Tomasz Lorek: Ostatni tacy artyści - rzecz o freestyle motocrossie

Tomasz Lorek
Tomasz Lorek
Mat Rebeaud, zwycięzca serii Red Bull X – Fighters w 2008 roku twierdzi, że był skazany na freestyle motocross. Na ścianach jego pokoju wiszą starannie oprawione zdjęcia dziadka i ojca. Dziadek z sumiastym wąsem spoziera z czarno - białej fotografii. Siedzi na motocyklu crossowym w zabawnie dziś wyglądającym kasku. Tuż obok tata Antoine, z lekkim zarostem na twarzy odważnie przedziera się na zmodernizowanym motocyklu przez ciasne alpejskie dukty. - Nie dość, że mój dziadek i tata ścigali się na motocrossie, to jeszcze musiałem urodzić się w 7 - tysięcznej miejscowości Payerne - śmieje się Rebeaud. Szwajcarskie Payerne to wyjątkowe miejsce. Mieści się tu instytut badań nad przyczynami katastrof lotniczych. Za kilka lat będę idealnym modelem dla naukowców. Tyle razy frunąłem w powietrzu na motocyklu crossowym i tyle razy zaliczałem "dzwona" (upadek), że niebawem świat pozna wszelkie tajemnice podniebnych lotów - mówi Szwajcar.
Mat Rebeaud wykonuje backflipa Mat Rebeaud wykonuje backflipa
Mat nie przepada za wielkomiejskim zgiełkiem. Otworzył podwoje swojego domu przed Nowozelandczykiem Levi Sherwoodem. Razem przygotowują śniadania, trenują, wymyślają nowe triki, podróżują na zawody. Sherwood nosi przydomek "Rubber Kid", bo na motocyklu jest elastyczny niczym człowiek z gumy. Jego ruler flip wykonany w 2010 roku na Placu Czerwonym w Moskwie był prawdziwym arcydziełem. - Mat nauczył mnie, że fmx to sport dla ludzi z dozą szaleństwa, ale przede wszystkim dla tych, którzy potrafią ruszać szarymi komórkami. Podczas ewolucji w Rosji ręce omal nie wypadły mi z obręczy barkowych, ale czułem jakbym stał przed bramą niebios. Staranna nauka pod okiem Mata okazała się bezcenna. Lubię wytyczać nowe granice w tym sporcie, ale mam głowę na karku - wyznaje Sherwood.

Freestyle motocross to wspólnota artystów rodem z XIX - wiecznego Paryża, gdzie Pablo Picasso wolał spać na poduszce utkanej z przejmującej biedy, pod którą krył się zimny jak nurt Sekwany rewolwer. Z tą różnicą, że zawodnicy wkładają pod głowę rysunki inspirujące ich do obmyślania nowych ewolucji.

Są jak malarze uciekający od siedzib ludzkich, szukający skarłowaciałego drzewa, wiejących wiatrów i kawałka płótna, czyli nieskażonej asfaltem piędzi ziemi, po której aż korci wywijać pędzelkiem.
Levi Sherwood - mistrz światowej serii RedBull X-Fighters Levi Sherwood - mistrz światowej serii RedBull X-Fighters
Klasycznym przedstawicielem takiego nurtu jest Czech Libor Podmol. Kocha zarzucić kaptur, włożyć ręce w kieszenie, nakłuć uszy punk - rockową kapelą "Green Day" i poczuć się jak melodramatyczny naiwniak z rewelacyjnego numeru pt. "Basket case".

Kiedy Libor miał 10 lat, tata kupił mu na gwiazdkę prezent, który nie mógł zmieścić się pod choinką. Wystawił go więc na balkon. Przez dwa lata motocykl crossowy stał nietknięty niczym monstrancja w tabernakulum. W wieku 12 lat Podmol rozpoczął treningi. Przejawiał talent, więc zaczął uprawiać klasyczny motocross. Wytrwał w nim do 19 roku życia. Jazda po muldach przestała sprawiać mu przyjemność. - Moja dusza domagała się, abym oderwał się od ziemi. Tylko w powietrzu czuję się prawdziwie wolnym człowiekiem. Niestety, decyzja o zaniechaniu motocrossu i spróbowaniu trików zbiegła się ze śmiercią mojego taty. Nastały trudne czasy - wspomina Podmol.

Libor Podmol mistrz FIM Freestyle MX 2010

Libor poinformował sponsorów o tym, że zaczyna bawić się we freestyle motocross, ale zderzył się ze ścianą niechęci. Firmy, które wspierały jego karierę w motocrossie nie chciały słyszeć o freestyle’u. Cóż było robić - podczas kolacji, przy panierowanym serze, gotowanych ziemniakach i tatarskiej omaćce - Libor z mamą podjęli decyzję o zaciągnięciu kredytu bankowego. - To był 2002 rok. Poszliśmy do banku, wzięliśmy kredyt, kupiliśmy motocykl. Własnoręcznie dokonałem niezbędnych przeróbek. Wymieniłem fabryczne amortyzatory, założyłem sztywne zawieszenie. To konieczność we freestyle’u, bo przeważnie ląduje się po wysokim locie, co sprawia, że teleskopy poddawane są olbrzymiemu obciążeniu. Przyciąłem tylni błotnik, bo wystające elementy utrudniają wykonywanie trików. Zamontowałem szerszy podnóżek, aby polepszyć stabilność podczas lądowania. Zacząłem trenować triki na basenie wypełnionym gąbką i otrzymałem zaproszenie na zawody "Night of the jumps". Wiedziałem, że jeśli pokażę się z dobrej strony, to promotorzy takich imprez zaczną do mnie wydzwaniać. Debiut wypadł jak marzenie. Musiałem uczcić sukces i… wskoczyłem do łyżki spychacza, który wyjechał na tor, aby inaczej skonfigurować hopę. Pomyślałem, że wyjazd na podium na motocyklu to zbyt oklepana formuła. Będąc częścią koparki czułem się jak Alfons Mucha malujący Sarę Bernhardt - śmieje się Libor.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×