Fatalne zarządzanie Josepa Marii Bartomeu w Barcelonie pociągnęło za sobą duże konsekwencje. Były prezes podał się do dymisji w październiku 2020, a problemy finansowe klubu spowodowane jego działaniami wydają się nie mieć końca. W zeszłym roku nowego kontraktu nie mógł podpisać Lionel Messi (więcej TUTAJ), a w tym zarząd musi kombinować, by zarejestrować nowych graczy do rozgrywek ligowych.
Gdy Joan Laporta przejmował władzę, klub wydawał 110 procent swoich przychodów na pensje zawodników. Przez to "Duma Katalonii" została objęta przez ligę zasadą "1/3" - za każde zarobione 3 euro wydać może tylko jedno. Aby się z niej uwolnić, działacze postanowili skorzystać z tzw. dźwigni finansowych, czyli sprzedaży aktywów klubu.
Laporta pewny siebie
Zaczęło się od dwukrotnej sprzedaży wartości praw telewizyjnych. Firma inwestycyjna Sixth Street najpierw kupiła ich 10 proc., a później kolejnych 15 proc. Do tego dochodzi sprzedaż Barca Studios, firmy zajmującej się usługami audiowizualnymi. Kilka dni temu pozbawiono się 25 proc. udziałów, a teraz mówi się o kolejnych 24,5 proc.
ZOBACZ WIDEO: Prezentacja Roberta Lewandowskiego w Barcelonie. Zobacz piękne sceny!
Wydawało się, że trzy dźwignie finansowe wystarczą, ale konieczna ma być czwarta. Pedro Morata z radia COPE poinformował, że zdaniem LaLigi dotychczasowe działania wciąż nie wystarczą do zarejestrowania nowych transferów, dwóch zawodników w nowymi kontraktami oraz tymi, którzy je w ostatnim czasie przedłużają.
W tym momencie Robert Lewandowski wciąż nie może występować w lidze, a nowy sezon Primera Division rusza już za tydzień. - Pracowaliśmy, aby móc zarejestrować wszystkie transfery. Przedstawiliśmy dokumentację i czekamy. Spełniliśmy wymagania i jesteśmy pewni siebie - zapewnił Laporta podczas prezentacji polskiego napastnika.
- Jeśli będziemy musieli wykonać jeszcze jakieś działania, zrobimy to - zapewnił, mając na myśli gotowość do aktywowania czwartej dźwigni. Jednak nawet ona może nie wystarczyć - wtedy konieczna będzie sprzedaż jednego z graczy.
Kolejka oczekujących
Oprócz "Lewego" na rozwój sytuacji czekają niedawno kupieni Andreas Christensen, Franck Kessie, Raphinha i Jules Kounde. W tej samej sytuacji są Ousmane Dembele oraz Sergi Roberto, którzy podpisali z klubem nowe, osobne kontrakty po wygaśnięciu poprzednich, a także Ronald Araujo i Gavi, którzy umowy przedłużyli lub dopiero to zrobią.
Aby uwolnić się od "reguły 1/3", Barcelona musi zamknąć poprzedni sezon z zyskiem, a także mieć dodatni kapitał własny. Nie może także przekraczać ustalonego dla niej limitu płac. Jak czytamy w "Mundo Deportivo", jest ponad progiem o 30-40 mln euro. To także będzie musiało być uregulowane, w przeciwnym razie "Blaugrana" mogłaby wpaść nawet do "reguły 1/4", czyli wydać tylko jedno z czterech zarobionych euro.
Piłka jest teraz po stronie prawników prezesa ligi hiszpańskiej. W tym momencie oceniają oni, czy dać zielone światło na rejestrację nowych piłkarzy. Javier Tebas wprowadził twarde prawo, które rok temu nie zostało złagodzone nawet dla Messiego. Argentyńczyk - największa gwiazda ligi hiszpańskiej - musiał odejść do PSG.
Hiszpański rynek transferowy jest dużo mniej ruchliwy niż w pozostałych najlepszych ligach europejskich. Przepisy miały uzdrowić finanse klubów, ale one już chcą brać przykład z Katalończyków i odsprzedawać część swoich przychodów z przyszłości. Tą ścieżką chce podążyć Real Betis. Plan Tebasa więc może zacząć tracić na wartości. Na pewno na atrakcyjności ucierpią same rozgrywki.
Cała sprawa rejestracji graczy Barcelony musi mieć swój finał w ciągu najbliższych dni, bo już 13 sierpnia wicemistrzowie Hiszpanii podejmą Rayo Vallecano na inaugurację nowego sezonu LaLigi.
Tomasz Chabiniak, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Pierwsze słowa Lewandowskiego po prezentacji przejdą do historii
Moda na Lewandowskiego. Katalończycy już za nim szaleją, niesamowite sceny na Camp Nou i w sklepie!