który w poprzednim się nie udało. Chodzi o cykliczne spotkania z zawodniczkami czy trenerami, choćby w "Restauracji u Wiślaków". Planujemy też wizyty zespołu w szkołach. Być może uda nam się zorganizować jakieś warsztaty, które mogłyby poprowadzić nasze koszykarki. To są jednak trudne rzeczy, głównie ze względu na kalendarz. Rozgrywki ligowe, pucharowe, mecze gwiazd - to wszystko musi się zmieścić w terminie od końca września do początku mają. Do tego dochodzą przerwy świąteczne oraz terminy FIBA. W pewnych okresach okazuje się, że tego czasu – nie tylko na takie spotkania – zwyczajnie brakuje. My niekiedy nie mamy czasu choćby na mikrocykle treningowe. W poprzednim sezonie od końca września do grudnia graliśmy co trzy dni. Do tego dochodzą czasami bardzo dalekie podróże, tak jak w zeszłym roku, kiedy podróżowaliśmy od Orenburga po Salamankę. To było życie na walizkach, które urozmaicało wyłącznie rozgrywanie kolejnych spotkań. Mniej mieliśmy więc czasu nawet na same treningi i pracę nad taktyką, nie mówiąc o tym, że przy tego rodzaju cyklu nie ma nawet okazji na jakikolwiek proces odnowy biologicznej.

W tym roku w pierwszej części sezonu zagramy jednak mniej meczów w europejskich pucharach, więc jest możliwe, że czasu będziemy mieć wtedy trochę więcej. Chcemy wyjść z kilkoma inicjatywami, także po to, aby kreować pozytywną atmosferę wokół koszykówki, również w tych środowiskach do których jeszcze dotychczas nie dotarliśmy.

Źródło artykułu: