Już na początku okienka transferowego było wiadomo, że podobnie jak rok temu, FC Barcelona będzie miała problemy z zarejestrowaniem piłkarzy, którzy potencjalnie przyjdą latem do klubu.
Zakupy okazały się być jeszcze większe, niż można to było na początku przewidywać. "Blaugrana" w trwającym okienku transferowym wydała już ponad 150 mln euro. W tym czasie klub z Camp Nou zasilili Robert Lewandowski, Raphinha czy Jules Kounde.
Gdy nowy prezydent Joan Laporta przejmował władzę, klub wydawał 110 procent swoich przychodów na pensje zawodników. Przez to "Duma Katalonii" została objęta przez ligę zasadą "1/3" - za każde zarobione 3 euro wydać może tylko jedno. Aby się z niej uwolnić, działacze postanowili skorzystać z tzw. dźwigni finansowych, czyli sprzedaży aktywów klubu.
ZOBACZ WIDEO: Barcelona oszalała. "Nigdy nie wiedziałem czegoś takiego w stosunku do polskiego piłkarza"
Władze La Liga stoją na stanowisku, że to zbyt mało. Jedyny ratunkiem jest teraz sprzedaż kilku zawodników lub obniżka pensji najlepiej zarabiających piłkarzy w zespole. Jako pierwszy pomocną dłoń dla klubu wyciągnął Gerard Pique, który lada dzień ma podpisać nową umowę z FC Barceloną.
Według hiszpańskich mediów obrońca zgodził się na drastyczną obniżkę pensji względem tej, jaką inkasuje obecnie. nowa umowa nie oznaczać będzie dłuższej współpracy ze stoperem. Podobnie jak obecne porozumienie, obowiązywać będzie do końca sezonu 2023/2024.
Piłka jest teraz po stronie prawników prezesa ligi hiszpańskiej. W tym momencie oceniają oni, czy dać zielone światło na rejestrację nowych piłkarzy. Javier Tebas wprowadził twarde prawo, które rok temu nie zostało złagodzone nawet dla Messiego. Argentyńczyk - największa gwiazda ligi hiszpańskiej - musiał odejść do PSG (więcej przeczytasz TUTAJ-->).
Zobacz także:
Grzegorz Krychowiak wspiera Macieja Rybusa. "Jest łatwym celem"