Szwajcar Christian Maurer piąty raz z rzędu wygrał wyścig nad Alpami

Szwajcar Christian Maurer wygrał transalpejski rajd przygodowy Red Bull X-Alps po raz piąty z rzędu. Do Monako dotarł po przebyciu 2268 km w sześciu krajach - pieszo i na paralotni.

W tym artykule dowiesz się o:

Na trasie do końca pozostał Michał Gierlach. Jedyny reprezentant Polski w tych morderczych zmaganiach, tak jak wielu innych znakomitych pilotów paralotniowych, nie miał jednak szans na dotarcie do mety przed jej zamknięciem. W czwartek ze skręconą kostką zaliczył ostatni lot.

Maurer przeszedł w górskim terenie 532 km i przeleciał 1736 km. Wyścig zaczął
z przeziębieniem, a zakończył z kontuzją kolana. Jemu i innym zawodnikom przyszło zmagać się ze złą pogodą i być zlanym deszczem podczas niejednej burzy. Wyjątkowo w tym roku był narażony na nie lada presję, kiedy w pierwszych dniach niepogody, nie mając szans z wytrawnymi piechurami i biegaczami, spadł nawet na 21. miejsce.

Chrigel - bo tak nazywany jest Christian Maurer - dotarł do 7. punktu zwrotnego w Peille we Francji w czwartek tuż po 11:00. Ukończenie liczącej w linii prostej 1138 km trasy Red Bull X-Alps 2017 zajęło mu 10 dni 23h i 23 min. Kilka godzin później na mecie pojawił się debiutant, Francuz Benoît Outters. Ponieważ wyścig kończy się 24 godziny po dotarciu na metę zwycięzcy, nawet trzeci w czwartkowy wieczór zawodnik, Austriak Paul Guschlbauer ma nikłe szanse na zamknięcie trasy w regulaminowym czasie.

- Mam mieszane uczucia. Z jednej strony żałuję, że już się kończy, bo Red Bull X-Alps to niesamowite przeżycie. Z drugiej strony zmęczenie jest tak duże, że człowiek czekał na choć chwilę odpoczynku. Nie wiem, co przeważa - mówił kilkanaście godzin przed zakończeniem wyścigu Michał Gierlach, który na wieczór wylądował prawdopodobnie po ostatnim locie podczas tegorocznych zmagań.

Polak nie spodziewa się, że uda mu się poprawić jeszcze 16. miejsce, które zajmuje.

- W czwartek dość poważnie skręciłem kostkę przy jednym z lądowań i mam problemy z chodzeniem. Już nie porywalizuję z chłopakami, którzy są w mojej bliskiej okolicy. Muszę odpuścić, nawet nie zdążę już polecieć. Także powoli zaczynam odpoczynek. Jutro po zakończeniu wyścigu wybieramy się do Monaco - dodał.

ZOBACZ WIDEO: Polski pilot paralotni przeżył chwile trwogi. "Musiałem ratować się spadochronem"

Rekord Maurera na trasie z Salzburga do Monako przez najwyższe góry Europy to 6dni 23h i 40min, ale ustanowił go w 2013 roku, kiedy warunki były o wiele bardziej sprzyjające, a trasa wiodła przez wyższe góry.

- Tym razem czułem dużą presję - powiedział Maurer na mecie. - Pierwsza wygrana była ważna, kolejne już nie tak bardzo, ale tym razem naprawdę chciałem dobrze wypaść, więc czułem olbrzymią presję. Przede wszystkim to jest przygoda - nie rywalizacja.

"Zaczęło się bardzo źle od wiatru, deszczu i burz. Nigdy wcześniej nie musiałem się zmierzyć z tak złą pogodą podczas Red Bull X-Alps. To sprawiło, że o wiele trudniej było planować. Jestem szczęśliwy, że tu jestem. Dla moich kolan to bardzo dobrze, że to już koniec. Nigdy wcześniej nie musiały pracować tak ciężko. To pierwszy raz, kiedy przeszedłem 500 km. Zwykle robię na nogach około 300 km".

Benoit Outters zaliczył 7. i ostatni punkt zwrotny o 12:42, po 11 dniach, 1h i 12 min od startu. Debiutujący w Red Bull X-Alps Francuz wylądował tam po pokonaniu ostatniego odcinka w powietrzu. Kiedy już otarł łzy wzruszenia wylewane wspólnie z matką i supporterami, oblał wszystkich należnym mu szampanem. Żeby dotrzeć do Monako i spróbować stawić czoła skarżącemu się od kilku dni na ból kolan Maurerowi, w ciągu ostatnich dwóch dni, ten ultramaratończyk przebiegł 192 km. Jednak trudno jest dorównać Szwajcarowi…

Tradycyjnie już dla Maurera i Outtersa wyścig zakończył się lotem z Peille na honorową metę nad brzegiem morza śródziemnego w Monako.

- W tym roku trasa była o wiele trudniejsza, a pogoda nie pomagała. Maurer dominuje
w powietrzu, ale większą część z ostatnich 200 km musiał pokonać pieszo. To na pewno nie było dla niego łatwe - przyznał dyrektor wyścigu Christoph Weber. Śledząc wyścig można było zauważyć, że problemy miał dosłownie każdy.

- Na mecie będzie tylko dwóch zawodników. Nie ma szans na dotarcie trzeciego, dlatego można powiedzieć, że był to rok wyjątkowy. Zwłaszcza to, ile osób wycofało się w tym roku, szczególnie pokazało, jak trudna była ta edycja. Oprócz tych, którzy odpadali co 48 godzin (dop. zgodnie z regulaminem - najwolniejsi), ze względu na kontuzje i inne przypadłości zdrowotne wycofało się chyba siedem osób. Było naprawdę ciężko - podsumował Gierlach.

Prawie połowa uczestników nie wytrwała do zakończenia zmagań, co nastąpiło w piątek, 14 lipca około 11:00…

Komentarze (0)