Mimo toczącej się wojny, w tym tygodniu wystartowały zmagania ligi ukraińskej. W jednym ze spotkań Ruch Lwów podejmował Metalist Charków, a mecz skończył się wygraną gości 2:1.
Sam pojedynek nie odbywał się jednak bez przeszkód. Został przerwany aż trzy razy z powodu alarmów bombowych. I to właśnie z tym jest związany skandal, jakiego dopuścił się prezes i właściciel lwowskiego klubu - Grigorij Kozłowski.
Gdy rozległ się pierwszy alarm bombowy, arbiter, zgodnie z procedurami, zaczął eskortować wszystkich do najbliższego schronu. Kozłowski jednak zachęcał sędziego, by dokończył pierwszą połowę, pomimo zagrożenia.
Ponadto dziennikarz Andriej Senkiw informuje, że prezes klubu nie chciał opuścić stadionu ze wszystkimi i wymyślał dziecinne wymówki. - Na początku mówił, że ma swoją własną kopułę ochronną i odmówił pójścia do schronu - ujawnia Senkiw. Ostatecznie w końcu opuścił trybunę dla VIP-ów.
Jednak wylądował w innym schronie niż swoi gracze, lecz poszedł razem z dziennikarzami. Pił w schronie alkohol razem ze swoimi znajomymi.
Czytaj więcej:
Znamy podział na koszyki przed losowaniem fazy grupowej Ligi Mistrzów
Kacper Kozłowski ma nowy klub