We wrześniu internet podbiło nagranie z autostrady w Czechach, na którym można było dostrzec czerwony samochód wyścigowy, który wyglądem i designem przypominał Ferrari z Formuły 1. Tak naprawdę był to jednak bolid z serii GP2.
Czeska policja ogłosiła wtedy poszukiwania kierowcy, który miał odwagę wyjechać na drogę publiczną samochodem wyścigowym. Służby udostępniły kilka telefonów, na które można było zgłaszać swoje podejrzenia, co do posiadacza bolidu.
Czytaj także: Role w negocjacjach Kubicy z Haasem odwróciły się
Po kilku tygodniach poznaliśmy efekty pracy czeskiej policji. Służby pochwaliły się, że maszyną GP2 na autostradę D4 w okolicach Pribram wyjechał pewien 45-letni mężczyzna. Za swój występek czeka go jednak słona kara.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska: Piątek bez swoich rewolwerów. "To nie był dobry moment na wypuszczenie takiego komunikatu"
Wprawdzie kierowca samochodu GP2 nie złamał przepisów dotyczących prędkości maksymalnej na czeskich autostradach (130 km/h), ale pojazd nie był dostosowany do jazdy na drogach publicznych. Nie posiadał m.in. lamp, kierunkowskazów, badań technicznych czy tablicy rejestracyjnej.
Czytaj także: Kubica z pełnym uznaniem o Hamiltonie
Jak przekazał serwis autoweb.cz, 45-latek straci prawo jazdy na najbliższe dwanaście miesięcy. Będzie musiał też zapłacić mandat w wysokości 10 tys. koron (ok. 1,67 tys. zł).