Mundial 2018. Kamil Grosicki: Mundial skończyliśmy po Senegalu

Getty Images / Shaun Botterill / Staff / Na zdjęciu: Kamil Grosicki
Getty Images / Shaun Botterill / Staff / Na zdjęciu: Kamil Grosicki

- Wątpię, że w takim składzie personalnym zagramy w następnych eliminacjach - mówi Kamil Grosicki po wygranym meczu Polski z Japonią (1:0) w mistrzostwach świata. Piłkarz przewiduje duże zmiany w reprezentacji.

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Obawialiście się przed meczem z Japonią, co się stanie, jeżeli nie wygracie?

Kamil Grosicki:
Mogliśmy skończyć ten turniej jeszcze gorzej. Jest katastrofa, a mogłaby być masakra. Musieliśmy rozegrać ten mecz w głowach. Cieszę się, że się zebraliśmy. A w jakim stylu zwyciężyliśmy, to już wy oceńcie.

W końcu stwarzaliście sytuacje strzeleckie...

Podczas analizy ostatnich meczów z drużyną i trenerami mówiliśmy tylko o naszych błędach, bo innych elementów, akcentów ofensywnych nie było. Z Japonią zagraliśmy z typowo bocznymi pomocnikami i... przynajmniej było zagrożenie. Cieszę się, że stwarzaliśmy jakieś sytuacje. W poprzednich spotkaniach nawet tego nie było. Na koniec tego wszystkiego... coś się działo. Ale fakty są takie, że na turnieju zawiedliśmy w każdej formacji.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Jacek Gmoch nie ma wątpliwości. "Nie można akceptować takiego zachowania jak w końcówce meczu"

Nie tak to miało wyglądać.

Mieliśmy określony cel, jakim było wyjście z grupy. Zawiedliśmy samych siebie, strasznie przeżywamy to, co się stało. Prawda jest taka, że nie zasłużyliśmy na awans. Graliśmy słabo.

Dlaczego?

Mistrzostwa przegraliśmy w pierwszym meczu z Senegalem. Kolumbia była od nas lepsza o parę klas pod każdym względem. Z Senegalem przegraliśmy mecz w głowach i wtedy zakończył się dla nas turniej.

Nie udźwignęliście presji?

Nic nam się nie układało. I w obronie, i w ataku. Nie mieliśmy pomysłu na stworzenie sytuacji. Nie twierdzę, że kogoś przerosła otoczka turnieju. Od bramkarza do napastnika nic nie wychodziło. Nie funkcjonowaliśmy jako zespół. Graliśmy fatalnie. Na mistrzostwach nie ma czasu na pomyłki, a my ich w pierwszym meczu za dużo zrobiliśmy.

Z Japonią od początku zagrał Kamil Glik. Dużo dało to drużynie?

Jest liderem zespołu w grze obronnej. Rozegrał bardzo dobry mecz w defensywie, był praktycznie nie do przejście, brakowało go na pewno w poprzednich spotkaniach. Przed mundialem mówiło się, że w stu procentach będzie gotowy na mecz z Japonią. I tak było. A czy wcześniej mógł zagrać? Trzeba zapytać trenera.

Pan również był podwójnie zmotywowany.

Dałem z siebie maksa, chciałem się pokazać. Szkoda, że nie skończyłem meczu z golem czy asystą. Po strzale głową wdziałem już piłkę w bramce. Po takim samym uderzeniu zdobyłem bramkę w Anglii, w Hull City. Niestety, w Japonii grał bramkarz wyższej klasy.

Co się działo pod sam koniec meczu? Nie atakowaliście rywala, który rozgrywał piłkę na swojej połowie przez kilka minut.

To był kabaret, do zapomnienia. Wyszło dziwnie.

Pan dodatkowo upadł.

Widziałem, że na zmianę czeka Kuba Błaszczykowski. Pamiętam taką sytuację z 2012 roku. Na mistrzostwach Europy stałem przy linii trzy minuty i czekałem na zmianę. I też nie wszedłem. Szanuję Kubę Błaszczykowskiego, widziałem, że chce zagrać w tym meczu. Wiem, co czuł, próbowałem reagować, doprowadzić, żeby doszło do zmiany. Bardzo źle to wyglądało, ale upadłem tylko z szacunku do Kuby.

Co dalej z kadrą?

Wątpię, że w takim składzie personalnym zagramy w następnych eliminacjach. Tak mi się wydaje. Jest wielu młodych zawodników, którzy chcą być w reprezentacji. Są starsi zawodnicy, którzy będą podejmować pewne decyzje.

A z panem?

Miałem duże oczekiwania wobec siebie, byłem dobrze przygotowany, ale pierwsze mecze mnie zweryfikowały. Reprezentowanie kraju i moja rodzina to dla mnie największa duma i mam nadzieję, że będzie mi jeszcze dane zagrać dla Polski na dużym turnieju.

W Wołgogradzie rozmawiał i notował Mateusz Skwierawski

Źródło artykułu: