Tańczący z piłkami. Piotr Zieliński w swoim raju

Jest nie do końca rozumiany przez Włochów, ale w innym sensie niż w Polsce. Oni nie potrafią pojąć, jak piłkarz o takiej technice, elegancji i czuciu futbolu nie urodził się w Brazylii, choć z perspektywy Neapolu najlepiej by było w Argentynie.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Piotr Zieliński Getty Images / Giuseppe Maffia/NurPhoto / Na zdjęciu: Piotr Zieliński

21 sierpnia minęło sześć lat od jego debiutu w Napoli. Dokładnie co do dnia, zrobił sobie z tej okazji prezent w postaci dwóch asyst w meczu z Monzą. Jednak to 2,5 tygodnia później, kiedy zaliczał 287. występ w błękitnych barwach, urządził huczną imprezę.

Tak zabawił się kosztem Liverpoolu, że włoscy dziennikarze musieli potężnie wysilić wyobraźnię, żeby słowem oddać jego boiskowe czyny. Nazwali go towarem luksusowym, o którego bezcennej wartości informowały dwa wbite gole (poparte asystą) finaliście poprzedniej edycji Ligi Mistrzów.

Na cienkiej linii

Na nowo stał się więc nietykalnym skarbem, wartością o publicznym znaczeniu i biada temu, kto wyciągnąłby po niego ręce. A przecież nie dalej jak w sierpniu sami neapolitańczycy wciskali go w cudze ręce. Wystarczyło krótkie "si" wypowiedziane przez Piotra Zielińskiego i w okamgnieniu zamieniłby słoneczny Neapol na deszczowy Londyn.

ZOBACZ WIDEO: Fenomenalny gol Podolskiego, ostatnia prosta do mundialu, wielka seria Lewego przerwana - Z Pierwszej Piłki #25

West Ham wystartował do transferu Polaka z 35 mln euro, ale przyciśnięty w trakcie bardziej zaawansowanych rozmów bez problemu podniósłby cenę o przynajmniej 5 mln. Jednak do rozmów na wyższym szczeblu nigdy nie doszło, bo zamiast "si" było niezmienne i zdecydowane "no".

Zieliński nie chciał opuszczać Neapolu, nie ruszało go zbytnio, że w Premier League zarabiałby o milion lub półtora więcej. Zarabiasz 4, czy zarabiałbyś 5 to przecież nadal jesteś milionerem, nieprawdaż? Parę lat wcześniej przeszedł mu obok nosa Liverpool i nie żałował, to przy całym szacunku - West Ham nie robił wielkiego wrażenia.

Podobnie zresztą jak ten cały letni ferment wokół jego aktualnego klubu. Być może już w okresie przygotowawczym zorientował się, że w nowych piłkarzach Napoli tkwi cudowna moc i będą wprawdzie inni, ale nie gorsi od starych mistrzów: Lorenzo Insigne, Driesa Mertensa, Kalidou Koulibaly’ego i Fabiana Ruiza, z którymi niejeden mecz wygrał i wiele przeżył i którzy niemal jednocześnie rozjechali się w cztery strony świata.

Kibice jednak tego nie widzieli i nie wiedzieli, dlatego w mieście panował umiarkowany pesymizm. Już przy pierwszych niepowodzeniach miał przerodzić się w depresję, której pod Wezuwiuszem dawno nie sięgnęli, ale tym razem czuli się na nią przygotowani.

Przed inauguracją sezonu wszyscy odpowiedzialni za Napoli, od prezydenta począwszy, przez trenera, a na piłkarzach skończywszy chodzili po bardzo cienkiej linii. I przeszli po niej tanecznym i pełnym gracji krokiem baletnicy. Mieli znaleźć się w czyśćcu i zostać strąceni do piekła, tymczasem stworzyli sobie raj, który zachwycił wszystkich.
Piotr Zieliński jest liderem Napoli Piotr Zieliński jest liderem Napoli
Kwicza Kwaracchelia został Kwaradoną, Kim Min-jae - skałą, Giovanni Simeone - na trasie Ligi Mistrzów zostawił daleko w tyle sławnego ojca. I można by długo ciągnąć tę wyliczankę, bo wszystkie ryzykowne zakłady okazały się wygrane. Zieliński, który odważnie postawił na niepewną przyszłość w Neapolu, też odniósł sukces.

Zszarzały

Nijakich pierwszych pięć miesięcy tego roku, tak przecież mało w kontekście całej historii rozpoczętej w 2016, wystarczyło, żeby podważyć sens jego dalszej obecności w kadrze Luciano Spallettiego.

