Mundial 2018. Najważniejsza broń Nawałki. Gangster Góralski wkracza do akcji

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Jacek Góralski
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Jacek Góralski

Trudno uwierzyć, ale kilka lat temu trenerzy Zawiszy Bydgoszcz uznali, że jest za słaby do poważnej piłki i wysłali go do IV-ligowego Gąbina. A w niedzielę oczy całego świata będą zwrócone na Jacka Góralskiego, który ma zagrać z Kolumbią.

Kibicom trudno pokochać takich zawodników jak on. Ale dla trenerów są niezbędni. Ciekawe, że to właśnie Jacek Góralski może być kluczowym zawodnikiem polskiej kadry na mecz z Kolumbią. Nawet jeśli jakoś specjalnie nie odnotujemy (nie zauważymy) jego obecności na boisku, to jego zadanie wydaje się kluczowe. Góralski będzie miał za zadanie zatrzymać Jamesa Rodrigueza, najlepszego piłkarza rywali.

"Pitbull", "Gryzoń" albo "Pirania" to przezwiska, których piłkarz Ludogorca Razgrad nie lubi. Woli "Góral", od nazwiska. Ale te trzy bardziej oddają jego rolę na boisku. Delikatnie mówiąc, nie jest asem dryblingu czy podania, ale jak mało kto potrafi się "wgryźć w nogę" rywala. Tak było choćby w kapitalnym meczu z Legią Warszawa w poprzednim sezonie, gdy grając w barwach Jagiellonii wybił z głowy piłkę Vadisowi Odjidji-Ofoe. Był to chyba najlepszy pokaz najbrzydszej gry świata.

Styl Góralskiego to wślizg, agresja, dręczenie przeciwnika. Jest bardzo ostry ale raczej nie brutalny. Trudno wyobrazić sobie lepszego zawodnika do wyłączenia kogoś z gry.

W wywiadach opowiadał o swojej trudnej przeszłości, o kolegach, którzy wylądowali za kratami, że sam mógł zostać gangsterem. Wybrał karierę piłkarza, ale coś z gangstera ma w sobie, o czym przekonało się wielu rywali.

ZOBACZ WIDEO Nerwy  polskim obozie. Oczekiwanie na rewolucję 

Ma zaledwie 172 centymetry wzrostu, ale nie jest to dla niego problem, choć kiedyś był. W rozmowie z "Gazetą Pomorską" opowiadał: - Mi wzrost nie przeszkadzał, tylko trenerom. Kiedy miałem 16 lat, byłem bardzo niski. Niektórzy szkoleniowcy mówili, że nie dam rady w poważnej piłce. Jeden taki powiedział nawet, żebym zostawił murawę i poszedł na halę. Jako dziecko bardzo to przeżywałem. Bolało - mówił. Wspomina, że nie dostawał powołań do kadry województwa kujawsko-pomorskiego bo był za mały. Historia jak wiele innych w polskiej piłce.

Zresztą Góralski wielokrotnie obrywał. Z Zawiszy Bydgoszcz musiał odejść jako 18-latek, bo klub wolał kupować zawodników, niż stawiać na swoich. Chyba trudno o bardziej polską historię. Trafił więc do III ligi, do Victorii Koronowo, a potem nawet do IV-ligowego klubu Błękitni Gąbin.

Trudno uwierzyć, że było to zaledwie 7 lat temu. Na szczęście dla niego - i być może polskiej piłki - wypatrzyła go Wisła Płock, skąd po kilku latach trafił do prowadzonej przez Michała Probierza Jagiellonii. Dalsza historia jest znana. Góralski gra dziś w bułgarskim Ludogorcu Razgrad. Może i dziwny kierunek, ale dzięki temu pokazał się w Lidze Mistrzów i już ma oferty z poważniejszej piłki, m.in. z niemieckiego Freiburga.

On sam doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że złapał pana Boga za nogi. A właściwie selekcjonera. I szansy nie wypuścił.

Jak pisał "Przegląd Sportowy", podczas meczu z Nigerią we Wrocławiu, w którym przekonał selekcjonera, dostał ostry cios od jednego z rywali. Bolało bardzo, ale szybko wrócił do gry, bo wiedział, że Nawałka nie lubi miękkich piłkarzy, dlatego wstał, choć powinien leżeć. Po spotkaniu przechadzał się po hotelu z podbitym okiem. I choć kadra tamten mecz z Nigerią przegrała 0:1, to on wygrał.

W niedzielę wieczorem pół świata będzie patrzyło na Jamesa Rodrigueza. A więc siłą rzeczy i na chłopaka z Bydgoszczy, który był za mały do piłki, będzie patrzyło pół świata.

Źródło artykułu: