Anita Włodarczyk szósta, ale wciąż jest potrzebna. Chce odbudować polski młot

PAP/EPA / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Anita Włodarczyk
PAP/EPA / Adam Warżawa / Na zdjęciu: Anita Włodarczyk

Anita Włodarczyk nie zdobyła medalu mistrzostw świata w Tokio, ale szóstym miejscem potwierdziła, że wciąż jest w polskim młocie potrzebna. Teraz obiecuje, że pomoże koleżankom z reprezentacji go odbudować.

W tym artykule dowiesz się o:

Kamil Kołsut, korespondencja z Tokio

Polka rzucała niemal jak u siebie. Ma w Japonii przyjaciół, a w Takasaki, gdzie była na obozie, traktują ją niemal jak królową. Zaproszenie z hotelu dostała już półtora roku przed mistrzostwami, a gospodarze upewniali się, czy znów będzie chciała mleko migdałowe i świeży sok z cytryny do śniadania. Pytali też, ile ręczników hotelowych wyszykować, choć nie mamy pewności, czy - jak niedawno w przypadku Igi Świątek - były personalizowane.

Nawet wymalowane na biało-czerwono paznokcie Włodarczyk ozdobiła japońskimi motywami. - Mam kwiatek, bramę torii, japonki, sushi, zieloną herbatę, żurawia z orgiami na szczęście i lalkę Daruma na wzór tych produkowanych w świątyni w Takasaki - wymieniała po eliminacjach.

ZOBACZ WIDEO: Niesamowita scena podczas spotkania. Dziewczyna podeszła do polskiej mistrzyni

Już tam zaczęły się jej wykruszać rywalki. Same ze sobą przegrały Amerykanki Brooke Andersen i Rachel Richeson, a więc odpowiednio liderka oraz trzecia młociarka tegorocznych list. Pierwsza taki koszmar przeżyła już dwa lata temu w Budapeszcie. Polka tymczasem rzucała pewnie i równo, choć z emocji - nawet takiej weterance niełatwo przygasić ekscytację - przespała tylko pół nocy. Miała szósty wynik i zapewniła, że wciąż drzemią w niej rezerwy.

"To stara lisica". Co zrobiła Włodarczyk na mistrzostwach świata?

- Anita to stara lisica. Ona sobie poradzi, a młodsze, które nie mają jeszcze medali wielkich imprez, mogą się spalić - przekonywał Paweł Fajdek, który jak mało kto zna ciężar oczekiwań i presji, choć jego w 2012 oraz 2016 roku zgniotła akurat ta olimpijska.

Realizator śledził więc, jak Włodarczyk naradza się przed konkursem z trenerem Ivicą Jakeliciem. Tylko zakończyła się prezentacja i popędziła sprintem w kierunku ławeczki, żeby dogrzać mięśnie. Konkurs otworzyła spokojnie (72.32 m). Poprawiała się w drugiej (73.44 m) oraz piątej (74,64 m) kolejce. Pobiła własny rekord świata weteranów, ale medal leżał tego dnia poza jej zasięgiem, bo Chinka Jiale Zhang rzuciła ponad półtora metra dalej.

- Jestem zadowolona - zapewnia Włodarczyk. - Myślałam przed zawodami, że 76-metrowy rzut da medal. 77 m raczej nie było w moim wykonaniu możliwe. Cieszę się, że patrzenie na wyniki dziewczyn mnie nie przygasiło i umiałam się zmotywować, wnieść trochę emocji do konkursu - tłumaczy.

Złoto zdobyła Camryn Rogers, która posłała młot na 80.51 m, czyli odległość nieosiągalną dziś dla innych na świecie. Dalej, w szczycie kariery, rzucała jedynie Włodarczyk. Kanadyjka obroniła tytuł, jest dziś niekwestionowaną królową młota. - Pięknie się na Rogers patrzyło. Zobaczyłam jej rzut i pomyślałam: "Wiem, co ona czuje". Teraz musi się chyba przygotować na to, co miałam przez kilka lat ja. Będzie rywalizować sama ze sobą - nie kryje Włodarczyk.

Zapracowała na pomnik. Rywalki nazywają ją "mamą"

Polka przyleciała do Tokio na swoje siódme mistrzostwa świata, a byłoby ich więcej, gdyby z występów w Dausze (2019) oraz Eugene (2022) nie wyeliminowały jej kontuzje. Zdobyła cztery złote medale, jest trzykrotną mistrzynią olimpijską i wciąż pozostaje w grze.

