Ostrzega Ukraińców wyjeżdżających z Polski. "To cisza przed burzą"

Dzięki zaangażowaniu całego środowiska lekkoatletycznego, trener Wiaczesław Kaliniczenko mógł sprowadzić do Bydgoszczy aż 26 osób z Ukrainy. Większość z nich już teraz chętnie wróciłaby do swoich miast, ale temu pomysłowi sprzeciwia się sam trener.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Wiaczesław Kaliniczenko East News / Lukasz Szelag / Na zdjęciu: Wiaczesław Kaliniczenko
- Wśród Ukraińców zapanował ogromny optymizm i bardzo wielu moich znajomych nie skupia się już na niczym innym, jak tylko na powrocie do swoich domów. Oni nie myślą racjonalnie, bo nie dość, że wciąż nie wiadomo, czy w ogóle mają do czego wracać, to dodatkowo nie zdają sobie sprawy, że to dopiero cisza przed burzą, a za chwilę sytuacja w Ukrainie może być jeszcze gorsza niż wcześniej - mówi doświadczony trener tyczkarzy, który od lat pracuje w Bydgoszczy.

Wiaczesław Kaliniczenko wie, co mówi, bo niemal codziennie słyszy od swoich najbliższych, że chcą wracać i rozpocząć odbudowę swojego kraju. Bez znaczenia jest dla nich to, że w Polsce, dzięki Kaliniczence i pomocy Rafała Jerzego mają komfortowe warunki. Większość kobiet zostawiła w Ukrainie swoich mężów lub synów, więc nie ma się co dziwić, że chcą jak najszybciej do nich dołączyć.

Najgorsze dopiero przed Ukrainą?

- Czytam bardzo dużo informacji odnośnie wojny i niestety spodziewam się najgorszego, czyli wznowienia bombardowań w większych miastach oraz ogromnych strat. Putin odpuścił plan zdobycia Kijowa, ale to wcale nie oznacza, że nie zechce zniszczyć tego miasta. Obserwuję uważnie, jak rosyjska armia zachowuje się na zdobytych terenach i jestem przerażony - dodaje.

ZOBACZ WIDEO: "Królowa jest jedna". Wystarczyło, że wrzuciła to zdjęcie

Przed wybuchem wojny były trener m.in. Pawła Wojciechowskiego miał mieszkanie w Kijowie, ale teraz nie jest nawet w stanie powiedzieć, czy jego dobytek przetrwał wojnę. Wszyscy sąsiedzi opuścili stolicę, więc Kaliniczenko stracił kontrolę nad swoim dobytkiem.

Sporo szczęścia miała za to teściowa szkoleniowca, której blok jest jednym z kilku, które po bombardowaniu Irpienia pozostały nietknięte. Nie wiadomo jednak, czy takie stwierdzenie nie jest jednak na wyrost, bo choć blok nie został zbombardowany i z zewnątrz wygląda podobnie jak przed wojną, to w środku może być ruiną. Już wielokrotnie w takich sytuacjach okazywało się bowiem, że w środku budynków rosyjscy żołnierze dokonywali grabieży, po których mieszkania zostawały w tragicznym stanie.
Wiaczesław Kaliniczenko ze swoją podopieczną Janą Hladijczuk podczas MŚ w Belgradzie Wiaczesław Kaliniczenko ze swoją podopieczną Janą Hladijczuk podczas MŚ w Belgradzie
- Znajomy wrócił do swojego domu i nie mógł się nadziwić tym, co zastał. Nie dość, że wszystko było rozkradzione i kompletnie zniszczone, to szybko zorientował się, że żołnierze pod jego nieobecność załatwiali się do... wanny. W Ukrainie coraz powszechniej mówi się na Rosjan "nieludzie". To jest dzicz, którą trudno nawet opisać - relacjonuje.

Chce oszczędzić bliskim horroru

Jego tata pozostał we wsi Borowa oddalonym o około 25 kilometrów od Kijowa. W czasie najostrzejszych walk, spadło tam wiele bomb, ale na szczęście nie wkroczyli tam rosyjscy żołnierze, więc sytuacja jest znacznie lepsza niż miastach, które znajdowały się choćby pod czasową władzą najeźdźców.

- Ci, którzy w najbliższym czasie zdecydują się na powrót, mogą zrobić ogromny błąd. Sam wiem, jak traumatycznym doświadczeniem jest ucieczka z domu, bo musiałem natychmiast opuścić Kijów i wracać do Polski. Nigdy nie zapomnę przygnębiającej atmosfery na przejściu granicznym, wielogodzinnego oczekiwania na swoją kolej oraz przepychanki ze strażnikiem, który robił mi problemy w powrocie do Polski. Udało mi się przejść granicę tylko dzięki niesamowitej motywacji i położeniu na szalę wszystkiego co mam. W pewnym momencie myślałem, że strażnik mnie zastrzeli - wspomina horror pierwszych dni wojny.

Jego zdaniem na powrót do ojczyzny jest obecnie zdecydowanie za wcześnie, a Ukrainie znów potrzebne są specjalne środki ostrożności. Ostatnie sukcesy sprawiły bowiem, że ludność Kijowa przestała przestrzegać podstawowych zasad, czyli zakazu włączania świateł po zmroku, zasłaniania firanek w mieszkaniach i czujności przez całą dobę.

Czytaj więcej:
Piłka od mistrzyni w zamian za brata?!
Kulisy przejęcia przez Polskę organizacji MŚ

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×