Polscy tyczkarze nie zdołali awansować do finału konkursu na mistrzostwach świata w Eugene. Szczególnie zaskakujący był wynik Piotra Liska, który po raz ostatni nie przebrnął eliminacji podczas Halowych Mistrzostw Europy w Goeteborgu w 2013 roku.
- Świat uciekł Polakom. Zostaliśmy bardzo, bardzo w tyle. Piotr [Lisek - dop. MK] skacze 20-30 centymetrów niżej niż rekord życiowy. Nie ma co szukać wysokiego miejsca w mistrzostwach. Niby minimum jest zrobione, ale niedosyt pozostał - skomentował Władysław Kozakiewicz w rozmowie z TVP Sport.
Zdaniem mistrza olimpijskiego z 1980 roku Lisek najlepsze lata ma już za sobą. Jest w takim wieku, że nie zmieni już swojej techniki, a co za tym idzie, nie dogoni czołówki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski
- Wiadomo, że Armand Duplantis to cyborg, jak kiedyś Siergiej Bubka, ale sześć metrów to już minimum, by walczyć o okolice podium. 5,80 to przeciętny wynik w tych latach. Nogi u Piotra nie chodzą tak jak kiedyś. Siłą rzeczy wkradają się słabsze wyniki. W poprzednich latach zrobił swoje - kontynuował Kozakiewicz.
Były skoczek wskazuje na to, że być może mamy do czynienia z początkiem końca kariery Piotra Liska. Podkreślił, że jest zawodnikiem cięższym, potrzebuje znacznie innego treningu niż np. Armand Duplantis.
Jednocześnie zwrócił uwagę na to, że świat uciekł Polsce pod względami technicznymi - korzystają z innych tyczek, operują inną techniką. - Czołowi zawodnicy nie są "turami", a latają płynnie i wysoko. Nie można aż tak mocno wykorzystywać własnego ciała - uważa.
Czytaj także:
- Trener polskiej sztafety przerwał milczenie. "To było działanie na szkodę kadry"
- Polka pokazała zdjęcie stopy. "Czułam ogromny ból"