Wyznaczyła standardy, wciąż jest autorką sześciu najlepszych rzutów w dziejach konkurencji. Stała się dla kobiecego młota Usainem Boltem albo Michaelem Phelpsem, choć nie wygenerowała rekordami globalnego zainteresowania. Przetrwała i Niemkę Betty Heidler, i rosyjską dopingowiczkę Tatianę Łysenko, a później odpierała szturm Amerykanek, aż pojawiła się Rogers. Zarówno ona, jak i DeAnna Price nazywają ją dziś "mamą".

Okazalszy dorobek niż jej trzy złote medale na igrzyskach spośród Polaków mają jedynie Robert Korzeniowski (4 złota), Irena Szewińska (3 złota, 2 srebra i 2 brązy) i Kamil Stoch (3 złota i brąz), ale oni mieli więcej szans, bo podczas tej samej imprezy mogli rywalizować na różnych dystansach bądź skoczniach.

Włodarczyk dopiero dwa lata temu pierwszy raz nie przebrnęła na wielkiej imprezie eliminacji. Była pogodna, płakały za to japońskie dziennikarki, które przed igrzyskami w Tokio przygotowywały o niej dokument. Dziś ma 40 lat i wciąż widzimy w niej nadzieję medalową. Pozostaje długowieczna także dlatego, że sport zawsze traktowała jak zakon. Chodziła swoimi ścieżkami, nie szukała poklasku z powodów innych niż wyniki, a tymi zapracowała na pomnik.

Jeszcze niedawno zastanawialiśmy się, czy tegoroczne mistrzostwa świata nie będą dla niej ostatnimi, ale przecież w Tokio wystąpiła 44-letnia Yipsi Moreno. - Ostatnią wielką imprezą, na której startowałyśmy wspólnie, były mistrzostwa świata w 2013 roku - wspomina Włodarczyk.

Mówi o końcu kariery. Zdradziła, co może robić później

Pogłoski o jej sportowej emeryturze są przesadzone, choć rok temu wspomniała, że nie ma pewności, czy wystarczy jej sił na przygotowania do kolejnych igrzysk. Następne mistrzostwa świata, które za dwa lata ugości Pekin, majaczą jej jednak na horyzoncie. - Nie chcę teraz nic deklarować, ale na 90 proc. będę kontynuować karierę. Dobre jest to, że jestem zdrowa, omijają mnie kontuzje. Myślę, że w przyszłym roku się zobaczymy - mówi.

Niezmiennie potrzebuje jej nasz młot, bo choć w ostatnich latach medale zdobywały też trzy inne Polki, to teraz do finału awansowała tylko ona. Joanna Fiodorow jest dziś trenerką, Malwina Kopron niedawno urodziła córkę Zofię, a Ewa Różańska odpadła w eliminacjach.

- Muszą po sezonie wyciągnąć wnioski i coś zmienić, żeby nasz młot nie umarł. Trzeba go odbudować. Jesteśmy z dziewczynami w kontakcie. Będę je wspierać - zapewnia Włodarczyk. Przyszłości w roli szkoleniowca dla siebie raczej nie widzi, bo nie ma anielskiej cierpliwości i "mogłaby wszystkich pozabijać", ale nie wyklucza stworzenia grupy treningowej bądź pracy jako konsultant czy asystent. - Może poszłabym właśnie w takim kierunku - przyznaje.

Włodarczyk pozostaje też zieloną wyspą na całej lekkoatletycznej mapie Polski, która ostatnio zaczęła się czerwienić. Czwarty był w Tokio mikst, piąte - chodziarka Katarzyna Zdziebło i płotkarka Pia Skrzyszowska, na nadziei na inne pozycje w "ósemce" jest coraz mniej.

Komentarze (11)
avatar
yes
15.09.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ostatnie podrygi - piszę beż złośliwości i na poważnie. Nic nie trwa wiecznie. Będzie wspierać jakieś) dziewczyny.
Napisaliście dzisiaj kilka okazjonalnych artykułów 
avatar
Robertus Kolakowski
15.09.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Życzę jej powodzenia! 
avatar
Adam Lutostański
15.09.2025
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Kiedyś ta dyscyplina dawała nam medale. A teraz? 
avatar
collins02
15.09.2025
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Cudownie sie to czyta..Aż wzruszenie ogarnia! 
avatar
Agnieszka Czuchra
15.09.2025
Zgłoś do moderacji
13
0
Odpowiedz
Mistrzyni mistrzyń!W swojej dyscyplinie zdobyła absolutnie wszystko, jednak nie da się całą karierę być top od the top!O końcu kariery zdecyduje sama...a my dziękujemy za tyle lat emocji i grad Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści