Każdy jest do ogrania - rozmowa ze Sławomirem Szarym, obrońcą Piasta Gliwice

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Przed Piastem Gliwice seria trudnych meczów. Niebiesko-czerwoni zmierzą się kolejno z Polonią Warszawa, Legią i Wisłą Kraków. Defensor Sławomir Szary wierzy w możliwości gliwickiego zespołu. -<i> To trudne mecze, ale punkty są jak najbardziej do wzięcia -</i> mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Agnieszka Kiołbasa: Po trzech wygranych meczach z rzędu nadszedł czas na trzy, w których zdobyliście zaledwie jeden punkt. Złapaliście zadyszkę?

Sławomir Szary: Ja bym tego tak nie nazwał. W Bytomiu to przede wszystkim stałe fragmenty gry zadecydowały o tym, że straciliśmy cztery bramki. Żal zwłaszcza tego starcia w Kielcach. Prowadziliśmy tam 2:0. Wydawało się, że mecz jest wygrany, a my zeszliśmy z boiska pokonani. To, co zrobiliśmy to naprawdę ewenement. Za nami już jednak analiza tego spotkania, mecz przeszedł do historii. Wnioski swoją drogą, ale ja sądzę, że najlepiej będzie, jak po prostu zapomnimy o tamtym spotkaniu.

Nie było czasem tak, że po tych trzech zwycięstwach z rzędu pomyśleliście, że te mecze same się wygrają?

- Tak chyba nikt nie myślał. Sam mecz się nigdy nie wygra. Te trzy kolejne spotkania tylko nam pokazały, jak ciężko będzie zrobić każdy kolejny punkt. Każde oczko jest cenne. Ja słyszałem nawet głosy, że po meczu z Jagiellonią ktoś był niezadowolony z tego, że tylko zremisowaliśmy, a remis to jest przecież punkt. Ten z konfrontacji z Jagą jest tak samo cenny, jak ewentualny remis z Wisłą Kraków. Tutaj nie można kalkulować, czy graliśmy u siebie czy na wyjeździe. Teraz mogliśmy zdobyć trzy punkty w Kielcach, zgarnęliśmy pełną pulę w Bełchatowie. Odpukać, ale podejrzewam, że jeszcze przegramy niejeden taki mecz, w którym ktoś wykłada punkty, a zdobędziemy je gdzieś, gdzie nikt na to liczyć nie będzie. Wiemy, że przed nami spotkania z Polonią Warszawa, Legią i Wisłą, ale kto powiedział, że w nich nie zapunktujemy?

Tego nikt nie może wiedzieć, bo futbol bywa nieobliczalny. Liczycie zatem na niespodziankę?

- Oczywiście. Niejednokrotnie już się wygrywało z Legią czy Wisłą. Te drużyny są do ogrania. To nie tak, że te mecze możemy już odfajkować, bo i tak je przegramy i najlepiej będzie, jak skupimy się na 13 czy 14 kolejce. To są normalne spotkania. Oczywiście, że trudne, ale punkty są do wzięcia. Musimy odrobić to, co straciliśmy w Kielcach.

0:4 w Bytomiu, 2:3 w Kielcach. Tracicie sporo bramek. Najgorsze, że po szkolnych błędach...

- Tak jak zauważyłaś, tylko w tych dwóch meczach straciliśmy siedem bramek, z czego bodajże pięć po stałych fragmentach. To jest nie do przyjęcia. W obecnej piłce, w pojedynkach drużyn o zbliżonym poziomie piłkarskim o wyniku przeważnie decyduje stały fragment gry. Ja powiem paradoksalnie, że ostatnio naszym najbardziej równorzędnym przeciwnikiem była... Polonia Bytom, z którą przegraliśmy 0:4. Ktoś uzna, że to śmieszne, bo co możemy mówić o takim meczu, którego wynik jasno sugeruje, że rywale zdominowali to spotkanie, ale ja się z tym nie zgodzę. Gdyby Polonia przed przerwą nie strzeliła tej bramki ze stałego fragmentu, to kto wie, jaki byłby wynik...

Albo gdyby Sebastian Olszar wykorzystał tę sytuację z pierwszych fragmentów meczu, kiedy piłka wylądowała na poprzeczce...

- No właśnie. Ten mecz mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Oczywiście, że to jest tylko gdybanie i nie ma co grzebać w trupach. Przegraliśmy 0:4. Niejeden powie, że Polonia nas zdemolowała. Poczekajmy jednak na rewanż...

Chyba najbardziej boli was ta porażka w Kielcach. Prowadziliście już 2:0. Wydawało się, że spokojnie dowieziecie to zwycięstwo do końca, ale popełniliście trzy szkolne błędy i straciliście trzy bramki...

- Tu już nawet nie chodzi o względy sportowe, ale o psychikę. Mam nadzieję, że ta porażka nas nie załamie, bo takie spotkanie może wiele złego w głowie wyrządzić. Ja nawet po meczu powiedziałem na gorąco, że w tym tygodniu musimy powalczyć przede wszystkim z psychiką, ale już teraz na spokojnie powiem, że z drugiej strony nie można tak do tego podchodzić. To jest sezon ligowy, normalna kolejka, przegrany mecz, nawet jeśli w takich okolicznościach. Przyznam ci się, że z ciekawości sprawdziłem sobie wszystkie wyniki meczów w tych czołowych ligach Europy i to niesamowite, ale takich spotkań, w których zespoły gości prowadziły dwiema bramkami, a nawet trzema i ostatecznie przegrywały bądź remisowały, było kilkanaście w tamtej kolejce. Ja oczywiście nie szukam żadnych usprawiedliwień, ale nawet w naszej lidze był taki mecz, w którym Śląsk Wrocław prowadził z Polonią Warszawa do 90 minuty 2:1, żeby przegrać 2:3. Jagiellonia wygrywała u siebie z Lechem 2:0 i też przegrała 2:3. Jak widać, są takie spotkania.

Rzeczywiście sporo było takich meczów, ale to tylko pokazuje, że tą koncentrację należy utrzymać do końcowego gwizdka sędziego, bo wynik może się zmienić w każdym momencie...

- Ja nie chciałbym być źle zrozumiany. To nie tak, że tłumaczę się z tej porażki w Kielcach. Chciałem tylko pokazać, że takie rzeczy się w piłce zdarzają i tak jak mówisz, że ta koncentracja jest potrzebna do końca. Trener nam przed treningiem wytknął nasze błędy: indywidualne, taktyczne, w ustawieniu, w poruszaniu się na boisku. Błędy, które decydują o wyniku. Tracimy bramkę na 2:1 i nas nagle paraliżuje, chociaż nadal prowadzimy. Mamy kwadrans do końca i bardzo korzystny wynik. Mało tego. Nawet jeżeli stracimy bramkę na 2:2, to mamy przecież punkt i to na wyjeździe. Ale nie, my spuszczamy głowy tak, jakby ten mecz już się skończył i Korona to wykorzystała.

Oddaliście tą końcówkę meczu bez walki...

- To właśnie boli najbardziej. Wszystko leży w psychice. Coś się w nas nagle złamało. Trybuny się ożywiły, a wcześniej przy stanie 2:0 dla nas kibice wygwizdywali swoich piłkarzy. Na pewno im nie pomagali. Później Korona zdobyła kontaktową bramkę, powiedziałbym nawet, że kuriozalną i to ją napędziło. Rywale uwierzyli, że mogą jeszcze coś w tym meczu ugrać. Stadion też ożył, zaczął ich wspierać. Poszli za ciosem i na nasze nieszczęście udało im się odwrócić losy tego spotkania.

Przed wami mecz z Polonią Warszawa, która przeżywa ostatnio ciężkie chwile. Czeka was trudne spotkanie, bo rywal zrobi wszystko, by powrócić na drogę zwycięstwa.

- Każdy kolejny mecz jest tym najtrudniejszym. Nikt nikomu nie odda punktów za darmo. Na to nie ma co liczyć. Trzeba grać tak mądrze, by nie przegrać. Oczywiście, że w każdym spotkaniu dąży się do zwycięstwa, ale w pewnym momencie meczu trzeba wiedzieć, bo to się naprawdę czuje, czy przeciwnik jest do ukłucia, do ogrania, czy może lepiej uszanować ten remis, gdzieś się cofnąć i ewentualnie spróbować uderzyć z kontry. Mamy jednak w zespole wielu młodych zawodników, którzy tej taktyki dopiero zaczynają się uczyć. Ja też kiedyś wchodząc na boiska ekstraklasy nie wiedziałem za bardzo, o co chodzi. Teraz to doświadczenie na pewno pomaga i chciałoby się to przekazać młodszym kolegom. Ktoś może być wydolny, szybki, jest go pełno na boisku, ale co z tego, skoro biega bezproduktywnie albo mało produktywnie.

Co twoim zdaniem może być kluczem do zwycięstwa nad Polonią?

- Zdecydowanie dyscyplina taktyczna, ale nie tylko momentami,. Nie od 15 do 20, od 56 do 70 minuty, ale od początku do końca meczu. Nawet do 97 minuty, jeżeli sędzia o tyle przedłuży spotkanie. Na pewno słabe strony Polonii znamy. Rywal będzie chciał się przełamać, bo tam oczekiwania przed startem rozgrywek były dużo większe. Oni mają swoje problemy, my mamy swoje. Znamy swoją wartość, swoje mocne strony, ale musimy je umiejętnie wykorzystywać. W Kielcach udawało się to do pewnego momentu. Pierwszą bramkę strzeliliśmy z kontry. Fakt, że po zamieszaniu, ale jednak z kontrataku. Drugą tym bardziej. Mieliśmy taki fajny wynik i wydawało się, że gołąbek w garści....

W porównaniu z poprzednim sezonem Piast radzi sobie lepiej, bo ma na swoim koncie już dziesięć punktów, ale pozostaje pewien niedosyt, bo mogliście ich zdobyć dużo więcej...

- To żadne pocieszenie, że jest lepiej niż w poprzednim sezonie, bo mogło być zdecydowanie lepiej. Z drugiej jednak strony ten sezon trwa i nie ma sensu rozczulać się nad tym, co się straciło, bo już nic nam tego nie wróci. Trzeba patrzeć do przodu. Najbliższy mecz będzie najtrudniejszy, ale to nie jest spotkanie, którego nie da się wygrać, a wręcz przeciwnie. Ja już na Konwiktorskiej wygrywałem, więc jak widać można.

Trener Fornalak po przegranym meczu w Kielcach powiedział, że stać was tylko na walkę o utrzymanie. Czy ty też uważasz, że tamto spotkanie pokazało wam miejsce w szeregu?

- To spotkanie na pewno obnażyło naszą słabość w myśleniu taktycznym. Natomiast trudno teraz powiedzieć, o co możemy grać, na co nas stać. Musimy po prostu gromadzić punkty. Po tych siedemnastu meczach, które rozegramy w tej rundzie, będziemy widzieli, gdzie jesteśmy. Wówczas będzie można powiedzieć, o co możemy powalczyć. Na pewno było nas stać na większy dorobek punktowy niż obecnie mamy, ale mówić można dużo. Słowa nic nie znaczą. Trzeba to jeszcze udowodnić na boisku. Mam nadzieję, że tych punktów zdobędziemy zdecydowanie więcej niż do tej pory.

Od listopada o te punkty może być jednak trudniej, bo przeniesiecie się do Wodzisławia Śląskiego. Można więc powiedzieć, że wszystkie pozostałe spotkania rozegracie na wyjeździe.

- To nie ma znaczenia. Powiem więcej. Myślę, że łatwiej wygrać mecz na wyjeździe niż u siebie.

Dlaczego tak uważasz? Wydawało mi się, że każda drużyna woli jednak grać przed własną publicznością...

- Dlatego, że większość polskich drużyn potrafi grać przede wszystkim z kontry, a właśnie taką taktykę przyjmiemy na wyjeździe. Z całym szacunkiem, ale w naszej lidze z wyprowadzeniem ataku pozycyjnego jako tako radzi sobie tylko Wisła Kraków.

Źródło artykułu: