Zacznijmy od tego, że po bardzo słabym występie w Słupsku (porażka 66:73) mało kto spodziewał się, że kilka dni później sopoccy koszykarze będą w stanie rywalizować jak równy z równym na wyjeździe z groźnym Hapoelem Eilat. W klubie po cichu liczyli na to, że zespół - mimo bardzo długiej i męczącej podróży (3 przesiadki - około 24h) - pokaże sportową złość i powalczy o awans do kolejnej rundy FIBA Europe Cup.
Gra i końcowy wynik (89:83) przerosły jednak nawet najśmielsze oczekiwania. Co prawda Trefl Sopot znów zanotował przestój w grze w drugiej połowie, ale zdołał się podnieść i wrócił na właściwe tory.
W końcówce meczu sopocianie zagrali koncertowo (seria punktowa 15:4) i zasłużenie sięgnęli po trzecią wygraną w FIBA Europe Cup, a Marcin Stefański mógł przy linii wykonać szalony taniec, podnosząc ręce w geście triumfu. Dla niego, człowieka mocno związanego z klubem i miastem, to duży sukces w karierze, powód do ogromnej radości. Widać było, że trener Trefla - po kiepskich wynikach w PLK - głęboko odetchnął.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: olbrzymie święto na ulicach! Te obrazki robią wrażenie
Tutaj warto się na chwilę zatrzymać. Z naszych informacji wynika, że Marcin Stefański może na razie spać spokojnie i przygotowywać drużynę do kolejnych meczów, choć należy podkreślić, że prezes Marek Wierzbicki - po piątej porażce z rzędu w PLK - mógł formalnie zwolnić go ze stanowiska pierwszego trenera. Niektórzy nawet spodziewali się, że poniedziałek (15 listopada) będzie sądnym dniem dla 38-letniego szkoleniowca.
Prezes Trefla - dzień po porażce z Czarnymi Słupsk - nie zdecydował się jednak na tak radykalny krok. Gdy z nim rozmawiamy, to słyszymy podobną deklarację jak przed spotkaniem z Anwilem Włocławek. - Wierzę w naszego trenera, ale jednocześnie liczę na poprawę jakości gry - mówi Marek Wierzbicki.
W klubie są bardzo zadowoleni z postawy zespołu w europejskich pucharach. Co prawda Trefl wygrał 3 z 6 meczów, ale przy odrobinie szczęścia mógł mieć nawet komplet zwycięstw. Tak dobrze nie jest z kolei na parkietach PLK, bo tam sopocianie na 11 spotkań ponieśli aż 7 porażek! Zajmują dopiero 12. miejsce w tabeli i mają małe szanse na występ w Suzuki Pucharze Polski.
Muszą być ruchy
W klubie doskonale zdają sobie za to sprawę z tego, że zespół musi zostać wzmocniony, jeśli chce z powodzeniem łączyć grę na dwóch frontach. Na dłuższą metę nie da rady funkcjonować w ten sposób, grozi to kolejnymi porażkami i urazami. Po kontuzjach DeAndre Davisa (wróci w ciągu 2-3 tygodni), Daniela Ziółkowskiego i Mateusza Szlachetki trener Stefański rotuje ósemką zawodników, z ławki najczęściej wchodzą Brandon Young, Leończyk i Carl Lindbom.
Wiemy, że nie ma szans na transfer Polaka, więc Trefl po wzmocnienia musi udać się na zagraniczny market. A tu dyskusja sprowadza się do wpłacenia do ligowej kasy 100 tys. złotych za licencję szóstego gracza zagranicznego. Jeszcze kilkanaście dni temu w sopockim klubie w ogóle nie było o tym mowy, teraz za to pojawiło się światełko w tunelu.
Słyszymy, że trudną sytuację kadrową rozumieją sponsorzy klubu, którzy w tym momencie zadeklarowali pomoc finansową. Dzięki pozyskaniu nowych środków, klub będzie w stanie przeprowadzić transfer. Na większe ruchy (np. dwa-trzy wzmocnienia) nie ma jednak co liczyć, bo tak dużych pieniędzy w budżecie po prostu nie ma.
Nie wiadomo jeszcze, jak zostanie rozwiązana sytuacja z Finem Linbomem, który trafił do Trefla w trybie awaryjnym, w miejsce kontuzjowanego DeAndre Davisa. Co prawda podpisał kontrakt do końca sezonu, ale jest w nim zawarta opcja przedwczesnego zakończenia współpracy (po dwóch miesiącach - na koniec listopada). Słyszymy, że w klubie jeszcze nie podjęto decyzji ws. przyszłości koszykarza, który zagrał bardzo dobre zawody w Izraelu. Zdobył 11 punktów.
Co z B. Youngiem?
Nie da się ukryć, że najbardziej gorącym nazwiskiem w kontekście plotek transferowych w Treflu Sopot jest Amerykanin Brandon Young. To najdroższy koszykarz w zespole. O ile na początku sezonu spisywał się przyzwoicie, jego gra mogła się podobać, to od jakiegoś czasu wpadł w dołek, jego postawa na boisku jest rozczarowaniem, wzbudza wiele kontrowersji. Nie wszystkim przypadł do gustu transfer 30-letnego rozgrywającego.
Young, kreowany na lidera zespołu przed sezonem, w meczu z Anwilem zdobył 8 punktów (3/12 z gry), 5 zbiórek, 4 asysty i 3 straty. Zespół z nim na parkiecie miał wskaźnik "-23" (drugi najgorszy wynik w drużynie). W Słupsku też wypadł fatalnie: 8 pkt (3/14 z gry), tylko jedna asysta i wskaźnik "-3".
- Mamy problem, że czasami brakuje nam kogoś na rozegraniu, który da nam spokój i pewność siebie. To jest też przyczyna tych porażek. Wezmę to oczywiście na siebie, ale sami widzieliście, jak to wyglądało - mówił trener Stefański po ostatnim meczu.
Wiemy, że w sprawie Younga coś się faktycznie działo w ostatnich dniach. Z Włoch dostaliśmy nawet informacje, że jeden z tamtejszych zespołów jest rzekomo zainteresowany 30-letnim rozgrywającym. Tego w sopockim klubie nie potwierdzają, prezes Wierzbicki nie ukrywa, że forma Younga faluje, ale - tak jak w przypadku Stefańskiego - wierzy w jego lepszą grę. - Ma ku temu predyspozycje - słyszymy.
Nie jest też tajemnicą, że Trefl na rynku transferowym poszukuje combo-guarda, zawodnika, który będzie łączył organizację gry ze zdobywaniem punktów. W Sopocie chcą nieco odciążyć mocno eksploatowanego Holendra Yannicka Franke. Ten ma się w pełni skupić na zdobywaniu punktów, co w tym sezonie wychodzi mu całkiem nieźle (w PLK średnia 15,2 pkt, FEC - 13,9 pkt).
W TOP16 europejskich pucharów Trefl zagra z Benfiką, Sportingiem i Oradeą. W niedzielę za to sopocianie na własnym parkiecie zmierzą się z Kingiem Szczecin w ramach rozgrywek PLK. Będzie to ostatnie spotkanie przed przerwą reprezentacyjną.
CZYTAJ TAKŻE:
Był na zakręcie, teraz ma ważną rolę w rewelacji PLK. Prorocze słowa ojca!
Prezes lidera PLK nie ukrywa: Nadal szukamy pieniędzy [WYWIAD]
To nowy rozdział w jego życiu. Żałuje, że go nie ma w Anwilu
Najmłodszy trener w lidze mówi wprost: Nie ma głupich pytań