Kamil Kołsut z Glasgow
Scena była niesamowita. Nasza zawodniczka tuż po finiszu uderzyła w materac i skryła twarz w dłoniach. Kucnęła, uklękła, osunęła się na ziemię. Mała, zagubiona dziewczyna w hali wypełnionej tłumem cichnących Brytyjczyków. Łapała oddech, szukała kontaktu z rzeczywistością. Minęło kilka sekund, aż wreszcie spiker wykrzyczał jej nazwisko.
Zaczęła machać dłońmi. Podbródek zadrżał, z oczu strzeliły łzy. Nie pierwszy, i pewnie nie ostatni raz w karierze. Wstała, przyjęła gratulacje od rywalek. Kiedy spiker poprosił ją o krótki komentarz, wykrztusiła tylko, że jest bardzo szczęśliwa. Dorzuciła kilka razy "Tak, tak". Emocje nie pozwoliły na więcej.
- Wciąż nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego, że zajęłam pierwsze miejsce. Myślałem, że jestem druga czy trzecia, aż usłyszałam: "Ewa Swoboda". I poszło - opowiada Polka.
Polish dynamo Ewa Swoboda powered to the European indoor 60m title in 7.09, one of two gold medals for Poland on the second day of #Glasgow2019! pic.twitter.com/8ULUeteBhi
— European Athletics (@EuroAthletics) 2 marca 2019
Królowa łez
Łez w w życiu Ewa wylała sporo. - Chyba za bardzo emocjonalnie podchodzę do biegania. Płaczę jak jestem szczęśliwa i płaczę, jak jestem smutna - przyznaje. Rok temu na halowych mistrzostwach świata w Birmingham żaliła się, że "chce być wreszcie mistrzem zawodów, nie treningów". Kilka miesięcy później, po kiepskim starcie na Pucharze Świata w Londynie, wybuchnęła płaczem przed kamerą Telewizji Polskiej.
ZOBACZ WIDEO: HME Glasgow 2019. Michał Haratyk słuchał hymnu i odbierał medal... w korytarzu. "Było dość kameralnie"
Mało kto się dziwił. Miała powody do frustracji, przecież jeszcze trzy lata temu zachwycała świat. Biła juniorskie rekordy Polski, zdobywała medale wielkich imprez, dobiegała do półfinału igrzysk olimpijskich. Aż dopadł ją kryzys. Musiała trochę dojrzeć, pewnie też się wyszumieć.
Niektóre opowieści wprawiały w osłupienie. - Zabrakło mi 4 tygodni treningów przed sezonem. Musiałam wziąć trochę wolnego, pojechać na wakacje, zrobić tatuaż. Trochę mnie też przybyło. Może zadziałał stres, może jedzenie w Spale. Do McDonalda już przecież nie chodzę. Możliwe, że muszę ograniczyć RedBulle, bo mają dużo cukru - mówiła na mistrzostwach Polski półtora roku temu.
Dziś sama gotuje. Jest fit, zrzuciła kilka kilogramów, nie chodzi już do McDonalda. A przede wszystkim nauczyła się odporności, nie przejmuje się hejterami. - Rok temu brałam do siebie wszystko. Nawet jak ktoś napisał o mnie w internecie, że jestem "wieśniackim, wydziaranym pasztetem". Teraz wiem, że muszę zająć się sobą i nie patrzeć wokół - tłumaczy.
Królowa zimy
Drgnęło już latem, w Lublinie przy mocnym wietrze w plecy pobiegła szybciej od rekordu życiowego. Mistrzostwa Europy w Berlinie zakończyła na półfinale. Później już nie przegrała. Była pierwsza na Memoriale Kamili Skolimowskiej, osiągnęła tam najlepszy wynik od igrzysk olimpijskich w Rio. W hali wygrała 14 z 15 biegów, pokonała Marie-Josee Ta Lou i Dafne Schippers. Kiedy w Karlsruhe otarła się o własny rekord Polski (7.08), napisała na Instagramie: "Wróciłam, elo!"
Dziś 19 najlepszych wyników w historii polskiego biegu na 60 m kobiet należy do niej. Złoto zdobyła dokładnie pół wieku po tym, jak na HME w Belgradzie mistrzynią Europy w krótkim sprincie (50 m) została Irena Szewińska.
Do Glasgow dotarła jako współliderka europejskich tabel, tak szybko w tym roku na Starym Kontynencie biegała tylko Mujinga Kambundji. Wytrzymała, dała radę. Za jej plecami metę minęły Schippers oraz Asha Philip. - Wygrywać z takimi osobistościami... No wow! Taka Mała Ewa z Żor, a może szybko biegać - mówi ze śmiechem. I zaznacza: - Medal dedykuję najbliższym. Oni wiedzą, o kogo chodzi.
Autor na Twitterze: