Minimalne kłopoty na początku spotkania nie przeszkodziły Agnieszce Radwańskiej w odniesieniu bezproblemowego zwycięstwa nad zawodniczką spoza czołowej setki rankingu. - Na początku trochę wiało - mówiła krakowianka po wygranej 6:1, 6:0. - I runda jest zawsze najtrudniejsza, bo mimo że wszędzie [w kompleksie Rolanda Garrosa jest 20 kortów] jest taka sama nawierzchnia, to jednak w zależności od kortu gra się trochę inaczej: troszkę inne są piłki i korty, zwłaszcza, jak się wchodzi na jakiś showcourt [większy stadion] - te są zazwyczaj trochę szybsze.
Radwańska odniosła swoje najwyższe zwycięstwo w Wielkim Szlemie. - Wiadomo, że im szybszy mecz, tym lepszy - trzeźwo konkluduje.
W Rzymie mówiła, że korty w Paryżu różnią się od klasycznych kortów ceglanych. Jaka jest jej opinia już po rozegraniu pierwszego meczu? - Jest różnica, to są najszybsze korty ziemne w całym sezonie - przyznaje. - Można je porównać do trzech centralnych kortów z Madrytu i ewentualnie ze Stuttgartu. Wszystko się różni, dlatego ten pierwszy mecz jest zawsze trochę dziwny, zwłaszcza na początku.
Ekspresowa wygrana Radwańskiej, teraz Venus
W ostatnich latach dużo zamieszania wywołują na paryskich kortach piłki, i ciągłe ich zmiany. W tym roku wypowiadali się już o nich m. in. Federer i Djoković, którzy mówią, że są one wolniejsze. - Piłki latają troszkę lepiej - mówi krakowianka - bo w zeszłym roku latały strasznie: zero kontroli. W tym roku może jest trochę lepiej, aczkolwiek i tak te piłki są szybkie. Jak się jej nie nakryje, to od razu wylatuje i to nie w aut, a w płot. Jest ciężko z kontrolą.
Bruksela? Jeszcze stoję na nogach
- W Rzymie zagrałam tak [porażka w pierwszym meczu], że w zasadzie miałam tydzień wolnego, bo w Brukseli zaczynałam w środę. W Brukseli zdecydowałem się na start właśnie dlatego, że nie było przed nią aż tak dużo gry, a do tego w I rundzie miałam wolny los - uspokaja Radwańska, zapewniając, że ma jeszcze wystarczająco dużo sił, by walczyć w Paryżu.
Jak wyglądała jej droga do tytułu w belgijskiej stolicy: - Dwa łatwe mecze na początku, potem półfinał i finał trochę cięższe, ale nie było źle, bo nie grałam spotkań trzysetowych. Wiadomo, że na kortach ziemnych mecze bardziej wchodzą w nogi, tak naprawdę można czuć każde spotkanie przez kilka kolejnych dni - podsumowuje.
Na harmonogram w stolicy Francji krakowianka jednak wpłynąć nie może: - Tutaj [w Paryżu] miałam o tyle pecha, że jestem w połówce, która gra jako pierwsza, więc nie było możliwości, żebym grała później, niż w poniedziałek.
- Zawsze coś boli - mówi zgodnie z tenisowym porzekadłem Isia, uśmiechając się. - Na pewno jest trochę lepiej, niż w zeszłym roku. Zagrałam więcej meczów na kortach ceglanych niż wtedy. Na wyniki nie narzekam: dwa półfinały, wygrana. Dawno nie miałam takiego sezonu i mimo takiej ilości gry jeszcze stoję na nogach - komentuje swój tegoroczny dorobek na ceglanej mączce.
Jak wygrać z Venus Williams?
- Jak byłam niżej, miałam lepsze losowania, a jak jestem numerem trzy, to są gorsze! - śmieje się krakowianka, zagadnięta o mecz z Venus Williams w II rundzie (środa). - To była jedyna nierozstawiona w tabelce, na którą akurat nie chciałam trafić. Nie da się ukryć, to jest złe losowanie. Venus w II rundzie, nie można było wylosować gorzej. Jest złe, ale trzeba grać - dodaje jednak już w pełni poważnie.
Zapytana, czy zgadza się z opinią (także bukmacherów), że będzie faworytką pojedynku z Amerykanką, Radwańska mówi: - Zależy z której strony patrzeć. Powiedziałabym, że szanse są równe. Jeśli patrzymy na ranking i ostatnie pół roku gry, to faktycznie, można powiedzieć, że ja. Jeśli zaś chodzi o wyniki i całą karierę, to przewaga jest po stronie Venus.
Jak wygląda przygotowanie taktyczne do takiego pojedynku? - Jeżeli się gra z zawodniczką, którą się zna od tylu lat, którą oglądało się w telewizji i na żywo na turniejach, to wiadomo, czego się spodziewać. Grałyśmy niedawno, dwa miesiące temu.
Starsza z Williamsówien przegrała ze starszą z Radwańskich 4:6, 1:6 w ćwierćfinale w Miami. - Na takie zawodniczki nie ma konkretnej taktyki
- przyznaje Isia. - To nie jest tak, że ona nie umie forhendu albo bekhendu. Wiadomo, trzeba grać agresywnie i zobaczyć, na co mi przeciwniczka pozwoli - mówi.
A do kogo należy ostatnie zdanie w przedmeczowych ustaleniach? - To zależy. Czasami tata zadzwoni przed meczem, a praktycznie zawsze dzwoni po meczu. Czasem decydują obaj trenerzy [z Radwańską jest Tomasz Wiktorowski]. To zależy, nie mamy ustalonego schematu.
Amerykanka w meczu otwarcia męczyła się z Paolą Ormaecheą, z którą Isia sama grała w tym roku w Australii. Radwańska jednak przestrzega przed wyciąganiem daleko idących wniosków: - Ormaechea to niewygodna przeciwniczka, ale tak, jak mówię, I runda zawsze jest dziwna, trzeba chwilę się wgrać. Ten mecz o niczym nie świadczy - zapewnia.
Na igrzyskach jednak mikst?
Zbliża się czas ostatecznych decyzji w sprawie igrzysk olimpijskich. Właśnie po imprezie w Paryżu zostanie ustalona ostateczna lista zawodników i zawodniczek uprawnionych do startu w Londynie.
Sztuka wygrywania według Kubota
Radwańska, dotychczas dość nieśmiało wypowiadająca się w kwestii konkurencji, w których wystąpi, powoli zaczyna odsłaniać karty. Decydującym czynnikiem będzie prawdopodobnie pozycja siostry, Urszuli, w rankingu: - Wszystko zależy od Uli. Jeśli wywalczy tutaj odpowiednią pozycję w rankingu, a chyba brakuje jej niedużo, i będzie grała na igrzyskach, to wtedy postaramy się grać debla. A jeśli razem nie wystąpimy, to na pewno zdecyduję się na miksta. Uwzględniany jest ranking po Rolandzie Garrosie, więc okaże się po turnieju.
A jak Polka zapatruje się na szanse w grze mieszanej? - Sama nie wiem. Drabinka jest mniejsza, mniej meczów trzeba wygrać, żeby znaleźć się w strefie medalowej. Na pewno będą dobre pary, na przykład Azarenka z Mirnym. Jakby było dobre losowanie, to jest duża szansa na medal - komentuje.
Start w singlu, deblu i mikście jednocześnie stanowczo jednak wyklucza: - Trzech konkurencji na pewno grać nie będę.
Robert Pałuba
z Paryża
@rob_pal