Paweł Mikołajuw potrzebował zaledwie 45 sekund na udany powrót do MMA. Po ośmioletniej przerwie od startów i przegranej z Mariuszem Pudzianowskim w grudniu 2016 roku, "Popek" w końcu mógł unieść ręce do góry w geście zwycięstwa. Jak sam przyznaje, była na nim ogromna presja związana z pojedynkiem z Robertem Burneiką.
- "Król Albanii" się już nie pokaże. Dam mu tydzień wakacji i wracam do ciężkich treningów. Znam już swojego następnego rywala. Naprawdę spadł mi ogromny kamień z serca, bo jakbym przegrał z człowiekiem, który nie umie się bić, a jest tylko wielki, to nie miałbym czego szukać w szeregach KSW - powiedział chwilę po walce Paweł Mikołajuw.
Po walce "Popka Monstera" poznaliśmy również termin jego najbliższej walki - ponownie zobaczymy go w klatce podczas grudniowej gali KSW, prawdopodobnie w Krakowie. Mikołajuw zdradził również, że zna już swojego przeciwnika.
- Znam rywala, ale nie mogę zdradzić jego nazwiska. To jest poufna informacja od włodarzy KSW, o której dowiedziałem się przed walką. To też będzie łatwy pojedynek. Walczę co pół roku, bo mam bardzo dużo obowiązków, więc pojawię się za pół roku konkretnie przygotowany - zdradził "Popek Monster".
Mikołajuw myśli o startach w MMA w dłuższej perspektywie. Jak sam przyznał, chciałby w przyszłości nie być kojarzony z walk z "dziwolągami". Zwycięstwo z "Hardkorowym Koksem" zdecydowanie dodało "Popkowi" skrzydeł.
- Może za niedługo ludzie zaczną mnie postrzegać nie jako "freaka", który się ściera z jakimiś dziwolągami. Parę walk odbędę, więc może dostanę kiedyś typowo sportową. Muszę jakoś wrócić po ośmiu latach - zapowiedział Mikołajuw.
ZOBACZ WIDEO KSW 39: Mamed Chalidow podziękował prawdziwym kibicom