Reprezentacja Polski dotarła w czwartek do Kataru. Na aklimatyzację przed pierwszym meczem mundialu Biało-Czerwoni będą mieli tylko cztery pełne dni. Więcej TUTAJ.
Czesław Michniewicz zapewnia, że maksymalnie wykorzystał ze swoim sztabem czas na przygotowanie do turnieju, ale przyznaje, że obawia się trudnych warunków panujących w Katarze.
- Problemem jest, że dowiemy się, jak organizmy zawodników zareagują na intensywność meczową w warunkach panujących w Katarze dopiero w trakcie i po pierwszym meczu - tłumaczy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Neymar błysnął geniuszem. Zrobił to jako jedyny
Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Dwudziestu sześciu zawodników w kadrze na mundial to liczba, która okazała się dla pana jednak zbyt mała, kilka poważnych nazwisk nie wybierze się do Kataru?
Czesław Michniewicz, selekcjoner reprezentacji Polski: Z listy czterdziestu siedmiu zawodników w przypadku trzech decyzję za mnie podjął los, z szans na wyjazd do Kataru wyeliminowały ich kontuzje. Osiemnastu to ja nie mogę zabrać na turniej. Niemniej, lista składająca się z dwudziestu sześciu nazwisk jest optymalna. Przy dwudziestu trzech miałbym duży problem, należałoby zabrać trzech bramkarzy, nie byłbym w stanie na każdą pozycję wyselekcjonować po dwóch zawodników.
Przy liczbie dwadzieścia sześć zbudowaliśmy kadrę, w której każda pozycja jest odpowiednio zabezpieczona. Ważnym kryterium była również wszechstronność, są piłkarze w kadrze mogący wystąpić nawet w trzech miejscach na boisku. Artur Jędrzejczyk na przykład - czy w czteroosobowym, czy pięcioosobowym bloku obronnym jest w stanie zagrać na każdej pozycji. W realiach polskiej piłki selekcjoner nie może pozwolić sobie na stwierdzenie, że na turniej pojadą wyłącznie zawodnicy grający w klubach, natomiast zdecydowana większość składu na Katar regularnie pojawiała się na boiskach ligowych lub w europejskich pucharach.
To niezwykle istotne, codziennie sprawdzam temperaturę w Katarze, najczęściej przekracza 35 stopni Celsjusza. Może spadnie do czasu meczów, może nie. Czy w takich warunkach można grać długo wysokim pressingiem? Jak zareagują organizmy? W maratonie też można za mocno wystartować. Jeśli chcesz zwiększyć swoje szanse, jeśli chcesz rozegrać trzy mecze w osiem dni w takich warunkach, musisz występować w klubie.
Przy którym nazwisku, z tych brakujących, miał pan największy dylemat?
Pierwotnie zakładałem, że do Kataru pojedzie czterech bramkarzy. Im dłużej o tym myślałem, im bardziej analizowałem sytuację na chłodno, bez emocji, tym coraz częściej wychodziło mi, że nie może odbyć się to kosztem zawodnika z pola. Zadecydował środek pola. Krystian Bielik w ostatnim czasie rozegrał dużo meczów, to dobrze, niemniej jest zawodnikiem łapiącym kontuzje. Grzesiek Krychowiak przez ostatnie tygodnie trenował z Legią Warszawa i indywidualnie pracował z Karolem Bortnikiem z naszego sztabu. W planie z czterema bramkarzami byliby to jedyni defensywni pomocnicy, a przecież gra na tej pozycji wiąże się z dużym ryzykiem otrzymania żółtej kartki. Na mundialu po dwóch żółtych kartkach pauzujesz. To czynnik, który odegrał bardzo istotną rolę przy wyborze ostatecznego kształtu kadry – biorąc pod uwagę scenariusz z niemogącymi grać Krystianem bądź Krychą, jeden z naszych pomysłów na grę pada. Ta pozycja musiała zostać wzmocniona.
Dlaczego akurat Damianem Szymańskim, przecież na wrześniowym zgrupowaniu zabrakło zawodnika AEK Ateny?
Gdyby zdrowy był Jacek Góralski, pojechałby na turniej. Ma niesamowity charakter, palił się do powrotu do treningów, żeby zdążyć na mundial, ale doradzono mu, żeby wykonał jeszcze badania. I wyszło na to, że Góral pauzował będzie jeszcze dłużej. Pojechałem do Aten, widziałem mecz Damiana, jest w dobrej dyspozycji, jest nabiegany, jest pod grą. Zastanawiałem się czy w kadrze powinien znaleźć się Karol Linetty, również regularnie występował w lidze, natomiast nie zabezpieczy pozycji numer sześć w takim stopniu jak Damian. Muszę mieć zawodnika trzymającego tę pozycję w trakcie gry. Oczywiście na szóstce mógłby wystąpić Kuba Kiwior, tyle że dziś to wybór numer jeden na środku defensywy.
Linetty to przede wszystkim pozycja numer 8, a tam jest Szymon Żurkowski - on nie grał prawie w ogóle.
