Recho Kosgei zasłabła na 800 metrów przed zakończeniem rywalizacji. Kenijka była na prowadzeniu i niezagrożona biegła po zwycięstwo. Zabrakło jej jednak sił. Zawodniczka osunęła się na ziemie i długo nie potrafiła się podnieść. Kenijka leżała na ziemi, a wokół niej nie znalazły się służby medyczne. Właśnie czas oczekiwania na pomoc jest najczęściej komentowaną sprawą w kenijskich mediach.
Do jednej z telewizji zaproszony został słynny biegacz, Moses Tanui. Na organizatorach 39. PZU Maratonu Warszawskiego nie pozostawił on suchej nitki. Dwukrotny zwycięzca bostońskiego maratonu domaga się, by sprawą zajęła się IAAF. - Federacja powinna dokładnie sprawdzić, czy organizatorzy warszawskiego maratonu postępowali zgodnie z przepisami i przestrzegali reguł - powiedział Tanui.
Problemy biegaczki z Kenii spowodowane były błędami popełnianymi przez nią na trasie. Kosgei ominęła punkty z piciem na 30., 35. i 40. kilometrze. Sama zawodniczka w dobrej formie wróciła do ojczyzny. Miała jedynie pretensje o to, że nikt nie podał jej wody w trakcie jej męczarni.
- Organizatorzy imprezy powinni podjąć inicjatywę i spróbować pomóc Kosgey. Jej naprawdę była potrzebna pomoc, widać to na filmie ze zdarzenia. Nie można przez trzy czy cztery minuty patrzeć na lekkoatletkę, która drży z bólu i nie wezwać pomocy - dodał Tanui.
ZOBACZ WIDEO Miłka Raulin chce wejść na Mount Everest
POCZEKAMY ZEJDZIE UTYLIMY !
4 MINUTY CZEKAĆ NA POMOC / CENTRUM WARSZAWY/ MARATON WARSZAWSKI //
PREZES PZU ZAOSZCZĘDZIŁ PEWNO 5 STÓWE Czytaj całość