Bernardo Rezende: Nigdzie się nie wybieram

We wtorek przed południem wrócili do kraju srebrni medaliści Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, Brazylijczycy. Jeszcze na lotnisku zorganizowano konferencję prasową, na której trener Bernardo Rezende potwierdził, że chciałby dalej pracować z "Canarinhos", ale decyzja leży w rękach federacji. - Ja jestem gotowy, by podjąć kolejne wyzwanie - zadeklarował.

- Jestem gotów by stawić czoła kolejnemu wyzwaniu i zbudować reprezentację Brazylii na Igrzyska Olimpijskie 2012 - oświadczył Bernardo Rezende.

Jest tylko jedno "ale" - czy rodzima federacja przystanie na warunki szkoleniowca i da mu, jak było do tej pory, wolną rękę w podejmowaniu wszelkich decyzji, bez jakiejkolwiek ingerencji? - Dotąd mieliśmy do siebie pełne zaufanie. Jeśli uznają, że dla dobra kadry powinienem zostać - zostanę.

Brazylijczyk wyznał, że kiedy zabrzmiał gwizdek sędziego kończący mecz finałowy z USA, był bardzo sfrustrowany. - Nie dlatego, że przegrałem finał, ale ponieważ moi chłopcy zasługiwali na złoto. Teraz nie mogę spać w nocy, bo już myślę o tym, co czeka nas w przyszłości.

Żeby Brazylia mogła szybko odbudować swoją siłę, potrzebne są dwie rzeczy: motywacja i wyzwanie. Wyzwaniem jest złoto na Olimpiadzie w Londynie. Motywacja tkwi głównie w samych zawodnikach. - Ci którzy pozostaną w zespole muszą mieć wystarczająco silną wolę, by kontynuować ciężką pracę i znów walczyć o złoto. Muszą też chcieć stworzyć taki zespół, jakim byliśmy zawsze, muszą chcieć być rodziną.

Bernardo Rezende nie chce wracać do sprawy Ricardo, którą uważa za zamkniętą. - To on zdradził nas, nie my jego. Bardzo za nim tęsknie i brakuje mi go każdego dnia, ale jeśli ktoś mówi, że dla niego nie istniejesz, to zamyka drogę do jakiegokolwiek dialogu - mówił jeszcze przed turniejem olimpijskim.

Podkreśla stanowczo, że jego zdaniem Ricardo nie zmieniłby wyniku finału w Pekinie. - Tego dnia Stany Zjednoczone po prostu były lepsze - kwituje, dodając że obydwaj rozgrywający, Marcelinho i Bruno wykonali swoją robotę dobrze i nie ma do nich najmniejszych zastrzeżeń.

- Hegemonia Brazylii trwała długo i była bezdyskusyjna, tak jak fakt, że kiedyś musiała zostać przerwana - uważa brazylijski szkoleniowiec. Twierdzi jednak, że w kraju jest wielu młodych, zdolnych graczy, którzy mogą stworzyć nowy "dream team" i już wkrótce ponownie zawojować świat.

"Bernardinho" chciałby kontynuować pracę z reprezentacją swojego kraju i jak przyznał w rozmowie z naszym serwisem w Rio de Janeiro, nie zamierza go opuszczać nawet, jeśli federacja nie powierzy mu ponownie opieki nad "Canarinhos". - Ostatnie lata były wspaniałe, bo pracowałem z grupą fantastycznych ludzi i osiągnęliśmy niebywałe sukcesy. Przez to jednak ucierpiało moje życie rodzinne i właśnie ze względu na moich najbliższych nie chcę wyjeżdżać poza Brazylię.

Pytany o swoich ewentualnych następców, waha się przez chwilę mówiąc, że nie widzi potrzeby, by to rozważać. Jeśli jednak koniecznie miałby wskazać osoby, które mogłyby po nim przejąć pracę w kadrze, to postawiłby na dwa nazwiska - swojego asystenta Ricardo Tabacha oraz aktualnego szkoleniowca Sisley'a Treviso, Renana Dal Zotto.

Warto nadmienić, że asystentem trenera Dal Zotto w Treviso jest były szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla, Tomaso Totolo, który kilka dni temu wyraził gotowość do podjęcia pracy z reprezentacją Polski.

Komentarze (0)