Ma za sobą świetny sezon, teraz czas na kadrę. "To był strzał w dziesiątkę" [WYWIAD]

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Witliński i Kanter
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Witliński i Kanter

Eksperci i kibice nie mają wątpliwości: to był jego najlepszy sezon w karierze. Był ważnym elementem Czarnych Słupsk, którzy byli rewelacją rozgrywek. Teraz znalazł miejsce w kadrze Polski. Zapowiada: "to nie jest moje ostatnie słowo".

26-letni Mikołaj Witliński ma za sobą 40 meczów w barwach Grupa Sierleccy Czarni Słupsk w sezonie 2021/2022. Podkoszowy był pierwszym wyborem trenera Mantasa Cesnauskisa na pozycji środkowego.

Obaj skorzystali na tej współpracy, trener-debiutant w PLK mógł na nim polegać niemal w każdym spotkaniu, Witliński (8,2 pkt, eval 9,6) bardzo sumiennie wywiązywał się ze swoich zadań po obu stronach parkietu. Eksperci i kibice nie mają wątpliwości: to był jego najlepszy sezon w karierze.

- Trener Cesnauskis jednym telefon namówił mnie, by mnie ściągnąć do Czarnych. Trafiłem do miejsca, gdzie odzyskałem wewnętrzny spokój i pewność siebie - mówi Mikołaj Witliński, który po dobrym sezonie znalazł się w składzie kadry Polski na zgrupowanie przed dwoma meczami w eliminacjach do MŚ.

ZOBACZ WIDEO: Szykuje się wielki powrót?! "Jego miejsce jest w KSW"

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: W skali 1-10 jak pan ocenia sezon 2021/2022?

Mikołaj Witliński, koszykarz Grupa Sierleccy Czarni Słupsk i reprezentacji Polski: 9! I mam na myśli zarówno moją grę, jak i wyniki zespołu. Te dwa elementy szły przez cały sezon w parze. Uważam, że jedno było zależne od drugiego.

Czyli dobrze rozumiem, że w trakcie sezonu miał pan przeświadczenie, iż był ważną częścią układanki Mantasa Cesnauskisa?

Czułem odpowiedzialność, że muszę być gotowy w każdym meczu na 100 procent pod względem fizycznym i mentalnym. Wiedziałem, że dużo zależy od tej "czarnej roboty", którą wykonywałem pod koszami. Mam na myśli walkę o zbiórki, obronę czy stawianie zasłon. Z perspektywy czasu widzę to tak, że w tych meczach, w których grałem słabo, to miało to przełożenie na wyniki zespołu. To były spotkania m.in. u siebie z Toruniem, Szczecinem czy na wyjeździe z Sopotem. Mieliśmy problemy, gdy brakowało zespołowości lub dobrej gry wysokich zawodników.

Wybór Czarnych Słupsk to chyba był strzał w dziesiątkę?

Jak najbardziej. Jest to miejsce, w którym kocha się koszykówkę i można w nim w pełni skupić się na treningu i ciężkiej pracy. Są dobre warunki do grania pod względem kibicowskim, a nie ma co ukrywać, że rozgrywanie meczów, gdy fani tworzą taką atmosferę w "Gryfii", jest czymś wyjątkowym dla nas zawodników. Czuć na każdym kroku wielkie zainteresowanie tą dyscypliną w mieście. To motywuje do jeszcze cięższej pracy. Ze sportowego punktu widzenia ta decyzja też się obroniła. Trener Cesnauskis dał mi dużą rolę w zespole, za co mu dziękuję. Myślę, że stanąłem na wysokości zadania.

Na to pan patrzył w pierwszej kolejności przy wyborze klubu?

Tak. Chciałem zrobić krok do przodu poprzez większą rolę w zespole, zależało mi na tym, by czuć na swoich barkach odpowiedzialność za losy i wyniki. Kwestia roli w drużynie najbardziej odpowiadała mi właśnie w Słupsku, nie ukrywam, że trener Cesnauskis jednym telefon namówił mnie, by mnie ściągnąć do Czarnych. Można powiedzieć, że trafiłem do miejsca, gdzie zaczerpnąłem świeżego powietrza i dzięki temu odzyskałem wewnętrzny spokój i pewność siebie.

Słyszałem, że w szatni Czarnych Słupsk odgrywał pan ważną rolę. To prawda?

Byłem najbardziej doświadczonym Polakiem i trener Cesnauskis oczekiwał nie tylko ode mnie wyników sportowych, ale także pomocy mentalnej w szatni. To było nowe, ciekawe doświadczenie, którego nie miałem okazji wcześniej posmakować. Bardzo się rozwinąłem - dzięki trenerowi - pod względem mentalnym. Trener Cesnauskis przeprowadził ze mną kilka rozmów, w których mówił mi, jak prowadzić dialog z innymi zawodnikami: polskimi i obcokrajowcami. Jak podchodzić do innych, jak budować relacje, by to wszystko się zazębiało i przełożyło na wyniki sportowe. Oprócz progresu sportowego, zrobiłem też spory progres w tym elemencie. Nie ukrywam, że to była bardzo cenna lekcja.