Na początku nic nie zapowiadało zakłóceń w tym nowym połączeniu. Tak jak z Maurizio Sarrim, Carlo Ancelottim i Gennaro Gattuso odpowiadał za efekty specjalne w drużynie, za błysk geniuszu, za fantazję, za coś extra. Jak mało kto, łączył wysoką jakość z ilością. Frekwencją zbliżał się do stu procent.

W pierwszym, drugim i trzecim sezonie opuścił po dwa mecze, w czwartym - jeden, w piątym - znów dwa. Bez kontuzji, chorób, dyskwalifikacji. Z zachowania na boisku i poza nim po prostu wzorowy uczeń. Do szóstego przystąpił z dolegliwościami mięśniowymi, z którymi jednak szybko się uporał i dalej zbierał swoje, trudnodostępne innym pomocnikom liczby.

Do półmetka poprzedniego sezonu odznaczył się 5 golami i 5 asystami. Wydawało się, że pójdzie po indywidualny rekord, który zaledwie sezon wcześniej ustanowił na poziomie 8 bramek i 11 ostatnich podań. Używając terminologii z NBA double-double znajdował się w jego zasięgu.

Ale trafił go koronawirus. Niby szybko podniósł się z łóżka, ale na boisku sprawiał wrażenie chorego. Bez werwy i energii. Dziwnie zszarzał. Wreszcie 17 lutego znów dostał kolorów i zabrał Napoli z Camp Nou z cennym bramkowym remisem. Szybko okazało się, że był to tylko jednorazowy wyskok. Trafieniem w ostatniej kolejce nie zatarł ogólnie złego wrażenia z drugiej części sezonu.

Dlatego szykujące się do personalnej rewolucji Napoli gotowe było go poświęcić. Wiedząc, że może jeszcze dobrze zarobić i zakładając, że więcej z niego nie wyciśnie. Cykl się skończył, piłkarz - dwa lata przed wygaśnięciem kontraktu - mógł odejść.

Tańczący z piłką

Kiedy Zieliński przechodził z Empoli, trafiał w Neapolu na równie niepewny grunt, na którym znajdował się przed tym sezonem. Wtedy na podłe nastroje wpłynęło burzliwe rozstanie z Gonzalo Higuainem - najjaśniejszym panem w Neapolu, który dopiero co 36 golami wymazał niepobity od 1950 roku strzelecki rekord w Serie A należący do Gunnara Nordahla. Zdrady na rzecz Juventusu nikt nie potrafił wybaczyć. Nie w tym gorącym jak lawa z Wezuwiusza mieście.
Piotr Zieliński gra w Napoli już od 2016 roku Piotr Zieliński gra w Napoli już od 2016 roku
Inżynier Sarri dostał do budowania nowe cegły: Nikolę Maksimovicia i Lorenzo Tonellego do parteru, Marko Roga, Amadou Diawarę i Zielińskiego do niższych pięter i Arkadiusza Milika na sam szczyt. Mimo że Zielka doskonale znał z Empoli, tam nadał mu szlify i wykazał cierpliwością, której zabrakło Francesco Guidolinowi w Udinese, to wcale nie było powiedziane, że w Napoli otworzy przed nim podstawowy skład.

Miał Marka Hamsika, Brazylijczyków Jorginho i Allana, a inni młodzi, zwłaszcza Chorwat Rog, wcale nie wydawali się gorsi. Jednak to Polak grywał i dawał (5 goli i 6 asyst) najwięcej. Wtedy w plan zrobienia z niego następcy Hamsika uwierzyli najbardziej zatwardziali sceptycy. Natomiast patrząc na całą drużynę, również poszło lepiej od wstępnych założeń i mimo różnych przeciwności losu, na czele z kontuzją Milika.

Później Zieliński coraz częściej występował w towarzystwie brazylijskiego duetu i to Jorginho i Allan bardziej byli od taktyki, schematów, czasami brudnej gry, a on od tworzenia sztuki. Był bardziej brazylijski od Brazylijczyków, czy hiszpański od Hiszpana Fabiana Ruiza, który z czasem dołączył. Był czystym talentem, który każdy podziwiał.

Klasą i umiejętnościami technicznymi wyróżniał się nawet w takim klubie, gdzie w każdym okienku transferowym głównie pod tym kątem wybierano piłkarzy, mających tym samym gwarantować zwycięstwa, ale też wyrafinowany styl i widowisko oraz dawać radość kibicom z patrzenia na ich grę.

