Fundacja MG13 zakończyła niedawno kolejną edycję Marcin Gortat Camp. Coroczny cykl treningów funkcjonuje nieprzerwanie od 2008 roku. W tym roku campy dla dzieci w wieku 9-13 lat odbyły się w siedmiu miastach (Łódź, Warszawa, Kraków, Rumia, Płock, Dąbrowa Górnicza, Zgierz). Co więcej, również i tym razem zorganizowano dwa spotkania dla dzieci z niepełnosprawnością ruchową - w Krakowie i warszawskiej dzielnicy Wilanów.
W tegorocznej edycji wzięło udział około tysiąca dzieci z całej Polski, jednak liczba ta stanowi jedynie jedną trzecią wszystkich zgłoszeń, a podczas kilkudniowej trasy po kraju, Marcinowi Gortatowi towarzyszyli m.in. Maciej Zieliński, Łukasz Wiśniewski, Kamil Chanas, Michał Ignerski, Andrzej Pluta, Rafał Juć, a także reprezentanci Polski w koszykówce na wózkach.
Pamela Wrona, WP SportoweFakty: Popularyzacja koszykówki i aktywności fizycznej wśród najmłodszych to główna dewiza Fundacji MG13 - ale co jeszcze kryje się za Marcin Gortat Camp?
Marcin Gortat: Myślę, że przekaz, jaki staramy się dać dzieciom, pewne mądrości życiowe i rzeczy, o które niekiedy proszą rodzice. Co roku przeprowadzamy sondy i pytamy, co możemy zrobić jeszcze dla ich dzieci, żeby wpłynąć na ich rozwój. Przede wszystkim chodzi o rozmowę, przekazanie najważniejszych wartości - to są rzeczy, które robimy pod koniec campu. Ze względu na ograniczenia czasowe, nie możemy poświęcać na to zbyt wiele czasu, natomiast przeznaczamy przynajmniej kilkanaście minut na to, by poruszyć chociaż najważniejsze tematy - aby nie zanudzić dzieci, ale by mogły poznać pewne rzeczy z perspektywy sportowców.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramka-marzenie! Można oglądać do znudzenia
Jak istotna jest rola rodzica w kształtowaniu młodego sportowca?
Campy to oczywiście również kontakt, który nawiązujemy z rodzicami, a oni z nami. Staramy się pomagać rodzicom w momencie, kiedy dziecko dobrze się rozwija i zaczynają dochodzić do punktu, kiedy pojawiają się pierwsze oferty z klubów, propozycje wyjazdów - i to są te momenty, gdzie staramy się podpowiedzieć, co byłoby najbardziej korzystne i najlepsze dla danego dziecka, a rodzice starają się z tego korzystać.
Są jednak pewne trudności?
Oczywiście, zawsze jest grupa rodziców, która uważa, że wie najlepiej, co jest dobre dla ich dziecka i wówczas sami podejmują decyzje. Ale są tacy, którzy są z nami w stałym kontakcie. My nie mamy w tym żadnego interesu, zależy nam jedynie na tym, by dzieci nie miały zniszczonej przyszłości.
Czyli brakuje również odpowiedniego ukierunkowania?
Tego zdecydowanie brakuje. Żyjemy w czasach, gdzie są silne social media, gdzie dzieci wracając po treningu do domu, wiele czasu spędzają w sieci. Jeżeli mają to robić, muszą robić to w mądry sposób. Można przeglądać YouTube w poszukiwaniu dennych filmików, a można znaleźć kursy i materiały motywacyjne, dzięki którym podniesiesz swoje kwalifikacje, nie tylko w koszykówce. Są programy edukacyjne, z których można naprawdę wiele wyciągnąć.
Jest dużo rzeczy, które moglibyśmy jeszcze dzieciom przekazać, natomiast duża rola jest w tym rodzica. Zastanawialiśmy się nawet, czy nie zorganizować campów również dla rodziców, ale wydaje mi się, że nie miałbym wiarygodności, ponieważ sam nie mam dziecka, więc prawdopodobnie do niektórych trudno byłoby przemówić.
Niekiedy rzuty, kozłowanie i zasady gry w koszykówkę schodzą na dalszy plan. Nieodłącznym elementem campów są te, organizowane dla dzieci z niepełnosprawnością ruchową. To coś, czego zdecydowanie potrzeba?
