Po transferze Roberta Lewandowskiego, w FC Barcelonie uwierzono, że zespół będzie w stanie powalczyć o wygraną w Lidze Mistrzów. Tak się jednak nie stanie. Duma Katalonii z rywalizacji w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach odpadła już po fazie grupowej. Z pięciu dotychczasowych spotkań zdołała wygrać tylko jedno, a w środę dostała srogą lekcję od Bayernu Monachium (0:3).
Sprawy mogły się potoczyć inaczej, gdyby w pierwszej połowie sędzia Anthony Taylor utrzymał decyzję o rzucie karnym dla Barcy. Lewandowski w szesnastce został powalony przez Matthijsa de Ligta, a arbiter bez chwili zawahania wskazał na "wapno" i ukarał obrońcę Bayernu żółtą kartkę. Potem jednak zmienił swoją decyzję (więcej TUTAJ-->).
Wielu kibiców FC Barcelony nie zostawia na Xavim suchej nitki. Legendarny piłkarz Thierry Henry broni jednak trenera i wskazuje, że winny jest między innymi Robert Lewandowski, który w dwumeczu z Bayernem nie zdobył żadnego gola.
- Barcelona jest na drugim miejscu w lidze. Wszyscy wiemy, że Lewandowski powinien strzelić gola w Monachium. To nie wina Xaviego, że nie wykorzystał okazji. Nie jest też jego winą, że drużyna nie dostała rzutu karnego w meczu z Interem - podkreśla były napastnik Barcelony.
ZOBACZ WIDEO: Problemy Michniewicza, to oni nie pojadą na MŚ?! Lewandowski pod ścianą - Z Pierwszej Piłki #23
Drużyna pod wodzą Xaviego nie potrafiła wygrać nie tylko z Bayernem, ale też z Realem i Interem. Mimo to posada Katalończyka w dalszym ciągu jest bezpieczna. - Problem w Barcelonie polega na tym, że tam nie ma czasu. Ale gdyby trenerem był ktoś inny, to mielibyśmy teraz wybuch wulkanu - stwierdził Henry.
Kiedy Barca rozegra kolejny mecz? Rywalem będzie Valencia CF, która sklasyfikowana jest na dziewiątym miejscu w tabeli i ma w swoim dorobku 15 punktów. Zespół ten wygrał cztery mecze, trzy zremisował, a w czterech musiał uznać wyższość przeciwników.
Spotkanie Valencia CF - FC Barcelona rozegrane zostanie w sobotę 29 października, a jego początek wyznaczono na godzinę 21:00.
Zobacz także:
Katastrofa! Klęska hiszpańskich drużyn. Liczby nie kłamią