Robert Pires był członkiem legendarnej francuskiej kadry, która wygrała mundial w 1998 roku. Dwa lata później sięgnął z "Trójkolorowymi" po mistrzostwo Europy, a to oznacza, że dobrze zna smak wygranych na wielkich turniejach.
A czego się spodziewa po młodszych kolegach? Co dla Francji będzie w Katarze sukcesem? Który piłkarz ekipy Deschampsa może być odkryciem turnieju?
I jeszcze ważniejsze dla polskich kibiców - jak legenda Arsenalu ocenia szanse Polski na turnieju? Jak się okazuje, w naszym zespole jest zawodnik, któremu Pires będzie szczególnie kibicował. I nie, nie chodzi o Roberta Lewandowskiego.
ZOBACZ WIDEO: Wielki skandal zamiast wyjątku. "Mnie to nie dziwi"
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Zanim przejdziemy do mundialu, wrócę do pańskiego "proroctwa". Przed startem ligi hiszpańskiej zapytałem pana ile goli strzeli Robert Lewandowski w pierwszym sezonie, a pan odpowiedział, że 22. W rozmowie z nami, tuż po prezentacji w Barcelonie, Lewy "odrzucił" propozycję, mówiąc, że tyle go jednak nie satysfakcjonuje. Co pan na to?
Robert Pires, 79-krotny reprezentant Francji, mistrz świata (1998) i Europy (2000), były piłkarz m.in. Olympique Marsylia, Arsenalu i Villarrealu:
I bardzo dobrze! Po pierwsze, 22 gole rzuciłem jako minimum. Po drugie, ambicja to bardzo ważna cecha u sportowca i cieszę się, że Lewandowski mierzy tak wysoko. W tamtym wywiadzie, kiedy jeszcze Lewandowski nie zaczął sezonu, uspokajałem polskich kibiców, że brak goli w kilku sparingach nie ma żadnego znaczenia. Mówiłem, że Robert strzeli dla Barcelony mnóstwo bramek. I to się później zaczęło dziać...
Zanim ligi zrobiły przerwę na mundial Lewandowski strzelił 12 goli. Podtrzymuje pan proroctwo o 22 czy coś pan dorzuci?
W obecnej sytuacji dorzucam. Myślę, że 27 goli w pierwszym sezonie Roberta w La Liga jest całkiem realne.
Pod względem strzeleckim wszystko super, ale jednak odpadnięcie z Ligi Mistrzów już na tym etapie to porażka Barcelony...
Na pewno tak. Ale z drugiej strony wiemy przecież, że ten zespół jest dopiero w budowie. Celem numer jeden jest wygranie ligi.
Rozgrywki ligowe już jednak zamrożone, czas na mundial. Oczywiście zacznijmy od reprezentacji Polski. Pamięta pan takiego piłkarza jak Krystian Bielik? Bo on o panu mówił bardzo dobrze!
Jak mógłbym nie pamiętać Krystiana?! Trenowałem z nim razem w Arsenalu. Zresztą, w pewnym sensie takie miałem wtedy zadanie, aby w trakcie zajęć opiekować się młodymi piłkarzami tego klubu.
I jak pan wspomina Bielika? Bo może być kluczowym piłkarzem Polski na mundialu...
Jeśli mogę tak powiedzieć, to mieliśmy relację a la profesor - uczeń. Bielik był wtedy bardzo młody, ale pamiętam, że miał bardzo otwarty umysł. Chciał się uczyć, zadawał dużo pytań. Spodobała mi się jego mentalność. Co do umiejętności, to też nie miałem żadnych zastrzeżeń. Widać było u niego wielki potencjał.
W Polsce nikt nie podważa jego umiejętności, natomiast karierę Krystiana hamują kontuzje. Jeśli jednak będzie zdrowy, to ma nawet szansę na pierwszy skład w Katarze...
No właśnie. Gdyby nie to, pewnie jego ścieżka, również w Arsenalu wyglądałaby inaczej. Ale ja go bardzo dobrze wspominam z tamtych treningów i mogę powiedzieć, że bardzo mu kibicuję. Oczywiście, Robert Lewandowski jest jednym z moich ulubionych piłkarzy, ale jeśli mogę tak powiedzieć, to z polskich piłkarzy szczególnie będę trzymał kciuki za Krystiana.
Z dużym powodzeniem grał pan w Olympique Marsylia, gdzie do niedawna występował Arkadiusz Milik. Nie zdziwiło pana, że OM lekką ręką oddał Polaka do Juventusu?
Zdziwiło...
Wydawało się, że przy Vlahoviciu Milik będzie grał mało, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Ale to mnie akurat nie dziwi. Milik jest bardzo niebezpiecznym napastnikiem, od lat grającym na wysokim poziomie. Mając więc dwóch takich graczy naturalną pokusą dla trenera jest korzystanie z ich obu. Natomiast jak dla mnie, patrząc z punktu widzenia Marsylii, Milik odszedł co najmniej rok za wcześnie.
