Siatkarze zza Oceanu walkę o strefę medalową wygrali z Serbią, a nasi wschodni sąsiedzi odprawili do domu Bułgarię.
Zwycięstwo w włoskim stylu
Rosjanie, mimo słabszego występu w brazylijskim Final Six LŚ przystąpili do rywalizacji w Pekinie w roli jednego z głównych faworytów. Kiedy wygrali pierwszy mecz z Serbią, nawet ci którzy powątpiewali, zmienili zdanie. Po spektakularnym zwycięstwie (drugim w odstępie dwóch tygodni) nad Brazylią nikt nie miał już wątpliwości, że Sborna pewnym krokiem zmierza do olimpijskiego podium. Przegraną z Polską (po wcale niezłym pojedynku) uznano za wypadek przy pracy i choć biało - czerwoni utrudnili Rosjanom (przynajmniej tak mogło się wydawać, gdy ogłoszono wyniki losowania) przeprawę ćwierćfinałową, to w efekcie końcowym ci wyszli na swoje.
Bułgaria, która była rywalem Rosji w drugiej fazie rywalizacji nie postawiła poprzeczki zbyt wysoko. Najdłużej opór stawiał Matej Kazijski, ale w czwartej partii i on stracił wiarę w końcowy sukces, tym bardziej, że na polu bitwy był bardzo osamotniony. Zawiedli Nikołow i Konstantinow (kilkakrotnie ustrzelony zagrywką), a bułgarscy środkowi niemal nie istnieli przy swoich rosłych vis a vis Kuleszowie i Wołkowie. 14 punktów zdobytych blokiem przez Rosjan mówi samo za siebie. Przede wszystkim jednak zawodnicy Sbornej bronili jak nigdy przedtem na tym turnieju, a organizacja na linii blok - obrona była w iście włoskim stylu.
Po kolejne złoto...?
W roli faworytów przyjechali do Chin również reprezentanci Stanów Zjednoczonych, opromienieni dodatkowo sukcesem w Rio de Janeiro (pierwszym w historii zwycięstwem w LŚ). Siatkarze Hugh McCutcheona przez fazę grupową przeszli jak burza, notując tylko jedno małe potknięcie w pierwszym meczu, kiedy to wymęczyli w pięciu setach zwycięstwo nad Wenezuelą. Uwzględniając jednak dramatyczną otoczkę pojedynku, niższą dyspozycję śmiało można zrzucić na karb fatalnego stanu ducha. W kolejnych spotkaniach Amerykanie nie dali już szans rywalom, zostawiając w pokonanym polu kolejno Włochy, Bułgarię, Chiny i Japonię.
W ćwierćfinale los zetknął USA z Serbią i dla tych drugich miał to być rewanż za przegrany finał w Rio. Nie był, ale z tamtym spotkaniem miał wiele wspólnego. Równie ekstremalną determinację i niesamowitego ducha walki unoszącego się po obu stronach boiska oraz cały festiwal popisowych akcji, reżyserowanych przez dwójkę topowych rozgrywających, Lloya Balla i Nikolę Grbića. Była też jedna (może dwie), znacząca różnica. Spotkanie w Pekinie miało znacznie wyższą stawkę i nieporównywalnie bogatszą dramaturgię. O zwycięstwie triumfatorów Ligi Światowej zdecydowała krótka chwila słabości Serbów, bezbłędnie wykorzystana przez rywali.
Ball kontra Grankin
W sobotę Rosja i Stany Zjednoczone staną do walki o podium turnieju w Pekinie. Zwycięzca wywiezie stamtąd co najmniej srebro, przegrany stoczy walkę o brąz. Szanse są równe, z niewielkim wskazaniem na Amerykanów, którzy w perspektywie całego turnieju grają bardziej stabilnie i stanowią skonsolidowany monolit, bez chimerycznych gwiazdorów pokroju Semena Połtawskiego. Mają też doświadczonego Lloy'a Balla, który steruje ich grą, a przede wszystkim doskonale zna Rosjan. Mówiąc o najsłabszych punktach siatkarzy znad Wołgi, wskazuje....lenistwo. Ball twierdzi, że gdyby pracowali tak ciężko i systematycznie jak Amerykanie, to już dawno zdetronizowaliby Brazylię.
Grą podopiecznych Władimira Alekno kieruje młody Siergiej Grankin. Zawodnik spisywał się dotąd bez zarzutu i na pewno ma zadatki na rasowego przyjmującego w przyszłości. Czy jednak ten 23-letni siatkarz udźwignie ciężar stawki i związaną z nim presję? W pamiętnym meczu japońskich mistrzostw świata z Polską nie udźwignął. W spotkaniu ćwierćfinałowym z Bułgarią grał przekonywająco i w trudnych chwilach stanął na wysokości zadania. Rywale jednak zagrywali ze zmiennym szczęściem i zadanie było ułatwione. W sobotę może być inaczej, bo Amerykanie nie wstrzymują ręki. No chyba, że pierwszy raz w tym turnieju (nie licząc nieszczęsnego meczu z Wenezuelą) przydarzy im się słabszy moment....
I półfinał IO w siatkówce mężczyzn:
Stany Zjednoczone – Rosja: sobota 22 sierpnia, godz. 6.30 polskiego czasu