Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS) nałożył na Jakuba Krzewinę karę 15 miesięcy dyskwalifikacji za trzykrotną niedostępność w terminie przeznaczonym dla kontrolerów antydopingowych (więcej TUTAJ).
Halowy mistrz świata z 2018 r. w sztafecie 4x400 m w środę odniósł się do afery na facebookowym profilu (patrz poniżej). Zdecydował się opisać wszystko, bo - jak podkreślił w swoim poście - sytuacja bardzo dotknęła tak jego, jak i bliskich.
Trzy terminy, w których Krzewina nie był dostępny dla kontrolerów, to 4 września 2020 r., grudzień 2020 r. i 30 marca 2021 r. W pierwszym z nich lekkoatleta przebywał w szpitalu w związku z operacją przepukliny pachwinowej. W systemie ADAMS (System Administracji i Zarządzania Anty-Dopingiem) w tym dniu miał jednak wpisany adres domowy.
"Dlaczego nie zmieniłem danych pobytowych w systemie? Najprawdopodobniej przez zamieszanie związane z operacją, ponieważ zależało mi na jak najszybszym terminie" - wytłumaczył Krzewina na portalu społecznościowym.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: hit sieci z udziałem Sereny Williams. Zobacz, co robi na emeryturze
Druga sytuacja dotyczy końca roku 2020 i dotyczy niewskazania przez sportowca miejsca pobytu w pierwszym kwartale 2021 r. Błąd miał wynikać z przegapienia wiadomości e-mail. Z tego 33-latek jednak wybronił się przed Panelem Dyscyplinarnym przy POLADA.
Trzecia sytuacja, to efekt przedłużenia przez biegacza zgrupowania organizowanego przez PZLA i prawdopodobnego błędu aplikacji, w której zmieniał dane, uwzględniając dodatkowe dni.
Krzewina na koniec podkreślił, że nigdy nie unikał kontroli antydopingowej. "Wiem, że nieważne co bym napisał, to zawsze znajdą się tacy 'znawcy sportu', którzy nadal będą twierdzić, że jestem koksiarzem, ale liczę, że pozostałym rzuci to trochę inne światło na całą sprawę" - podsumował.