Miesiąc temu, w Eugene Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki rozstrzygnęli miedzy sobą kwestię walki o najcenniejszy medal podczas mistrzostw świata. Po piąte złoto w rzucie młotem sięgnął Fajdek, Nowicki zakończył konkurs ze srebrem.
Nie bez powodu oczekiwaliśmy więc, że to także oni będą głównymi bohaterami finału rzutu młotem podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy w Monachium. Tyle tylko, że szyki Polakom próbował popsuć Bence Halasz. Węgier w trzeciej kolejce osiągnął rekord życiowy (80,92) i objął prowadzenie.
Nowicki regularnie rzucał powyżej 80 metrów, ale przed wąskim finałem był o centymetr gorszy od Halasza. Fajdek natomiast spalił dwie pierwsze próby i dopiero w trzeciej zagwarantował sobie udział w dalszej rywalizacji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisistka rozczuliła fanów. Pokazała wyjątkowy trening
Kluczowa dla finału okazała się piąta kolejka. W niej Nowicki popisał się najlepszym rzutem w tym sezonie - nie tylko w swoim wykonaniu, ale i na całym świecie. Polak posłał młot na odległość 82,00 m i wrócił na szczyt klasyfikacji. To zarazem jego drugi najlepszy rezultat w karierze.
Liczyliśmy, że przełamać zdoła się Fajdek. Pięciokrotny mistrz świata poprawiał się z każdym rzutem w trzech ostatnich kolejkach, jednak w swoim najlepszym uzyskał 79,15 m. To nie wystarczyło nawet do brązu, zajął czwarte miejsce.
- Zawody nam odjechały przez opóźnienie. Szkoda pierwszego rzutu, bo był na 82 metry. Zmęczony już jestem po prostu. To były tylko opary - powiedział Fajdek przed kamerą TVP Sport.
Dla Nowickiego to drugi w karierze złoty medal mistrzostw Europy. Halasz sięgnął po srebro, a brąz wywalczył Norweg, Eivind Henriksen (79,45 m).
Czytaj także:
- TVP przeprasza. To stało się podczas transmisji z Monachium
- Jest wściekły. Podaje konkretne nazwisko z naszej kadry