W tym artykule dowiesz się o:
Zachłyśnięcie się poprzednim sezonem
W sezonie 2011/2012 koszykarze z Siedlec mieli walczyć o utrzymanie. Znakomita seria zwycięstw sprawiła jednak, iż po rundzie zasadniczej SKK zajmował wysokie drugie miejsce. Apetyty prezesa ekipy z Mazowsza były w tych rozgrywkach jeszcze większe. - Będę powtarzał z uporem maniaka. W sezonie liczę przynajmniej na pierwszą ósemkę. Przekonany jestem również, że znajdziemy się w pierwszej czwórce - mówił Roman Okliński.
Źle skompletowany skład
W drużynie brakowało centra z prawdziwego zdarzenia. Zarówno Tomasz Deja oraz Rafał Kulikowski nie byli w stanie godnie zastąpić Pawła Kowalczuka, który w poprzednim sezonie rządził i dzielił w szeregach SKK. Na dodatek zawodził skrzydłowy Marcin Chodkiewicz, z którym wiązano w Siedlcach wielkie nadzieje. - Chodkiewicz to najlepszy zawodnik jaki do nas trafił. Jestem pewien, że z nim w składzie będziemy zdecydowanie mocniejsi - mówił z całą stanowczością Okliński. Rzeczywistość jednak okazała się zgoła odmienna.
Problem z trenerem
Na początku stycznia z funkcji szkoleniowca SKK zrezygnował Tomasz Araszkiewicz. Dla wszystkich była to spora niespodzianka, gdyż sytuacja w tabeli ekipy z Mazowsza nie była jeszcze tragiczna. Siedlczanie mieli wówczas realne szansę na awans do pierwszej ósemki. Zarząd SKK nie dogadał się jednak z żadnym nowym trenerem. Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż Wiesław Głuszczak nowym szkoleniowcem siedleckiej drużyny został z powodu… oszczędności. Po raz kolejny sprawdziło się znane przysłowie, że chytry dwa razy traci.
Brak reakcji zarządu SKK
Już na początku sezonu widać było, iż drużyna potrzebuje wzmocnień. Tymczasem w klubie postanowiono zakontraktować Tomasza Gałana, którego umiejętności były zdecydowanie za małe jak na I ligę. Z dnia na dzień coraz bardziej widać było braki kadrowe SKK, drużyna przegrywała mecz za meczem. Dopiero po kontuzji Michała Przybylskiego zarząd zdecydował się zatrudnić doświadczonego Przemysława Lewandowskiego. Zespół jednak potrzebował jeszcze 2-3 solidnych wzmocnień, które podniosłyby rywalizację w drużynie.
Brak chemii w zespole
Nie od dziś wiadomo, że drużyna z Siedlec nie tworzyła teamu spirit. W zespole było sporo podziałów, zawodnicy nie umieli kompletnie zgrać się ze sobą. Zamiast wzajemnego wspierania się na boisku, były wieczne pretensje oraz brak walki. Taki krajobraz zmienił się dopiero pod koniec sezonu, jednak były to zdecydowanie za późne kroki. Co będzie dalej z drużyną z Siedlec? Na chwilę obecną każdy scenariusz jest możliwy, nawet ten pesymistyczny. Wszystko rozstrzygnie się w okolicach czerwca.