Jaki jest trener Cesnauskis na co dzień?

Jest inny od tych trenerów, których miałem do tej pory. Trener Cesnauskis, co u niego bardzo cenię, jest bardzo spokojny na ławce, nie wprowadza nerwowej atmosfery, nawet gdy wynik meczu jest na styku. Nie traci kontroli, do każdej akcji podchodzi z dużą rozwagą. Analizuje na chłodno meczowe wydarzenia. Jest świetnie przygotowany pod względem taktycznym, dobrze czyta ustawienia rywali, umie też wykorzystać potencjał zawodników. Nie tylko liderów, ale też ludzi drugiego planu.

Jeśli jesteśmy przy współpracy z trenerem Cesnauskisem, to chciałbym zapytać o sytuację, która miała miejsce w ostatnim meczu sezonu. Kamery uchwyciły moment, gdy - mówiąc delikatny - w mało kulturalny zwrócił się pan do trenera Cesnauskisa. O co tam chodziło i czy tę sytuację już wyjaśniliście?

Przede wszystkim: nie zwróciłem się tak do trenera. W tym meczu poziom stresu i emocji był na bardzo wysokim poziomie. Był to mecz o brązowy medal, a nie ukrywam, że źle zacząłem spotkanie. Dałem nieco upust swoim emocjom i wyrzuciłem w powietrze słowotok, który miał mi pozwolić się uspokoić, bo byłem na siebie niesamowicie zły, ponieważ wymagałem od siebie lepszej postawy. Mam duży szacunek do trenera, dużo mu zawdzięczam i ufam jego decyzjom. Szybko wyjaśniałem całą sytuację z trenerem i również go przeprosiłem. Nikt już do tego nie wraca.

Mówi pan, że nie dyskutuje z trenerami w trakcie meczu. Podobnie jest z sędziami. Rzadko pan z nimi rozmawia. Kto pana tego nauczył?

Z sędziami staram się mieć dobry kontakt. Pytam ich w trakcie meczu, co mogę zrobić lepiej lub poprawić, by nie otrzymać przewinienia. Wszystko odbywa się w przyjaznej atmosferze. Arbitrzy często podchodzą i podpowiadają, by pewnych rzeczy nie robić, za co im dziękuję. Zostałem tak nauczony, by nie dyskutować z sędziami. W Gdyni trener Frasunkiewicz zwracał uwagę na to, by młodzi zawodnicy nie gadali z arbitrami. "Skupcie się na grze" - powtarzał. Poza tym wymachiwanie rękoma czy dyskutowanie wpływa na atmosferę w całym w zespole. To niepotrzebny moment dekoncentracji.

Wspomniał pan trenera Frasunkiewicza. Dużo mu pan zawdzięcza?

Tak, jak najbardziej. To z nim najdłużej współpracowałem w ekstraklasie. To było ponad trzy i pół roku, a to w sporcie długi okres. On doskonale zna moje silne i słabe strony, wie, na co mnie stać. To u niego odgrywałem pierwsze ważniejsze role w zespole, w EuroCupie też miałem swoje szanse. Dostałem pierwsze powołanie do kadry w momencie, gdy byłem zawodnikiem Asseco Arki, a to o czymś świadczy. Bardzo dużo wyciągnąłem od trenera Frasunkiewicza przez ten okres.

Kiedy pan poczuł, że Czarni Słupsk mogą zawojować ligę? Kiedy był ten moment przełomowy?

To jest dobre pytanie, na które chciałbym nieco szerzej odpowiedzieć. W trakcie sezonu - nawet gdy wygrywaliśmy mecz za meczem - opinie ludzi z zewnątrz nie dodawały nam wiatru w żagle. Niemal na każdym portalu lub wśród kibiców pojawiały się takie pytania: "kiedy ich dobra passa w końcu się skończy?" Dziennikarze po spotkaniach też notorycznie zadawali te same pytania. Odniosłem takie wrażenie, że wszyscy wyczekiwali na moment, kiedy zaczniemy przegrywać i osiądziemy na laurach. Mimo kolejnych zwycięstw - rzadko byliśmy faworytem danego spotkania, nawet jak graliśmy z drużynami, które były pod nami w tabeli. To było dziwne, ale z drugiej strony to nas napędzało i nakręcało do ciężkiej pracy.

W szatni, w trakcie sezonu były rozmowy o medalach?

Nie, w ogóle nie było takich rozmów. Nie wybiegaliśmy do przodu, szliśmy mecz po meczu. Trener powtarzał: "budujemy coś małymi krokami". Nie było tak, że gdy ogrywaliśmy potentatów tej ligi, to nagle ktoś mówił: "teraz jedziemy po mistrzostwo". Nie było takich haseł.

Mi bardzo imponowała pana współpraca z Markiem Klassenem, po jego podaniach bardzo często zdobywał pan punkty spod kosza. Nawet usłyszałem taką opinię w środowisku: "Klassen świetnie zbudował Witlińskiego w tym sezonie". Nasuwa się takie pytanie: czy postawił pan dobrą kawę Kanadyjczykowi za ostatnie wspólne miesiące?

Marek to bardzo inteligentny zawodnik, który zawsze chce grać pod zespół. Szuka kontaktu z wysokimi graczami, chce im dostarczyć piłkę pod sam kosz. Nie ukrywam, że miałem z nim dobre życie. Mogłem liczyć na sporo podań od niego, zwłaszcza, gdy rywale używali obronę "show". Wtedy to była kopalnia różnych możliwości, bo sam mogłem zdobyć punkty, ale też otworzyć innych zawodników. Z Markiem miałem bardzo kontakt przez cały sezon, zaprzyjaźniliśmy się. Te kawy - odpowiadając na pytanie - były regularne! Nie muszę go teraz specjalnie zapraszać (śmiech).

Mikołaj Witliński ma za sobą bardzo udany sezon
Mikołaj Witliński ma za sobą bardzo udany sezon

Czy irytował fakt, że w trakcie sezonu eksperci i kibice najwięcej mówili o Garrecie, Beechu czy Klassenie, a nieco zapominali o graczach drugoplanowych?

Nie zwracałem na to uwagi, bo wiem, że ci, którzy znają się na koszykówce i są decydentami ws. liczby minut na parkiecie, doceniali grę zawodników - jak to nazwałeś - drugoplanowych. Trener doskonale zdawał sobie sprawę, ile "czarnej roboty" wykonaliśmy i dlatego tak chętnie na nas stawiał, bo też wiedział, że to było bardzo ważne dla wyników zespołu.

Jak pan ocenia organizację klubu, który był beniaminkiem na poziomie ekstraklasy?

Klub był bardzo dobrze zorganizowany. Mam takie wrażenie, że ten projekt, który tworzył się na poziomie I ligi, jest takim dzieckiem prezesa Michała Jankowskiego. Widać niesamowite zaangażowanie z jego strony. Robił wszystko, by pomóc zawodnikom w każdej sytuacji. Zawsze stawał na wysokości zadania. Jest niesamowicie rzetelny. To co mówi, to później robi. Jest słowny, nie rzuca słów na wiatr. Stara się, by słupski klub był taką jedną, wielką rodziną. Zapamiętam jedną sytuację z tego sezonu.

Jaką?

Prezes zorganizował wigilię dla sponsorów w ramach podziękowań za wsparcie klubu i koszykówki w Słupsku. Nigdzie wcześniej nie doświadczyłem takiego eventu. Zrobiło to na mnie duże wrażenie. To była taka "mała wewnętrzna gala". Cała społeczność słupskiej koszykówki była w jednym miejscu i mogła w kulturalny sposób porozmawiać. To był super event.

Pan jest znany z tego, że lubi ciężko pracować, w wakacje praktycznie nie odpoczywa. Teraz jest podobnie? Już zaczął treningi na siłowni?

Wakacje to najlepszy okres do tego, by odskoczyć konkurentom i zrobić jeden-dwa kroki do przodu. Pod względem fizycznym, atletycznym i koszykarskim. Choć uważam, że ten pierwszy element jest najistotniejszy w dzisiejszym sporcie. Mogą nie wpaść dwa-trzy rzuty, a można to nadrobić walką na zbiórce czy w obronie.

Jaka jest przyszłość Mikołaja Witlińskiego? Na jakie elementy będzie pan zwracał uwagę?

Na osobę trenera i rolę w drużynie. Chcę być dalej ważną częścią zespołu, tak jak to miało miejsce u trenera Mantasa Cesnauskisa. Była to bardzo owocna współpraca, którą chciałbym kontynuować. Nie ukrywam, że ważne są też aspiracje klubu. Jeśli przez cały sezon wygrywało się mecz za meczem, to dalej chciałoby się to kontynuować. Chcę dalej walczyć o jak najwyższe rozstawienie przed fazą play-off, a później o medale w polskiej lidze. Kręci mnie też gra w europejskich pucharach. To byłoby super doświadczenie i możliwość zrobienia dużego postępu. Mogę powiedzieć, że mecze o stawkę są niezwykle istotne w kontekście zrobienia progresu. Uważam, że 11 spotkań w play-off dały mi bardzo wiele nauki.

CZYTAJ TAKŻE:
Szykuje się wielki transfer. Gwiazda ligi: Gotowy na Euroligę
Bez drogi "na skróty" i grania "na kredyt". Tak Legia odbudowała potęgę [WYWIAD]
"Oferty zmieniły myślenie". Gwiazda ligi ujawnia kulisy transferu
Jeździł za bratem po Polsce. Teraz najlepsi chcą go u siebie

Komentarze (0)