Upadki, nerwy i protesty. Polscy lekkoatleci zadbali o emocje

Getty Images / Na zdjęciu: Kajetan Duszyński
Getty Images / Na zdjęciu: Kajetan Duszyński

Były momenty świetne, dobre, ale nie obyło się też bez przykrych niespodzianek. Jednak na pewno pierwszego dnia mistrzostw świata w Budapeszcie z polskimi lekkoatletami nie było nudno.

[b]

Z Budapesztu - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty[/b]

Wychodząc z założenia, że jak zacząć, to z przytupem, już pierwszego dnia mistrzostw świata reprezentanci Polski dostarczyli nam nie lada emocji. Mieliśmy m.in. nerwy, wywrotki, popchnięcia i dwa protesty.

Niestety, tylko jeden zakończył się powodzeniem.

Dzięki reakcji Filipa Moterskiego, sędziego lekkoatletycznego oddelegowanego do badania kontrowersyjnych sytuacji z ramienia PZLA, polska sztafeta mieszana 4x400 metrów dostała się do finału mistrzostw świata. Była to jedyna słuszna decyzja, o czym świadczyły dokładne powtórki biegu eliminacyjnego.

Reprezentant Niemiec wpadł pod nogi Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej i ta musiała nad nim przeskakiwać. Sprawa wydawała się ewidentna, jednak, co ciekawe, nasi reprezentanci nie robili sobie większych nadziei na pozytywne rozpatrzenie protestu. Decyzja musiała być więc dla nich przyjemnym zaskoczeniem.

Niestety, upadek w strefie zmian kosztował Kajetana Duszyńskiego udział w finale. Mistrz olimpijski z Tokio doznał lekkiego urazu kolana i musiał zastąpić go Igor Bogaczyński. Debiut 19-latka na wielkiej seniorskiej imprezie i od razu w finale mistrzostw świata? Czemu nie!

Niestety, widać było, że to dla nastolatka jeszcze czas nauki. Jego zmiana ustawiła nasz bieg i do końca Polacy walczyli już tylko o uniknięcie ostatniej pozycji z Irlandią. Ostatecznie rywale okazali się lepsi, jednak finalnie Biało-Czerwoni zajęli ósme miejsce. Dlaczego? O tym poniżej, ale dzięki temu już mają kwalifikację na kolejne mistrzostwa świata.

Nasze nadzieje na medale w rzucie młotem podsycili Wojciech Nowicki i Paweł Fajdek, którzy bezproblemowo przeszli przez eliminacje, załatwiając sprawę w jednej próbie. W niedzielnym finale możemy być świadkami historycznych scen.

Jeśli wygra Wojciech Nowicki, zdobędzie pierwszy w karierze złoty medal mistrzostw świata i stanie się najbardziej utytułowanym polskim młociarzem w historii. Jeśli wygra Paweł Fajdek, wyrówna niesamowite osiągnięcie Siergieja Bubki, który do tej pory jako jedyny wygrywał złoty medal mistrzostw świata sześć razy z rzędu.

Faworytem jest jednak Nowicki, choć w eliminacjach wielką formą błysnął Kanadyjczyk Ethan Katzberg. Wynikiem 81,18 m pobił rekord kraju, był to najlepszy wynik obu serii kwalifikacyjnych. Spełniła się więc zapowiedź trenerki Nowickiego Joanny Fiodorow, która w rozmowie ze sport.pl przepowiadała, że to właśnie 21-latek będzie jednym z kandydatów do złotego medalu.

ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #6. Nikola Horowska ozłocona. "Przeżywałam w tym roku trudne chwile"

Historii w Budapeszcie nie napisała niestety Sofia Ennaoui, która odpadła w eliminacjach biegu na 1500 metrów. Rozczarowanie? Dla kibiców. Polka przyznała dziennikarzom, że jest z siebie dumna, że w ogóle udało jej się stanąć na starcie. Powód? Cztery zachorowania na koronawirusa w ciągu 18 miesięcy i ogromna utrata wytrzymałości, co na jej dystansie jest kluczem do odniesienia sukcesu.

Do dziennikarzy docierały strzępki doniesień, że ze zdrowiem Polki nie jest najlepiej, jednak dopiero jej szczere słowa po biegu zobrazowały wszystkim, jak poważna jest sytuacja.

- Czuję się wrakiem człowieka, fizycznie i psychicznie. W ciągu ostatnich tygodni czułam się tragicznie, nie życzę tego żadnemu sportowcowi. Cztery zachorowania na koronawirusa w 1,5 roku? To jest hardkor - ujawniała.

Szczęścia nie miał też Michał Rozmys, który przez 1300 metrów bezbłędnie wykonywał swój plan na awans do półfinału. Jednak na 200 metrów przed metą został szturchnięty przez rywala. Nie przewrócił się, jednak całkowicie stracił rytm i nie był w stanie dobiec do mety w czołowej "6".

Wtedy do gry znów wszedł Filip Moterski, jednak jego działania tym razem nie przyniosły skutku. Być może Komisja Odwoławcza zmieniłaby zdanie, gdyby zobaczyła opuchniętą i zabandażowaną prawą nogę Polaka, która ucierpiała właśnie po starciu z jednym z rywali i uniemożliwiała mu normalne chodzenie.

Jednak reprezentant Polski nie był największym pechowcem pierwszego dnia MŚ w Budapeszcie. Dramat przeżyli holenderscy kibice. Najpierw Sifan Hassan w biegu na 10 000 metrów - na kilkanaście metrów przed metą walcząca o złoto reprezentantka Holandii... potknęła się po kontakcie z Gudaf Tsegay i upadła, tracąc szansę na jakikolwiek krążek.

Kto z kolei wygrał wspomniany finał sztafety mieszanej? Na 40 metrów przed metą pewni złota mogli być właśnie Holendrzy. Jednak tuż przed metą walcząca o złoto wielka Femke Bol... przewróciła się! Na dodatek nie zdążyła już wstać i nie ukończyła finału! Złoto dla USA, srebro dla Wielkiej Brytanii, sensacyjny brąz dla reprezentacji Czech.

Obie sceny na stałe zapiszą się w historii światowej lekkiej atletyki. Oby w niedzielę to samo zrobili polscy młociarze.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty