Waldemar Ossowski: Pomnik dla "Pudziana"

WP SportoweFakty / Waldemar Ossowski / Na zdjęciu: Mariusz Pudzianowski
WP SportoweFakty / Waldemar Ossowski / Na zdjęciu: Mariusz Pudzianowski

Borys Mańkowski za pośrednictwem facebooka podziękował Mariuszowi Pudzianowskiemu za jego wkład włożony w rozwój MMA. Mistrz KSW słusznie zauważył, że obecność "Pudziana" w tym sporcie sprawiła, że inni zawodnicy mają obecnie lepsze perspektywy.

O wpisie Mańkowskiego na portalu społecznościowym pisaliśmy już wcześniej. "Diabeł Tasmański" poruszył ciekawą dyskusję na temat tego, jak wyglądałaby scena MMA bez najsilniejszego człowieka na świecie. Z pewnością, jak zauważył mistrz wagi półśredniej, zarobki zawodników byłyby dużo mniejsze.

Na początku należy zobaczyć, co zmieniło się po 7 latach od przejścia Mariusza Pudzianowskiego do wszechstylowej walki wręcz. KSW z kopciuszka na europejskim rynku MMA urosło do rangi giganta, nie tylko na Starym Kontynencie, ale i na świecie. Gale polskiej federacji pokazywane są w ponad 100 krajach, transmisja z darmowej zmieniła się na płatną i średnio trzy z czterech gal rocznie pokazywane są w PPV.

Wspomniana zmiana zarobków to kolejna ważna kwestia. Wielu zawodników porzuciło dotychczasowe miejsca pracy, aby w pełni profesjonalnie skupić się na MMA. Pojawili się sponsorzy, powstały wielkie kluby, a przede wszystkim zmieniło się nastawienie w narodzie do tego sportu. Oglądając każdą kolejną dużą galę w Polsce przeciętny widz czy kibic zauważył, że MMA to nie bijatyka pod remizą, a sport na ściśle określonych zasadach. Z czasem KSW wprowadziło też dłuższy dystans czasowy pojedynków, a ostatnio wprowadziło nawet łokcie.

Jeżeli Mamed Chalidow, czyli zawodnik, który swoją wielką sławę zaczął zdobywać w czasie pierwszych walk Pudzianowskiego, twierdzi, że w UFC dostawałby tylko 10 procent wypłaty, którą otrzymuje w KSW, to nie trzeba mówić więcej o tym, ile w Polsce można zarobić. Do tego progu finansowego brną teraz inni zawodnicy i choć może nigdy go nie osiągną, to jeszcze przez kilka lat czynnej kariery będą w stanie zapewnić spokojną przyszłość swojej rodzinie.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Majewski: I na starość można dobrze wystartować (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Nad Wisłą wyrosły jak grzyby po deszczu też inne organizacje, szerzące popularność MMA. Realną konkurencją dla KSW stara się być Fight Exclusive Night, które robi już pięć hucznych gal w roku. Na rynek weszły ostatnio też federacje Spartan Fight czy Ladies Fight Night, które poza ciekawym pomysłem mają za sobą kilku naprawdę poważnych sponsorów. Co ciekawe, w październiku śląska organizacja zorganizuje galę w samej Kraków Arenie, a FEN zawita do katowickiego Spodka. Kto kilka lat temu pomyślałby, że na takie hale stać będzie kogoś innego niż KSW?

Wielkich pozytywów spowodowanych przejściem "Pudziana" do MMA można byłoby mnożyć. To w dużej mierze ojciec sukcesów wielu zawodników bijących się teraz z powodzeniem w UFC czy KSW. Jego zasług nie można pomijać i jak słusznie zaważa Borys Mańkowski należą mu się za to ogromne podziękowania. Od czasu do czasu spada na Pudzianowskiego jednak fala krytyki, często niezasłużona. Nikt bowiem, w tym ślepym oczekiwaniu na wielkie triumfy "Pudziana", nie zauważa, jak wiele poświęcił on, aby przekształcić się z zawodnika rzucającego ciężarami na gościa, który potrafi znokautować czarny pas w brazylijskim jiu-jitsu. Pudzianowski jest bardzo ambitnym sportowcem, któremu często ciężko jest pogodzić się z porażkami, tak jak miało to miejsce choćby na majowym KSW 35 w Ergo Arenie. Ostatnie dwie przegrane mogły go na chwilę podłamać, bo znacznie oddalił się on od upragnionej walki o pas, ale na pewno nie złamią.

Jedno jest pewne już teraz. Mariuszowi Pudzianowskiemu należy się ogromny szacunek za to, jaki wkład włożył w rozwój MMA w Polsce. Czy jego kariera w KSW potrwa jeszcze rok czy cztery lata, to z pewnością po jego odejściu powstanie wielka pustka. Na tą okoliczność gotowa musi być sama federacja. Stąd stara się ona na coraz większa skalę promować swoje nowe gwiazdy, m.in. wspomnianego Borysa Mańkowskiego, Mateusza Gamrota czy Michała Materlę.

Waldemar Ossowski
Inne teksty autora >>>

Komentarze (0)