Nie krytykując dziś poczynań Związku, trzeba powiedzieć, że cały departament koszykarzy jeżdżących na wózkach naszej reprezentacji jest pozostawiony dla siebie samych, brakuje wsparcia i to jest smutne. Dlatego planują wyjście z PZKosz, chcą stworzyć własny, osobny związek, a pieniądze, które są przekazywane na nich, będą mogli fizycznie samodzielnie wykorzystać na swoje szkolenie i zgrupowania. Nie ma zbyt wiele inicjatyw, brakuje na to środków. Mimo chęci zawodników i działaczy, bez wystarczającego wsparcia zrobi się niestety niewiele. Wychodzimy z inicjatywą jako Fundacja, a dzięki naszemu wsparciu od strony medialnej i marketingowej, jesteśmy w stanie to podciągnąć, a wiedzę, trening i doświadczenie przynoszą już chłopaki z reprezentacji, co jest niesamowite. Gdyby nie oni, campy dla dzieci z niepełnosprawnością wyglądałyby inaczej i nie miałyby takiej wartości.
Dla nas nie jest łatwe spotkać się z taką młodzieżą, porozmawiać i patrzeć, jak niektórzy starają się, a nie zawsze wychodzi. Jak walczą i próbują pokonywać przeszkody. To coś świetnego. Pomimo że jest to dla nas czternasty rok campów, a ósmy dla dzieci na wózkach, jest to dla nas lekcja pokory. Po takim treningu doceniamy wszystko to, co mamy w życiu.
Zatem, co po campach jest największą nagrodą i wartością dla Marcina Gortata?
Co jest dla mnie największą wartością? Chyba satysfakcja. Świadomość, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Cały sztab, który mi towarzyszył i pracuje przy organizacji, jest bardzo dobrze zgrany i zorganizowany, a wymaga to dużego poświęcenia i nie jest łatwe, jak się wydaje. To kilka miesięcy przygotowań przed, pełna koncentracja i zaangażowanie w trakcie. To, że nazwisko Gortat widnieje w wielu miejscach, nie oznacza, że wykonuję to sam. To masa ludzi, która przy tym pomaga. Jest niesamowita satysfakcja, gdy po zakończonej edycji siedzimy w fotelu z drinkiem w ręku, ciesząc się, że mogliśmy potrenować z młodzieżą, jednocześnie mając przy tym nadzieję, że być może mieliśmy okazję zmienić życie niejednego młodego chłopca, czy niejednej dziewczynki. To na koniec sprawia nam największą przyjemność.
Jak można podsumować tegoroczną edycję?
Bardzo dobrze, przede wszystkim odświeżyliśmy rekord z drugiego roku naszych campów, gdzie 13 lat temu jeździliśmy po Polsce i odwiedziliśmy 8 miast. Tak było również w tym roku - zorganizowaliśmy 8 campów w siedmiu miastach, w tym dwa dla dzieci poruszających się na wózkach. Liczymy na to, że za rok - jak nie 8 - zrobimy przynajmniej 6. Nie ukrywam, że jest to wyczerpujące. Cała moja grupa ludzi przez dwa tygodnie była wyjęta z życia, jeździliśmy z miasta do miasta, dojeżdżając często około północy. Rozkładaliśmy sprzęt, kładąc się często nad ranem, by po kilku godzinach wstać i zacząć kolejny camp, po którym pakowaliśmy się i jechaliśmy w dalszą trasę. Teraz wracamy do normalnego funkcjonowania, fundacyjnego życia i będziemy przygotowywali się na wyjazdy do szkół. Jest co robić.
Czy z każdym kolejnym rokiem rodzą się jakieś pomysły, małe marzenia na kolejne edycje?
Oczywiście, rodzą się kolejne pomysły, ponieważ staramy się ulepszać campy, by były jeszcze bardziej atrakcyjne. Niestety, pojawia się moment, w którym dzieci wiedzą - chyba bardziej z opowiadań swoich rodziców, z Internetu - kim jestem, czym się zajmowałem. Przypomnę, co zabrzmi zabawnie, jak 14 lat temu w Łodzi organizowaliśmy pierwszy camp, dzieci z obecnych campów wówczas nie było na świecie. Prawdopodobnie w kolejnych latach zorganizujemy duży telebim, aby pokazać co robiłem, co robili inni trenerzy i zawodnicy. Tak, jak rodzice mogą to wiedzieć i pamiętać, dzieci już niekoniecznie. Do tego, chcielibyśmy się rozwijać, wprowadzać dużo dodatków. Jest grupa ludzi twierdząca, że campy umierają, są nudne, ale po 14 latach dostaliśmy 8 miast, wsparcie telewizji i mediów, dlatego nie widzę jakiegokolwiek przejawu wypalenia. Przechodzimy przez kolejne pokolenia młodzieży i liczymy na to, że campy będą żyły tak długo, dopóki będziemy mieć na to siłę, mając przy tym wsparcie z Ministerstwa Sportu - bo gdyby nie oni, nie byłyby na takim poziomie.
Zobacz także: Treningi z gwiazdą w pandemii. Gortat zwraca uwagę na ważny szczegół
Pierwszy camp koszykówki 3x3 dla dzieci. "Tutaj należy szukać przyszłych mistrzów olimpijskich"