To były tragiczne wakacje na polskich drogach. "Prawo jazdy nie może być licencją na zabijanie"

PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: wypadek na polskiej drodze, w kółku Rafał Sonik
PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: wypadek na polskiej drodze, w kółku Rafał Sonik

Wakacje dobiegły końca. W trakcie ich trwania w Polsce doszło do 375 wypadków ze skutkiem śmiertelnym. Spora część z nich spowodowana została przez pijanych. - Jest dla mnie niepojęte, że nietrzeźwi mogą uruchomić samochody - mówi Rafał Sonik.

W tym artykule dowiesz się o:

Policja od kilku lat na bieżąco aktualizuje mapę wypadków drogowych ze skutkiem śmiertelnym odnotowanych w okresie letnim. W wakacje 2024 doszło do 375 zdarzeń tego typu. Z danych Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji wynika, że tylko w ciągu ostatniej doby zginęło sześć osób.

W ostatnich dniach do najtragiczniejszego zdarzenia doszło w Magnuszewie na Mazowszu, gdzie pijany 42-latek wjechał w dwie grupy pieszych. Ranił pięć osób, trzy z nich zmarły. W czwartek wieczorem pod Garwolinem kierowca Range Rovera potrącił 13-latkę. Na miejsce wezwano śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, ale dziewczynki nie udało się uratować.

Jeśli szukać pozytywów, to wakacje 2023 były gorsze pod względem statystyk. Wówczas doszło do 401 wypadków ze skutkiem śmiertelnym na polskich drogach. Dane wciąż są jednak zatrważające. - Wobec Polaków trzeba stosować zasadę kija i marchewki - mówi nam Rafał Sonik, zwycięzca Rajdu Dakar i znany biznesmen. W rozmowie z WP SportoweFakty sugeruje rewolucyjne rozwiązania, takie jak stałe monitowanie prędkości samochodu.

ZOBACZ WIDEO: Miał konkurować ze Zmarzlikiem. Na razie nie potrafi się do niego zbliżyć

Sonik, jako jeden z ambasadorów Wielkiej Wyprawy Maluchów - inicjatywy zbierającej środki na pomoc dzieciom poszkodowanych w wypadkach drogowych, jest nie tylko zwolennikiem zmian w przepisach, ale też edukowania w kwestii bezpiecznego poruszania się po polskich drogach. - Mamy w tym aspekcie wiele do zrobienia - podkreśla biznesmen z Krakowa.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty: Jacy jesteśmy, jako Polacy, za kierownicą?

Rafał Sonik, zwycięzca Rajdu Dakar, zdobywca Pucharu Świata w rajdach terenowych, biznesmen: Polak potrafi - to dotyczy tych świetnych rzeczy, ale ta reguła dotyczy też naszych skłonności do łamania reguł i zasad. Jesteśmy świetnymi, innowacyjnymi przedsiębiorcami i obywatelami. Jesteśmy też niesforni, trochę niezdyscyplinowani i niełatwo poddajemy się potrzebnym regułom.

Wciąż daleko nam do dyscypliny Szwajcarów, ale też uważamy ich za trochę nudnych z tego powodu. Umiejętność rozgraniczenia i zadecydowania, które reguły są nam potrzebne, służą bezpieczeństwu naszych dzieci. To jest wyzwanie. Sam mam często ochotę "pocisnąć", ale mam życiowy przywilej, że robię to tam, gdzie wolno. W moim przypadku w terenie, a nie na drogach publicznych.

To jest przywilej, by wyżywać się tam, gdzie jest to bezpieczne i nikomu nic złego nie grozi - w szczególności dzieciom. Dobrze powstrzymywać się tam, gdzie nasze szarżowanie mogłoby stwarzać zagrożenie. Jesteśmy gotowi do akceptacji reguł, ale wobec Polaków trzeba stosować kij i marchewkę.

Czy w obliczu sporej liczby wypadków na polskich drogach należy jakoś zmienić przepisy drogowe?

Technologia powinna iść w parze z ewolucją świadomości i wiedzy o zagrożeniach. Powinna wspierać przepisy. Jest dla mnie niepojęte, że nietrzeźwi mogą uruchomić samochody. To jest bardzo proste technologicznie, czyli tak zmienić prawo, aby nietrzeźwy nie mógł uruchomić auta. To nie ma nic wspólnego z wolnością osobistą. Dlatego, że nietrzeźwy kierowca jest zagrożeniem dla innych.

Jazda po alkoholu to jedno. Brawura i nadmierna prędkość to kolejna z przyczyn wypadków na polskich drogach.

Według mnie obecna technologia w ruchu drogowym może być równie skuteczna jak w lotnictwie, gdzie cała telemetria jest zachowywana. Dziś auto pozwala na odtworzenie parametrów jazdy i tak jak wyświetla daną maksymalną prędkość na danym odcinku drogi, tak nie powinno pozwalać na to, by dało się jechać szybciej.

W niektórych krajach zastosowano rozwiązanie, że jeśli kierowca przekracza prędkość, to auto mu to sygnalizuje i przekazuje nawet dane do komputera policyjnego. Jest to trochę Orwell, ale bezpieczeństwo powinno być nadrzędne. Technologia powinna służyć naszemu bezpieczeństwu.

Stać nas na to, aby tworzyć miejsca, obszary i tory do wyżywania się kierowcom, tak aby dali sobie upust emocjom. Jednak na drogach publicznych technologia powinna współpracować z przepisami, a one powinny być kształtowane pod dyktando prymatu bezpieczeństwa.

Czy sytuacja powoli idzie ku lepszemu?

Jest wiele powodów, by powiedzieć, że sytuacja bezpieczeństwa w ruchu drogowym się poprawia. Mamy zdecydowanie lepsze drogi, coraz sprawniejsze samochody. W mojej młodości nie istniały poduszki powietrzne, ABS czy kontrola trakcji. Jesteśmy w lepszej sytuacji niż 10 czy 20 lat temu.

Radykalnie rośnie liczba przejechanych kilometrów. Mobilność staje się powszechnym zjawiskiem - niemal takim jak oddychanie, jedzenie czy spanie. Nie wyobrażamy sobie funkcjonowania bez mobilności. Powinniśmy w tej sytuacji dokonać hierarchizacji priorytetów. Dla mnie są to bezpieczeństwo.

Co w tym zakresie może zrobić państwo? 

Możemy zrobić skokowy postęp. Tak jak kiedyś głównym hasłem wyborczym była budowa sieci autostrad i drogi były głównym akcentem w kampanii, a przestały być, tak teraz nacisk powinien być kładziony na bezpieczeństwo. Tu powinien dokonać się skok jakościowy. Współpraca twórców przepisów, świadomych obywateli i technologii, która pozwala na bardzo dużo, powinna być coraz ściślejsza.

Mamy głośny przykład z Niemiec, gdzie Polka usłyszała wyrok dożywocia, bo brała udział w nielegalnym wyścigu ulicznym, wskutek którego zginęły dwie osoby. Takie surowe kary to jedno z rozwiązań? 

Punktem wyjścia do racjonalnego karania jest niewątpliwie sprawny system sądownictwa. Uważam, że kary za dowiedzione ciężkie przestępstwa drogowe powinny być bardzo surowe. W szczególności tam, gdzie mamy do czynienia ze świadomym przekraczaniem przepisów.

Nie chciałbym zastępować osób bardziej kompetentnych i opiniować, czy dożywocie za nielegalny wyścig i spowodowanie śmiertelnego wypadku jest adekwatną karą. Do tego trzeba ogromnej wiedzy i doświadczenia prawniczego, ale też życiowego. Prawo jazdy nie może być licencją na zabijanie i bezrefleksyjne używanie pojazdu, bo wtedy staje się czymś w rodzaju pozwolenia na broń.

Jaki jest zatem pana pomysł na poprawę sytuacji?

Jestem zdecydowanym zwolennikiem szkolenia, edukacji i prewencji. Zapobiegania tego typu sytuacjom, jak ta, która miała miejsce w Niemczech. Nie powinniśmy jednak zastępować możliwości technologicznych i prewencyjnych wyłącznie drakońskimi karami. W XXI wieku powinniśmy wykorzystywać technologię, by podnosić poziom bezpieczeństwa. Drakońskie karanie to ostateczność.

Uważam, że politycy i system władzy w kraju powinien się wywiązać ze swoich zadań wobec społeczeństwa, kreując przepisy w sposób gwarantujący bezpieczeństwo i wymuszając zmiany technologiczne w pojazdach tak, aby do śmiertelnych wypadków nie dochodziło. Ryzyko nigdy nie zmaleje do zera, ale niech ten procent będzie jak najmniejszy

Rozmawiał Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
- Brutalna jazda kierowcy F1! Doigrał się
- Włochy w euforii. Co zrobiło Ferrari?!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty