Z Moskwy Mateusz Skwierawski
Od początku mistrzostw gospodarze byli schowani, jakby niezręcznie im było wychodzić na miasto z flagą w ręku, wymalowaną twarzą czy koszulką swojej reprezentacji. Barwy Sbornej oczywiście dało się zauważyć, ale w tłumie ginęły, jakby właśnie takie było założenie, żeby w ciszy zlały się z otoczeniem. Mało Rosjan faktycznie cieszyło się rozpoczęciem mistrzostw. Można odnieść wrażenie, że kibice wstydzili się za wcześniejsze wyniki reprezentacji i tak na wszelki wypadek nie chcieli robić sobie nadziei na udany występ ich drużyny.
W miastach, w których odbywają się mecze mundialu, jak u siebie bawili się do tej pory kibice innych reprezentacji. Plac Czerwony w Moskwie był raz żółty od flag Brazylijczyków, raz wylewała się z niego fala meksykańskich sombrero, a przez jeden dzień zdominowały go nawet biało-czerwony barwy, gdy przed meczem z Senegalem spotkało się tam kilkuset Polaków.
Podobnie w Kazaniu. Przez chwile można było poczuć się jak na wakacjach w Ameryce Południowej. W restauracjach z głośników leciała w zasadzie tylko muzyka "latino", a na głównej ulicy Bauman Street ludzie zbierali się po to, żeby nagrywać telefonem taneczne popisy Kolumbijczyków.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. "Prosto z mistrzostw": Wielki Urugwaj i doskonała Francja. Faza pucharowa wystartowała (odc. 24)
Dziwiły obrazki w moskiewskim metrze w dniu pierwszego meczu Rosji z Arabią Saudyjską (5:0). Jak kibice innych drużyn wbiegali do wagonów śpiewając i tańcząc, tak z mowy ciała i zachowania gospodarzy można było wywnioskować, że zmierzają raczej do pracy, a nie na mecz własnej reprezentacji.
Prawdziwy przełom nastąpił nie po pogromie Arabii, a po drugim wygranym spotkaniu, z Egiptem (3:1). Rosja miała już w zasadzie pewny awans z grupy, co zostało odebrane przez jej kibiców jako ogromny sukces. Reakcje fanów w końcu zaczęły być spontaniczne, Moskwa ożyła, a w zaplanowanym co do centymetra mieście wreszcie zrobił się nieład. Kierowcy samochodów trąbili jeden przez drugiego, a przez centrum nie dało się przejść nie słysząc głośnego skandowania: "Rasija, Rasija".
Szaleństwo jakie opanowało tutejszych po wyeliminowaniu Hiszpanii to już ekstaza. Kibice szybko po zakończeniu spotkania wyszli ze stadionu i pojechali w stronę centrum miasta. Tam nie wlała się fala, tylko tsunami. Przez Moskwę trudno nie tylko przejechać, ale nawet przejść. Samochody stoją, a kibice tańczą. Na chodnikach i dachach samochodów. Są wszędzie, nawet kąpią się w fontannach. Skoro wygrana z Hiszpanią miała być cudem, to chyba większym będzie przywrócenie w stolicy ciszy. Ale nikt o tym teraz nie myśli.