Nie ma dyskusji, że była to sprawa nawet nie bardzo trudna. To z całą pewnością największy problem współczesnego sportu. Caster Semenya, która wygrywała ponieważ miała wielokrotnie wyższy poziom testosteronu niż inne zawodniczki, będzie musiała go zredukować do dopuszczalnych norm.
Dlaczego to takie trudne? Ponieważ ta sprawa sytuuje się gdzieś na styku nauki, polityki czy nawet filozofii. Mówimy o prawach człowieka, o godności. Każde rozstrzygnięcie w tej sprawie jest w jakiś sposób krzywdzące.
Caster Semenya jest dwukrotną mistrzynią olimpijską z Londynu (po dyskwalifikacji rywalki) i z Rio de Janeiro. Ale nikt nie mówi o niej jako o wybitnej biegaczce. Mówi się o niej jako o tej, która wykorzystała nieuprawnioną przewagę.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa" #9: Awantura po meczu Lechii z Legią. To już wojna polsko-polska! [cały odcinek]
Caster Semenya sama uważa się za kobietę. Mówi: "Bóg stworzył mnie taką jaką jestem i akceptuję siebie".
Z drugiej strony wyniki badań płci Caster nigdy nie zostały opublikowane. Sekretarz generalny IAAF, Pierre Weiss, powiedział, że "jest kobietą, ale nie w 100 procentach". Australijski dziennik "Daily Telegraph" podał, że zawodniczka nie ma macicy, natomiast ma wewnętrzne jądra. Choć nie zostało to nigdy potwierdzone.
Tu mamy poważny problem. Bo o ile ktoś może stwierdzić, że Semenya nie jest kobietą, ktoś inny ma prawo odpowiedzieć, że na pewno też nie jest mężczyzną. A więc w jakiej kategorii ma startować?
Przewaga genetyczna nie jest niczym nowym. Przecież świat jest pełen fenomenów, jak Usain Bolt, Michael Phelps czy Bjoern Daehlie. Wszyscy byli maszynami do zwyciężania, obdarowanymi hojnie przez naturę. Kwestia stawów, włókien, nóg, płuc i tak dalej. Do tego dochodzą biegacze na średnie i długie dystanse z Kenii i Etiopii, którzy z racji budowy ciała i warunków do treningu już na starcie dzielą między sobą medale.
Jest też druga strona, naukowa, która jasno mówi, że mężczyźni osiągają 10-12 procent lepsze wyniki ze względu na poziom testosteronu. Semenya miała poziom, który zapewniał jej wygraną już na starcie.
Martina Navratilova nie zgadza się z wyrokiem w sprawie Semenyi
Trudno powiedzieć, że wyrok w jej sprawie jest dla niej jakoś specjalnie krzywdzący. Tak, jakby Marit Bjoergen ograniczyć możliwości korzystania z leków na astmę do takiego poziomu, by pomagały, ale nie dawały wyraźnej przewagi. O ile to możliwe. Nikt by nie protestował.
Szymon Ziółkowski: Słuszny wyrok w sprawie Semenyi
Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy podjął chyba jedyną możliwą decyzję. Uratował w ten sposób sport kobiecy. Mogłoby się bowiem zdarzyć, że w poszukiwaniu medali różne kraje szukają kobiet o cechach męskich.
Wyrok nie zabiera Semenyi całej przewagi. Zabiera jej część, ale znaczną. Według różnych opracować naukowych, może być to nawet do 7 sekund. Ale zostawia nogi, technikę i przede wszystkim możliwość biegania. Będąc u góry granicy poziomu testosteronu, wciąż "startuje z pole position", ale ta przewaga nie jest nie do odrobienia.
Rekord Semenyi to 1.54.25. Nieznacznie gorszy od rekordu świata Czeszki Jarmily Kratochvilovej z 1983 roku, której stare zdjęcia dowodzą, że była podobnym fenomenem.
Gdyby Semenya była te 7 sekund wolniejsza, nie miałaby złotych medali. Biegłaby w środku stawki, może nawet za naszą Joanną Jóźwik. Choć tak naprawdę nie wiemy, jakie są jej możliwości, czy biegnie na 100 procent czy też uznaje, że pobicie rekordu świata zrobiłoby dodatkowy niepotrzebny szum. Tomasz Majewski powiedział nam kiedyś, że świat sportu uważa, że zawodniczka nie biega na 100 procent, żeby nie rzucać się w oczy jeszcze bardziej. Sprawa więc teoretycznie się zakończyła, ale jej przyszłość jest również pasjonująca.