Podopieczni Tadeusza Aleksandrowicza w sobotę zagrali zgodnie z planem, wygrywając ze "Stalówką" 65:56. Po tej konfrontacji, chyba żaden z zielonogórskich sympatyków basketu nie przypuszczał, iż dzień później team Wiecko Zastalu zaliczy "wpadkę". Jednak sport rządzi się swoimi prawami, w których ważną część stanowią niespodzianki. I właśnie tę opinię potwierdzili stalowowolscy koszykarze, pokonując faworyzowany zespół z Winnego Grodu 80:77. Zespół z Podkarpacia sukces ten może zawdzięczać doskonałej, bo 66,6 procentowej skuteczności rzutów za trzy punkty. Gracze "Stalówki" w drugim spotkaniu play-off ogółem celnie trafili aż 14 "trójek". - Jechałem do Zielonej Góry i nie kalkulowałem. Wiedziałem jednak, że wyeliminować Wiecko Zastal będzie bardzo, bardzo ciężko. I choć na razie jest remis, to przed rewanżami w Stalowej Woli też nie zamierzam kalkulować. Powiem jednak, że sprawa awansu do kolejnej rundy jest teraz otwarta. Zielona Góra ma o wiele mocniejszy zespół. W tym wyrównanym i szerokim składzie może już grać na poziomie ekstraklasy. Ale nie przesadzę, jeśli powiem, że w sobotę też mogliśmy wygrać - mówi Leszek Kaczmarski, szkoleniowiec Stali.
Zupełnie nieplanowana porażka na pewno wybiła nieco z rytmu zielonogórskich koszykarzy, ale i też działaczy. Prezes Wiecko Zastalu, Rafał Czarkowski uważa, że przegrana potyczka ze "Stalówką" nie powinna w ogóle mieć miejsca. - Nie powinniśmy przegrać meczu w ten sposób. Porozmawiam sobie z zawodnikami i powiem im, że rywale owszem trafiali z dystansu na dobrym procencie, kilka "trójek" wpadło im dość szczęśliwie - przez ręce obrońców. Co jednak nie zmienia faktu, że graliśmy źle. Tak nie miało być w play-off, nie we własnej hali, nie z takim rywalem - mówi Czarkowski.