Sarri zawsze miał do niego słabość, która nawet niedawno kazała mu zachęcić Claudio Lotito do złożenia propozycji Napoli. Oczywiście ze względu na ograniczenia finansowe Lazio z góry była skazana na niepowodzenie. A samą wzajemną sympatią nikogo się nie kupi. Cenił go Ancelotti i wprost wielbił Gattuso.

- Nigdy nie widziałem piłkarza, który mija rywala w takim stylu jak on. On tańczy z piłką. Żeby stać się gwiazdą musi strzelać 7-8 goli więcej w każdym sezonie, ale on ma taki potencjał - to słowa trenera, który jako piłkarz grał w drużynie z Kaką, Ronaldinho i Andrijem Szewczenką, by tylko wymienić zdobywców Złotej Piłki.

Być jak Hamsik

Zakochany po uszy trener stworzył mu idealne środowisko do rozkwitu. Zielu z tego korzystał. Pozwalał sobie na więcej. Więcej ryzykował, więcej improwizował. W sezonie 2020/21 nie miał sobie równego wśród pomocników. W tej relacji istotny wydawał się też charakter Gattuso. Taka silna osobowość, samiec alfa, przywódca działał korzystnie na Polaka. Nie czuł się zahukany ani zagubiony, tylko zadbany i wspierany. Jak syn przez ojca.

Spalletti nie wywyższał go ponad innych. Zmienił wymagania, zmodyfikował mu pozycję, ograniczył swobodę na boisku. On jako wszechstronny pomocnik i przyzwyczajony do odgrywania różnych ról, radził sobie z tym bez zarzutu. Przecież u Ancelottiego odbywał nawet pierwsze próby grywania a'la Andrea Pirlo, czyli przed środkowymi obrońcami, do czego być może z czasem jeszcze wróci.

Jednak kiedy nadszedł kryzys, to na jego cierpienia trener patrzył dość obojętnie. Tak to przynajmniej wyglądało z boku. Jakby łączyła ich chłodna i czysto zawodowa więź i nic więcej. Na zasadzie: - Robisz to, czego od ciebie wymagam, to grasz, nie robisz, grają inni.

Z Sarrim i Gattuso było coś głębszego. Wprawdzie Spalletti doceniał Zielińskiego, ale w pełni akceptował to, co było w planach klubu. Jeśli zamierzał go sprzedać, to trudno. Jeśli nie sprzedał, to też dobrze.
Marek Hamsik kto legenda Napoli, której Piotr Zieliński ma dorównać Marek Hamsik kto legenda Napoli, której Piotr Zieliński ma dorównać
W swoim siódmym sezonie gra w otoczeniu Stanislava Lobotki i Zambo Anguissy. Wszyscy tacy różni, lecz harmonijnie pracujący jak zdrowy organizm: słowackie serce, kameruńskie płuca i polski mózg. Dobrą wróżbą dla Zielińskiego było zachowanie Spallettiego podczas meczu otwarcia w Weronie.

Nagrodził go owacją na stojąco po tym, jak podłączył się do kontrataku, jak przebiegł sprintem bez piłki dobre 50 metrów, by przejąć podanie i trafić do bramki. Choć później dostarczył wielu innych okazji do podobnych reakcji, to gol z 1. kolejki pozostaje jego jedynym w tym sezonie Serie A.

W Lidze Mistrzów jego dorobek jest okazalszy. Byłby lepszy, gdyby nie rzuty karne w Glasgow. Oba, jeden po drugim, zmarnował i raczej na dłużej zraził się do ich wykonywania. A to miał być ten element, który ułatwiłby realizowanie planu nakreślonego mu przez Gattuso i jeszcze bardziej zbliżyłby do Hamsika, który także dzięki egzekwowanym jedenastkom aż 8 z 12 sezonów spędzonych w Napoli zakończył z dwucyfrowym dorobkiem bramkowym.

Coraz bardziej zanosi się, że w temacie skuteczności pozostawi siebie i nas wszystkich w poczuciu wiecznego niedosytu. Słowaka będzie ścigał na innym polu. W minioną sobotę rozegrał mecz numer 300. w Napoli. Z cudzoziemców więcej od niego mają tylko Koulibaly - 317, Jose Maria Callejon - 349, Mertens - 397 i jedyny w swoim rodzaju Hamsik - 520. Nieosiągalny dla innych wynik, niekoniecznie takim będzie dla Zielińskiego, który w Neapolu znalazł swoje miejsce na ziemi. Swój raj.

Tomasz Lipiński, "Piłka Nożna"

Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×