Anna Kiełbasińska: Sama żartuję ze swojej choroby

To największa w Polsce specjalistka od dystansu 200 metrów. O Annie Kiełbasińskiej najgłośniej zrobiło się jednak wtedy, gdy przyznała się publicznie do swojej choroby. - Teraz lubię z niej pożartować - mówi sprinterka w rozmowie z WP SportoweFakty.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Anna Kiełbasińska Getty Images / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska

Jest pierwszą sprinterką w historii, która wywalczyła cztery tytuły mistrzyni Polski w hali z rzędu. Najprawdopodobniej jest też pierwszą zawodniczką, która mimo sukcesów na krótkich dystansach marzy o bieganiu 400 metrów. W rozmowie z WP SportoweFakty Anna Kiełbasińska opowiedziała nie tylko o swoich sukcesach, ale również o problemach związanym z karierę lekkoatlety i publicznym wyznaniu, które kilkanaście miesięcy temu poruszyło wszystkich jej kibiców.

Nie chciała być sportowcem. Wychowana na warszawskim Bemowie dziewczyna wolała skakać po drzewach i biegać z rówieśnikami na osiedlu niż na stadionie. Na szczęście jej predyspozycje dostrzeżono w szkole. - Na tle innych wyróżniałam się zwinnością i szybkością, więc wysyłano mnie na zawody. Momentem zwrotnym były zawody szkolne w pierwszej klasie gimnazjum, na których pierwszy raz w życiu pobiegłam na tartanie. Po raz pierwszy startowałam z bloków startowych i to w normalnych tenisówkach. Chyba spisałam się nie najgorzej, bo usłyszałam, że powinnam rozpocząć treningi - wspomina.

Problem w tym, że 14-latce nie uśmiechały się wyjazdy na koniec świata, jak traktowała ulicę Konwiktorską, gdzie mieściły się obiekty Polonii Warszawa. - Na szczęście treningi rozpoczęła tam moja starsza siostra i zabierała mnie ze sobą. Na początku jednak zupełnie mi się nie podobało. Listopad, zimno, warunki do treningów też były jakie były. Dla małej dziewczyny jak ja wszystko było obce. Nie miałam nawet odpowiednich butów do treningu. Jednak trener namawiał siostrę, by mnie ze sobą zabierała. Kilka miesięcy później wygrałam jednak halowe zawody na 60 metrów i wtedy pomyślałam sobie, że jestem w czymś dobra. A w tamtym czasie nie miałam innych pomysłów na siebie, więc postanowiłam się zaangażować.

Okazało się to strzałem w "10". Pierwszy poważny sukces nastąpił w 2009 roku, gdy Kiełbasińska przywiozła dwa medale z Mistrzostw Europy Juniorów (brąz na 200m i srebro w sztafecie 4x100). W tym samym roku 19-latka zaskoczyła wszystkich na Halowych Mistrzostwach Polski, gdy zdobyła złoto na dystansie... 400 metrów. Postanowiła jednak skupić się na sprinterskich dystansach. Jej kariera rozwijała się niemal książkowo, bo po kolejnych dwóch latach startująca już w barwach AZS AWF Warszawa sprinterka okazała się najlepsza w biegu na 200 m na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy w Ostrawie. Dołożyła do tego brąz na dystansie o połowę krótszym.

ZOBACZ WIDEO Partnerka Krychowiaka w stroju kąpielowym. Te zdjęcia robią furorę

Kiełbasińska stała się czołową polską sprinterką i 2012 roku spełniła swoje marzenie o występie na igrzyskach olimpijskich w Londynie. Choć tam nie udało się jej przebrnąć eliminacji nie spodziewała się, że kilka miesięcy później pod znakiem zapytania stanie jej cała dalsza kariera.

- Po igrzyskach w Londynie zostałam nagle bez środków do życia. Zastanawiałam się, co ze sobą zrobić. Jeżeli chcę się trenować na wysokim poziomie, nie można pójść do normalnej pracy, choć osobiście nie miałabym z tym problemu. Byłam zmuszona przejść na utrzymanie mamy, co było dla mnie okropnym przeżyciem. Od kilku lat żyłam już za własne pieniądze i nagle zostałam bez niczego - wspomina Polka. Na
szczęście z pomocą przyszło... wojsko, podobnie jak wielu innym polskim lekkoatletom.

- Postanowiłam zapisać się wyjechać na szkolenie wojskowe. Te cztery miesiące biegania z karabinem bardzo mi pomogły, szczególnie pod względem psychicznym. Teraz jestem dumna, że mogę reprezentować Wojsko Polskie. Nie będę ukrywała, że bardzo wiele wojsku zawdzięczam. Gdyby nie wojsko, na pewno nie trenowałabym już lekkiej atletyki - przekonuje dziś sprinterka, mając oczywiście na myśli kwestie finansowe.

Niesiona optymizmem zawodniczka w 2013 roku postanowiła spróbować swoich sił w konkurencji płotkarskiej. I okazało się, że ma do tego wielki talent. - Po zaledwie kilku miesiącach treningów zdobyłam brązowy medal na mistrzostwach Polski - przypomina. Gdy wydawało się, że wszelkie problemy są już za nią, zawodniczkę przybiła wiadomość o niepowołaniu jej do pierwszej kadry płotkarskiej na kolejny sezon. - To był moment zwątpienia, czułam się niedoceniona i było mi po prostu smutno. Do dziś nie wiem jaki był powód takiej decyzji. Miałam przecież medal MP, ale dla działaczy było to chyba za mało - wspomina.

Na szczęście ostatecznie wystartowała w 2014 roku, gdzie przekonała wszystkich, że za wcześnie ją skreślili. - Osiągnęłam rekord życiowy na 60 metrów, dobrze było też na 200 metrów. Zdobyłam złoto na HMP, fajnie poszło mi także na HMŚ w Sopocie. Poczułam, że potrafię biegać na wysokim poziomie i że nie ma rzeczy niemożliwych - ocenia Kiełbasińska. W tym samym roku zdecydowała się przeprowadzić do Trójmiasta.

- Postanowiłam przeprowadzić się do Trójmiasta. Obserwowałam od dawna trenera Michała Modelskiego i czułam, że razem możemy stworzyć coś fajnego. Pojawiło się dużo nowych bodźców, podobały mi się nowe rzeczy jakie robiłam na treningach. To wszystko poskutkowało tym, że już po kilku miesiącach pobiłam rekord życiowy na 200 metrów, schodząc poniżej 23 sekund, o czym zawsze marzyłam - mówi sprinterka. - Nie ukrywam, że klub SKLA Sopot pomógł mi także finansowo. Było to dla mnie fajną odmianą po ostatnich miesiącach w Warszawie, gdzie o wszystko musiałam się prosić, na co nie miałam już siły. W Sopocie wszystko jest jak trzeba, ludzie są słowni, a to bardzo sobie cenię - tłumaczy.

26-latka nie ukrywa, że nie jest zadowolona z tego, jak jej rodzinne miasto traktuje sportowców. Według niej brak lekkoatletycznego stadionu z prawdziwego zdarzenia w stolicy to sytuacja niedopuszczalna.

- To wstyd dla tego miasta. Mam wrażenie, że Warszawa nie jest przyjazna sportowcom i po prostu nie jesteśmy tutaj mile widziani. Zawodnicy, którym udało się zostać olimpijczykiem nie są doceniani, a wiem, że inne województwa potrafią to docenić. Przecież obecność stadionu i zorganizowanie na nim dużej imprezy to promocja dla miasta. Tymczasem obiekty, jak SKRY czy Orła Warszawa niszczeją. Jestem z Warszawy, urodziłam się tutaj, mam tutaj rodzinę i zawsze chętnie tu wracam, ale nie wiem, czy teraz chciałabym tutaj trenować.

Na kolejnej stronie przeczytasz o chorobie Anny Kiełbasińskiej i jej emocjonalnym wpisie na Facebooku

Czy Anna Kiełbasińska zdobędzie w tym roku kolejny złoty medal mistrzostw Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×