Andrija Gerić rozegrał w kadrze narodowej Serbii ponad 260 spotkań. Igrzyska olimpijskie w Pekinie będą czwartymi w jego sportowej karierze i jak przyznaje sam zawodnik, najprawdopodobniej ostatnimi. - Moja era powoli się kończy. Już w tej chwili nie znajduję miejsca w wyjściowej szóstce i większość czasu spędzam w kwadracie dla rezerwowych - mówi z lekką nutką żalu zawodnik, który podczas turnieju finałowego LŚ w Rio de Janeiro zajmował się głównie.... zabawianiem publiczności.
- Kiedy trybuny stoją za tobą i wpierają cię w walce, zwłaszcza na obcym, często nieprzychylnym terenie, wtedy łatwiej się gra. Powoli, acz z bólem wcielam się w rolę rezerwowego. Jeśli więc mogę pomóc zespołowi zabawiając publikę i powodując, że ta dopinguje moich kolegów, z przyjemnością to robię. Doping i życzliwość publiczności są naprawdę bardzo ważne, dlatego też chętnie podjąłem się funkcji "animatora” - przekonuje pół żartem, pół serio siatkarz zaznaczając, że czekanie w kwadracie na swoją szansę bynajmniej go nie przeraża.
Obecna reprezentacja Serbii to doskonała mieszanka rutyny z młodzieńczą fantazją. - Ja, Ivan Miljković, a przede wszystkim Nikola Grbić tonujemy zapędy młodej gwardii, a kiedy zachodzi potrzeba, wykorzystujemy nasze doświadczenie i spryt - podkreśla Andrija Gerić. Serbska młodzież z kolei dodaje "weteranom" entuzjazmu, a tacy siatkarze, jak Nikić, Podrascanin czy Samardzić wnieśli sporo pozytywnej energii do zespołu. - Ich młodzieńcza radość i fantazja odmieniły nas i spowodowały, że bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, potrafimy cieszyć się własną grą.
To z kolei, jak twierdzi Gerić, ma niebagatelny wpływ na mentalność drużyn, która szybciej, niż kiedyś potrafi oczyścić umysły z porażek i do każdego kolejnego meczu podchodzi nie oglądając się za siebie. - Na początku, kiedy młode pokolenie graczy wchodziło do kadry, było zupełnie inaczej i wszyscy byliśmy pełni obaw. Byli oni bardzo spięci i zdystansowani, paraliżowała ich sama myśl o wyjściu na boisko. Teraz minęły prawie dwa lata, młodzież się "wyluzowała" i dyktuje warunki starszym - mówi z właściwą sobie ironią serbski środkowy.
Siatkarze Igora Kolakovića błysnęli formą na turnieju w Rio de Janeiro. W dobrym stylu, z uśmiechem na ustach przeszli przez Final Six jak burza. Dopiero w finale musieli uznać wyższość rewelacyjnie dysponowanych tego dnia Amerykanów. Rozentuzjazmowani kibice i zaskoczeni fachowcy zachwycali się postawą obydwu ekip. Szybko jednak zadali pytanie, czy aby wysoka forma nie przyszła za wcześnie? - Jeżeli ktoś mówi, że nie jesteśmy w stanie utrzymać wysokiej formy z Fianl Six Ligi Światowej również z Pekinie, to jest w błędzie - uspokoja wątpiących Andrija Gerić.
Siatkarz tłumaczy, że wysoka dyspozycja nie przychodzi z dnia na dzień i nie ulatnia się niczym kamfora. - Nie powiedziałbym zresztą, że podczas finału w Rio byliśmy w najwyższej dyspozycji. W kluczowym pojedynku, z USA słabo zagrywaliśmy na początku, a potem popełniliśmy sporo błędów, szczególnie przy siatce - przyznaje.
Podstawą dobrej, ogólnej dyspozycji, jest zdaniem Gerića solidne przygotowanie fizyczne, nad którym Serbowie pracowali przez całe lato. - Uważam, że jesteśmy przygotowani do igrzysk olimpijskich perfekcyjnie. Niemniej, przynajmniej w mojej ocenie, w Pekinie ważniejsza rolę niż kondycja fizyczna, odegra głowa. Kto wytrzyma lepiej presję, ten zagra o medale - reasumuje.
Kto zatem, według reprezentanta Serbii stanie na olimpijskim podium? - Tak jak wszyscy fachowcy na całym świecie powtarzają, w turnieju olimpijskim powinno się liczyć 6,7 drużyn - twierdzi. - Różnice między nimi są naprawdę niewielkie i tak jak powiedziałem wcześniej, zadecyduje wyłącznie psychika, duch walki i dyspozycja dnia. Nie wiem z jakim nastawieniem przystąpią do rywalizacji nasi rywale. Mogę jednak zapewnić, że Serbia zrewanżuje się Amerykanom za przegrany finał w Rio.
*Z zawodnikiem rozmawiała Ilona Kobus