Zakończone 2 lipca Igrzyska Europejskie Kraków-Małopolska 2023 oficjalnie uznane zostały za sukces. W tym tonie mówił m.in. minister sportu Kamil Bortniczuk. Nie brakowało jednak momentów, które organizatorom chwały nie przyniosły.
Takie sytuacje, jak zdmuchnięta płachta na meczu rugby w Krakowie (więcej TUTAJ>>) czy błędy pomiaru podczas konkursu kulomiotek (TUTAJ>>) uznać można jako wypadki przy pracy. W lekkoatletyce najlepsi zawodnicy nie otrzymali medali, co zdumiało m.in. Ewę Swobodę. Bez wątpienia należało zadbać o lepszą promocję wydarzenia. Na niektórych zawodach - zwłaszcza w lekkoatletyce - trybuny świeciły pustkami.
Wie coś o tym Tomasz Sobania. W Igrzyskach Europejskich nie startował, ale miał wystąpić na nich w innej roli. 24-latek co roku podejmuje biegowe wyzwanie. Pokonał już trasę z Zakopanego na Hel, później biegł z Częstochowy do Rzymu, a jesienią ubiegłego roku z Gliwic do Barcelony, by spotkać się z Robertem Lewandowskim (więcej TUTAJ>>). Za każdym razem robił to z myślą o pomaganiu innym. O jego wyprawach pisaliśmy na naszym portalu niejednokrotnie.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #1. Zaskakujące wyznanie Adrianny Sułek. "Nie chciałam już trenować"
Wiosną sportowiec z Toszka (woj. śląskie) realizował kolejny projekt. Był to bieg ze Stadionu Śląskiego do Grecji (Maraton, Ateny) i z powrotem - do Chorzowa, na Drużynowe Mistrzostwa Europy w lekkoatletyce, które odbywały się w ramach wspomnianych Igrzysk Europejskich Kraków-Małopolska 2023.
- Biegam codziennie maraton w trakcie swoich wypraw. To dla mnie wielki symbol, że teraz pobiegnę do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło (Maraton - przyp. red.) i od którego maraton wziął swoją nazwę - mówił nam w marcu br.
Początkowo plan był nieco inny. Sobania zaoferował, że pobiegnie do Grecji i wróci stamtąd z ogniem olimpijskim na ceremonię otwarcia Igrzysk Europejskich w Krakowie. Było blisko, ale na ostatniej prostej pomysł upadł.
Rozczarowanie nr 1
- Na trzy dni przed biegiem okazało się, że nic z tego nie będzie. Zrezygnowano z biegu z ogniem olimpijskim, a zamiast tego znicz na Igrzyska Europejskie przyleciał do Polski prezydenckim samolotem i dojechał samochodem do Krakowa. Szumnie nazwano to "sztafetą". Nic nie dało, że oferowałem się, mówiłem na pewnym etapie, że mogę pobiec zupełnie za darmo, o ile dostanę zgodę na udział w ceremonii otwarcia. Że będę promować Igrzyska Europejskie przez trzy miesiące. W końcu zasięg mojego biegu do Barcelony wyniósł niemal 18 milionów odbiorców. Organizatorzy byli początkowo zainteresowani, ale ostatecznie zrezygnowali z darmowej reklamy i zamiast biegu ze zniczem wybrali lot prezydenckim samolotem - mówi Tomasz Sobania w rozmowie z WP SportoweFakty.
Z Krakowem nie wyszło, ale pojawiła się opcja awaryjna, którą także był zainteresowany.
W programie Igrzysk Europejskich znalazły się bowiem Drużynowe Mistrzostwa Europy w lekkoatletyce na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Biegacz porozumiał się z przedstawicielami Stadion Śląski Sp. z.o.o., a następnie - 19 marca - wyruszył z legendarnego obiektu do Grecji (pisaliśmy o tym TUTAJ>>).
Udał się do Maratonu, w Atenach otrzymał od Artura Lomparta, ambasadora Polski w Grecji, wieniec laurowy. To symbol chwały, dekorowano nim zwycięzców igrzysk w starożytnej Grecji. Następnie - pokonując niemal codziennie dystans maratoński - Sobania wracał do kraju, przez Macedonię Północną, Serbię, Węgry, Słowację i Czechy.
20 czerwca dotarł do Chorzowa. Na koronie Stadionu Śląskiego zorganizowano wówczas krótką uroczystość i briefing prasowy. - Przed stadionem zostałem powitany przez prezesa Jana Widerę (ówczesnego prezesa spółki - przyp. red.) oraz dziennikarzy. Władze Stadionu Śląskiego i osoby ze spółki, z którymi współpracowałem, były wobec mnie naprawdę w porządku - zaznacza Sobania.
Rozczarowanie nr 2
Nagrodą za jego wysiłek miała być - tak określa to sam biegacz - "wisienka na torcie". Chodziło o wbiegnięcie z wieńcem laurowym na ceremonię otwarcia Drużynowych ME w lekkoatletyce, 23 czerwca. Tego dnia ruszały zawody Dywizji I, z udziałem reprezentacji Polski.
