Finał Pucharu Świata w łyżwiarstwie szybkim w Salt Lake City przeszedł do historii nie tylko z powodu rekordowych wyników - WIĘCEJ TUTAJ, ale też afery z udziałem rosyjskich sprinterów - Pawła Kuliżnikowa i Rusłana Muraszowa.
W niedzielę - w drugim dniu zawodów - Rosjanie mieli rywalizować ze sobą w ostatniej parze w biegu na 500 metrów, ale... obaj wyraźnie odpuścili. Kuliżnikow, który dzień wcześniej pobił rekord świata na tym dystansie (wynikiem 33,61), nie miał już żadnej motywacji. Muraszow z kolei podobno był kontuzjowany.
W efekcie kibice byli świadkami komedii na torze. Zawodnicy pokonali dystans w iście spacerowym tempie. Muraszow uzyskał wynik 39,28, a świeżo upieczony rekordzista świata - 41,28! Były to dwa najsłabsze czasy, gorsze o kilka sekund od rezultatów uzyskanych przez rywali.
Po biegu "Kałasznikow" tłumaczył się, że był zmęczony sobotnim wyścigiem i dlatego odpuścił. - Rekordziście i mistrzowi świata takich rzeczy nie wypada robić. Cały świat czekał na bieg Kuliżnikowa, a ten zakpił ze wszystkich - skrytykował Rosjanina Artur Nogal w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.
ZOBACZ: Rekord Polski Natalii Czerwonki na 1500 metrów. Miho Takagi z rekordem świata >>
ZOBACZ WIDEO Sven Hannawald: Jeśli Horngacher odejdzie, zostawi następcy prezent