Oczywiście, pamiętam, że nie było mu po drodze z poprzednim trenerem, Sampaolim, ale przecież szkoleniowiec odszedł. Wydawało się więc, że to oznacza pozostanie Milika. Że to będzie taki sezon prawdy, gdy się przekonamy na co go stać w OM. Niestety do tego nie doszło.
Polska liczy na mundialu między innymi na tych piłkarzy, o których rozmawialiśmy. A jaka jest według pana generalna siła polskiej reprezentacji?
Według mnie całkiem niezła. Lewandowski, Milik, oby Bielik... Nie wiem do końca dlaczego, ale Polska przypomina mi Danię. Nie gra się przeciw wam łatwo. Technicznie nie jest źle, fizycznie też, organizacja gry ok. Mając takiego lidera jak Lewandowski naprawdę można mieć nadzieję na dobry występ.
Polska trafiła do grupy z Argentyną, Meksykiem i Arabią Saudyjską. Jak pan to widzi?
Pierwsze miejsce dla Argentyny. Tu chyba nie ma wątpliwości. Polska i Meksyk są dość zbliżone, ale według mnie z drugiego miejsca wyjdzie właśnie Polska. Umiejętności i doświadczenie kilku waszych piłkarzy powinno dać awans. W każdym razie tego wam życzę.
No to teraz Francja. Mam wrażenie, że u was są dwie szkoły. Jedna mówi, że przez kontuzje i niepewność co do tego jakim ustawieniem zagracie sukces wcale nie jest pewien. Ale druga przekonuje, że możecie wystawić co najmniej dwie jedenastki i będzie dobrze.
To w takim razie ja należę do tej drugiej szkoły. OK, szkoda kontuzjowanych graczy, ale nawet jeśli nie do końca wiemy jak w obronie zagra Deschamps, to jestem z tych, którzy uważają, że Francja ma tak wielu dobrych graczy, że stać nas na sukces w Katarze.
Ale jak definiuje pan sukces reprezentacji Francji?
Jako sukces w Katarze definiuję obronę tytułu z Rosji. Proszę jednak nie traktować tego jako wyraz arogancji z mojej strony. Po prostu sportowiec zawsze wychodzi po zwycięstwo.
Kto może "pociągnąć" Francję do takiego sukcesu?
Pewnie każdy tradycyjnie wymieni Mbappe i Griezmanna. Natomiast gdybym miał szukać piłkarza jeszcze nie tak sławnego, nie tak doświadczonego, to chciałbym, aby francuską rewelacją mundialu został Aurelien Tchouameni. Według mnie ma wszystko, żeby błysnąć na tym turnieju.
A kto może zostać największą gwiazdą mundialu w Katarze?
Może Vinicius Junior? Wiadomo, to już bardzo znany piłkarz, ale na takim turnieju jeszcze nie miał okazji błysnąć. Wydaje mi się, że w Katarze może eksplodować.
To płynnie przechodzimy teraz do faworytów imprezy...
Brazylia, Francja, Hiszpania, Argentyna. Podobają mi się też Belgowie z fantastycznym Kevinem de Bruyne na czele.
Po raz pierwszy mundial zostanie rozegrany zimą. Jak pan na to patrzy jako były zawodnik?
Jestem tego bardzo ciekaw. Dla piłkarzy to może mieć spore znaczenie. Może się okazać, że jednak na plus. Wszyscy wiemy, że w czerwcu-lipcu wielu graczy, zwłaszcza tych topowych, jest już mocno wyeksploatowanych, zmęczonych sezonem.
Ja mówię na to: do Kataru piłkarze przyjeżdżają z "minus trzydzieści meczów w nogach"...
Dokładnie. Liczba rozegranych meczów do listopada a do czerwca jest jednak bardzo różna. Dlatego to może być dla piłkarzy na plus.
Pan zna smak zwycięstwa na mundialu. A teraz, po latach, co pan może powiedzieć przed waszymi nastrojami przed turniejem? Szliście po złoto, czy była duża doza niepewności?
Jak mówiłem wcześniej, piłkarz wychodzi na boisko po to, żeby wygrać. Choć w 1998 roku to nie my byliśmy faworytami. Zdecydowanie więcej osób stawiało wtedy na Brazylię. Ale rośliśmy w tym turnieju, Aime Jacquet potrafił nad wszystkim dobrze zapanować. Aż do zwycięskiego finału.
Najtrudniejszy moment tamtego mundialu dla Francji?
Według mnie zdecydowanie mecz 1/8 finału z Paragwajem. Ciężko nam się z nimi grało, nie pasował nam styl gry Paragwajczyków. Długo się męczyliśmy w tamtym meczu, dopiero w dogrywce udało się ich przełamać.
A jak długo świętowaliście po finale?
Cztery lata... Dwa lata później wygraliśmy też Euro 2000, więc francuskie święto futbolu trwało aż do mundialu w 2002 roku. Natomiast odpowiadając stricte na pytanie: długo, długo te celebracje trwały. A nasza wizyta na Polach Elizejskich... Życzę każdemu, aby choć raz w życiu doświadczył takiej euforii i radości…
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Peszko: Takiego Lewego nie widziałem
Nie rób tego w Katarze! Gigantyczna kara