- Wszystko miało trwać krótko. Miałem wbiec na bieżnię Stadionu Śląskiego, przekazać wieniec laurowy prezydentowi European Athletics (europejskie stowarzyszenie federacji lekkoatletycznych - przyp. red.) Dobromirowi Karamarinowowi, który razem z marszałkiem województwa śląskiego miał otworzyć Drużynowe Mistrzostwa Europy. Byliśmy już po próbach. Staliśmy w tunelu stadionu. Łącznie kilkadziesiąt osób, m.in. członkowie Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk - relacjonuje Sobania.
Nagle usłyszał wiadomość, która - jak sam to ujął - była niczym cios obuchem w głowę.
- Otrzymaliśmy informację, że decyzją marszałka województwa śląskiego Jakuba Chełstowskiego ceremonia została odwołana - twierdzi Sobania. Powodem miała być... fatalna frekwencja na Stadionie Śląskim (informowaliśmy o niej TUTAJ>>). - Też żałowałem, że frekwencja była słaba, że nie zaplanowano nawet transmisji telewizyjnej z ceremonii. Nie sądziłem jednak, że marszałek odwoła ceremonię, bo nie było ludzi na stadionie. Warto było ją przeprowadzić choćby dla tych, którzy przyjechali. Tym bardziej że wystarczyło, by marszałek zszedł na bieżnię ze swojej loży - dodaje Sobania.
To nie był koniec przykrości, jakie go spotkały. 23 czerwca biegacz zamieścił w mediach społecznościowych wpis.
"Miała być Ceremonia. Nie było Ceremonii. Niestety, Marszałek Województwa Śląskiego odwołał Ceremonię Otwarcia, na którą miałem dzisiaj wbiec z wieńcem laurowym dla drużyny, która zwycięży w Drużynowych Mistrzostwach Europy w Lekkoatletyce. Na początku czułem się, jakbym dostał obuchem w głowę, bo wszystko już było dograne, ale na szczęście okazuje się, że jest w takim razie szansa, że wieniec przekażę podczas dekoracji zwycięzców" - napisał Tomasz Sobania.
Rozczarowanie nr 3
Dekoracja zwycięzców odbyła się w niedzielę, 25 czerwca. - Dostałem telefon, że mam przyjechać na zamknięcie. Zaprowadzono mnie do sali konferencyjnej, w której miałem poczekać. Z czasem zrozumiałem, że wzięto mnie "na przeczekanie". Domyśliłem się, że żadnego przekazania wieńca laurowego nie będzie - dodaje ze smutkiem w głosie.
Sobania twierdzi, że była to kara za... szczerość. Konkretnie - za wspomniany wpis o odwołaniu przez marszałka Jakuba Chełstowskiego ceremonii otwarcia DME. - Zrobiłem to tak dyplomatycznie, jak tylko się dało (w jego wpisie nie było mowy o obecności marszałka na trybunie i odwołaniu ceremonii w ostatniej chwili - przyp. red.). Okazało się, że i tak przez ten wpis mi się oberwało. Komuś nie spodobało się, że w ogóle wspomniałem o odwołaniu ceremonii - podkreśla.
Po rozmowie z biegaczem zwróciliśmy się do rzecznika marszałka województwa śląskiego Jakuba Chełstowskiego z pytaniem o odwołanie ceremonii otwarcia DME, a także o powody tej decyzji. Zapytaliśmy także o uniemożliwienie Tomaszowi Sobani wręczenia wieńca na zamknięciu imprezy. Niestety nie otrzymaliśmy odpowiedzi (AKTUALIZACJA: już po publikacji tekstu rzecznik marszałka województwa śląskiego przesłał nam informację w tej sprawie - zamieszczamy ją na zakończenie tekstu).
Z podobnymi pytaniami zwróciliśmy się do działu komunikacji Stadionu Śląskiego, który przesłał nam oświadczenie.
Tłumaczy w nim, że umowa z Tomaszem Sobanią - jej przedmiotem było "świadczenie usług promocji realizowanych przez Biegacza na rzecz Stadionu podczas wyprawy biegowej do Grecji i z powrotem" - została zawarta na czas trwania biegu, tj. od 19 marca do 19 czerwca 2023 r. "Nie było w niej żadnych elementów związanych z Ceremonią Otwarcia ani z Ceremonią Medalową Drużynowych Mistrzostw Europy w Lekkoatletyce Silesia 2023" - czytamy.
Ale przecież podczas konferencji prasowej zorganizowanej tuż przed startem biegu do Grecji Jan Widera, prezes Stadion Śląski sp. z o.o., wyraźnie mówił w obecności dziennikarzy oraz przyjaciół biegacza: - Za kilka chwil rozpocznie się wyprawa biegowa pana Tomka Sobani z bieżni Stadionu Śląskiego do Grecji, do miejscowości Maraton. Pan Tomek będzie biec z powrotem tutaj, by przybiec na ceremonię otwarcia Drużynowych Mistrzostw Europy w lekkoatletyce, w ramach Igrzysk Europejskich - podkreślał.
Na pytanie o powód odwołania uroczystości Stadion Śląski odpowiada, że "Ceremonia Otwarcia Drużynowych Mistrzostw Europy w Lekkoatletyce Silesia 2023 została odwołana w uzgodnieniu z European Athletics z przyczyn niezależnych od Stadionu".
Tomasz Sobania raz jeszcze podkreśla, że nie ma pretensji do Stadionu Śląskiego, a do marszałka Jakuba Chełstowskiego o to, jak został potraktowany.
- Na tyle, na ile coś zależało od Stadionu Śląskiego, widziałem, że nie ma żadnych kłopotów. Problemy pojawiały się wtedy, gdy w procesie decyzyjnym miały głos osoby z wyższego szczebla (właścicielem Stadionu Śląskiego jest Urząd Marszałkowski Województwa Śląskiego - przyp. red.). Po tym wszystkim dziwię się tylko, że ze strony marszałka nie było żadnego ruchu, żeby wyjaśnić tę sprawę i załagodzić sytuację. Otrzymałem co prawda prośbę o kontakt od rzecznika prasowego Urzędu Marszałkowskiego, ale od kilku dni nie mogę się do niego dodzwonić. Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się, żeby polityka tak bezpośrednio mnie uderzyła. Mam nauczkę na przyszłość. Gdy coś zależy od polityków, wszystkie ustalenia mogą zmienić się w jednej chwili - Sobania zawiesza głos.
Rozczarowanie nr 4
Na koniec pojawiło się światełko w tunelu. Biegacz otrzymał informację, że być może uda mu się przekazać wieniec laurowy podczas ceremonii zamknięcia Igrzysk Europejskich, na stadionie Wisły w Krakowie, 2 lipca. Niestety, historia lubi się powtarzać. Było wstępne zainteresowanie, ale sprawa upadła na finiszu.
W mediach społecznościowych biegacz otrzymuje wiele wyrazów wsparcia. Jego wpis skomentowała m.in. była lekkoatletka (halowa wicemistrzyni świata z Portland), a obecnie alpinistka Magdalena Gorzkowska. "Tomeczku, to nie ma żadnego znaczenia w skali Twojego wyczynu" - napisała w komentarzu do postu, w którym Sobania wyraził rozczarowanie ostatnimi wydarzeniami.
Wyczyn rzeczywiście był godny podziwu. Biegacz z Toszka pokonał ponad 3600 km w 90 dni. Złożyły się na to 84 maratony oraz jeden ultramaraton - 100 km przebiegnięte za jednym zamachem, w ostatni dzień wyzwania. Zużył siedem par butów. Jak zwykle projekt Sobani miał także wymiar charytatywny.
Tym razem biegacz - współpracując z Fundacją Qlavi z Gliwic - promuje zbiórkę na rzecz osób z niepełnosprawnością ruchową. Jej celem jest zebranie 100 tys. złotych na zakup pięciu specjalistycznych urządzeń do ćwiczeń w domu. Na razie udało się zebrać 55 tys. złotych, ale nadal można dokonywać wpłat (link TUTAJ>>).
Sobania przyznaje, że wyciągnął z całej historii cenny wniosek. Jednocześnie mówi o kolejnym celu, który już zaczyna organizować, poszukując firm chętnych do współpracy.
- Była to dla mnie lekcja pokory. Mam wrażenie, że takie właśnie bywa życie sportowców. To, co zobaczyłem w Chorzowie, uświadomiło mi, że nie zawsze się wygrywa. Nie mam jednak zamiaru się zatrzymywać. Mam już kolejne plany. W przyszłym roku pobiegnę przez Stany Zjednoczone - z Bostonu do Chicago, a później Route 66 aż do Los Angeles. 6500 km. Prawie pół roku. Też ładny kawałek - uśmiecha się na koniec dość przykrej dla niego rozmowy.
AKTUALIZACJA
Po opublikowaniu tekstu rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego przesłał nam informację w tej sprawie.
Drużynowe Mistrzostwa Europy odbywały się w ramach Igrzysk Europejskich, które miały oficjalną inaugurację w Krakowie. Decyzje dotyczące organizacji Drużynowych Mistrzostw Europy na Stadionie Śląskim podejmowała Europejska Federacja Lekkoatletyczna. Przewidywane były okolicznościowe wystąpienia, jednak trybuny były puste. Uznano, że tego punktu nie będzie i rozpoczęły się zawody I dywizji. Przypomnę, że lekkoatleci na Stadionie Śląskim rywalizowali już kilka dni wcześniej.
Do Urzędu Marszałkowskiego nie trafiła informacja, że w tej części miało wydarzyć się coś więcej.
Sławomir Gruszka
Rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego
Czytaj także: "Brakuje słów, rośnie serce". Wyjątkowy bieg dla chorej Hani. Z Częstochowy aż do Rzymu!