[tag=2800]
Robert Lewandowski[/tag] wciąż liczy na transfer do Barcelony. Na razie jednak kataloński gigant nie potrafi porozumieć się z Bayernem Monachium. Nie można wykluczyć, że Niemcy uprą się, aby polski napastnik wypełnił kontrakt, który obowiązuje jeszcze przez rok.
W mediach od wielu tygodni krążą plotki, że "Lewy" rozpocznie wojnę z Bawarczykami. W ramach protestu miałby odmówić treningów w niemieckim klubie. Wiele wyjaśni się 12 lipca, kiedy to ma pojawić się na pierwszych zajęciach przed nowym sezonem.
- Już się mówi o tym, że on zastrajkuje. Jeśli tak będzie, to komu on zrobi na złość? Sobie i drużynie narodowej, bo nie będzie trenował. Zwolnienie lekarskie przedstawi, że go kostka boli? Kolano strzyka? - komentuje w kpiący sposób Jan Tomaszewski w "Super Expressie".
ZOBACZ WIDEO: To będzie decydujący tydzień. Chodzi o transfer Lewandowskiego
Były bramkarz reprezentacji Polski uważa, że Lewandowski nie powinien załatwiać transferu w ten sposób. Sporo jednak namieszał jego menedżer Pini Zahavi, który publicznie przyznał, że Robert nie wyobraża sobie dalszej gry w Bayernie.
- Robert jest szefem, on zatrudnia menedżera. Jeśli menedżer uważa, że jest mądrzejszy od Roberta, to mamy co mamy. Jest galimatias, groch z kapustą. A Robert musi być zdołowany psychicznie, ale za swoje pieniądze sam sobie zgotował taki los - mówi Tomaszewski.
Słynny piłkarz uważa także, że na wszystko duży wpływ ma Anna Lewandowska. 74-latek jest przekonany, że piłkarz wcześniej wszystko z nią skonsultował. Efekt jednak jest taki, ze "źle to wszystko zostało rozegrane".
Piłkarz Barcelony podgrzał spekulacje. Transfer Lewandowskiego coraz bliżej >>
Koniec nadziei dla Lewandowskiego?! Bayern bez litości dla Polaka >>