- Nie zagram w pięknym widowisku, gdzie na trybunach będzie 42 tys. kibiców. Ja nie wiem czy niektórzy nasi sędziowie nie znajdują się w kręgu jakichś zainteresowań. Za każdym razem jak mówimy o meczu, to nie mówimy, że ktoś wygrał, bo dobrze gra tylko, że była jakaś pomyłka. Jeszcze nie możemy zagrać takiego widowiska, że faktycznie wszyscy będą mówić, że zespół był lepszy i wygrał zasłużenie. Jedno jest pewne, Lech nie był lepszy w niedzielnej potyczce. Mecz był bardzo szarpany. Lechici nie mieli fantastycznych składnych akcji - komentował Hajto.
Obrońca Górnika długo nie mógł pogodzić się z decyzją sędziego Tomasza Mikulskiego, który podyktował rzut karny dla lechitów. Tym razem jednak nie przebierał w słowach. Tym bardziej, że arbiter ukarał go też żółtą kartką, która wyklucza go z udziału w kolejnym spotkaniu. - Sędzia "wyciągnął" karnego, którego nie było. Byłem blisko zaistniałej sytuacji. Sędzia sobie biegał gdzieś z tyłu, nie zdążył za akcją, a arbiter boczny był daleko. Jak zobaczyłem, że Mikulski karze mnie żółtą kartką, to mi ręce opadły. Nie wiem za co dostaję te cholerne kartki. Jak oni chcą sędziować mecz w lidze angielskiej czy Pucharze UEFA. Jakby sędziowali tamte spotkania, to piłkarze za granicą kończyliby mecz trzech na trzech - grzmiał zdenerwowany były reprezentant Polski.
Hajto po otrzymaniu żółtej kartki co najmniej jeszcze kilka razy naruszał przepisy, ale jak sam mówi nie bał się dalszych konsekwencji. - Nie bałem się czerwonej kartki, takie rzeczy już niejednokrotnie przeżyłem. Wkurzony jestem za tę żółtą kartkę, bo uważam, że zostałem niesłusznie ukarany. Strasznie mnie to boli, ale takie jest życie. Ja zrobię jeden faul na mecz, a Quinteros się przewraca. Kolejny zawodnik z tyłu prowokuje sędziego, aby dał kolejną żółtą kartkę. Mamy już jednego prowokatora w lidze z Wisły Mauro Cantoro. Teraz kolejny rośnie w Lechu. Chłop ma 195 cm wzrostu, waży 95 kg i przewraca się jak panienka, przy czym prowokuje, żebym ponownie został ukarany - kończy zawodnik Górnika.