Mimo że obaj występują na tej samej pozycji, po boisku poruszają się inaczej. Żurek ma bardzo dobre naturalne parametry biegowe i wydolnościowe, odbudowuje pozycje, nie zatrzymuje się w trakcie gry. W spotkaniu z Walią wykonał to, czego od niego oczekiwaliśmy. Jego siła będzie przydatna zespołowi. Dlatego więc Żurek, a nie Karol, dlatego więc Żurek, a nie Mateusz Klich. Ani Mateusz, ani Szymon bez gry w klubie nie będą w stanie wytrzymać całego meczu na poziomie mistrzostw świata, natomiast gdybym miał wskazać tego, który będzie tego bliższy, wybrałbym Żurka. Nie chcemy sami sobie zrobić na złość.
Kiedy zapalił pan zielone światło na powołanie Michała Skórasia?
Wybrałem się na mecz Lecha Poznań z Villarreal wyłącznie po to, by zobaczyć, jak Michał spisze się na poziomie międzynarodowym. Skóraś rozgrywał w trakcie rundy jesiennej bardzo dużo meczów, po spotkaniu z hiszpańskim zespołem poprosiłem, aby porozmawiał z trenerem na temat odpoczynku, bo szkoleniowiec Lecha nie zmienił Michała, nawet gdy prowadził już 3:0. Ten mecz zadecydował. Nie dlatego, że strzelił dwa gole, przede wszystkim nabrałem pewności, że jest odpowiedzialny w grze obronnej i że da nam dużo przy wyjściu do kontrataków. Chłopak ma moc.
A kiedy zapadła ostateczna decyzja o kształcie kadry?
W piątek, 4 listopada, udzieliłem wywiadu Januszowi Basałajowi, w którym podałem przypuszczalną liczbę zawodników na poszczególne pozycje. Emisja nastąpiła w niedzielę, dużo się w tym czasie wydarzyło. Byłem na meczu Legii Warszawa w Ekstraklasie, odwiedziłem Niemcy i Holandię, mniej więcej w podobnym czasie członkowie sztabu oglądali Jakuba Piotrowskiego oraz udali się do Anglii, by przyjrzeć się Mateuszowi Klichowi - nie zagrał. Kilka dni wcześniej pojawili się również na meczu Karola Linettego. W poniedziałek, kilkadziesiąt godzin przed powołaniami, rozmawiałem ze sztabem. Zapadła decyzja.
Od długiego czasu obowiązywała wersja, że nie mamy skrzydłowych, tymczasem to już nieaktualne, powołania to potwierdzają.
Powołani boczni obrońcy czy wahadłowi pojawiali się na boisku, skrzydłowi również, do tego każdy z tej czwórki ma gaz. Problem jest w środku. Glikson nie grał, Janek Bednarek nie grał.
Zdaje się jednak, że nie namawiał pan ani Kamila Glika, ani Jędrzejczyka, gdy byli kontuzjowani, do szybszego powrotu na boisko, by zdążyli rozegrać możliwie najwięcej minut przed mundialem.
To piłkarze doświadczeni, ryzyko odnowienia się urazu nie było potrzebne. Liczyło się, by stawili się na zgrupowaniu zdrowi.
Do gry wahadłami popychał pana kłopot na skrzydłach, skoro kłopotu nie ma, to...
Biorę pod uwagę zmiany ustawień, dobra dyspozycja bocznych pomocników otwiera nam kilka możliwości. Do spotkania z Meksykiem będziemy rozważać, co będzie korzystniejsze dla drużyny, będziemy mądrzejsi o obserwację treningów, o mecz towarzyski. W każdym razie nie możemy i nie musimy upierać się przy tylko jednym ustawieniu. Już nie.
Zakładając scenariusz, że zagramy z czterema obrońcami, kto wystąpiłby na lewej stronie defensywy?
Na dziś Bartek Bereszyński.
A przy kwartecie z tyłu widzi pan miejsce dla dwóch napastników, na czym zależało Robertowi Lewandowskiemu?
Robert musi mieć zawodników, którzy będą wbiegali mu za plecy, gdy ogniskuje uwagę obrońców, być może dwóch, gdy będzie starał się odwrócić twarzą do bramki rywala. To jest istotne. Zbudował mnie jeszcze przed powołaniami, zadzwonił, nie rozmawialiśmy o wyborach personalnych, rozmawialiśmy o planach na Katar, o treningach, o sposobie gry. Robert troszczy się o drużynę. Zresztą, wszyscy starsi zawodnicy, którzy brali udział w dużych turniejach w rozmowach ze mną podkreślali - nie możemy przekombinować, nie możemy chcieć za dużo zrobić na boisku.
Ma pan rozpisane scenariusze na wypadek kontuzji zawodników, czy część niepowołanych zawodników pozostanie w gotowości?
W razie konieczności zmian dokonywać będziemy w obrębie pozycji, natomiast nie rozpisałem na nuty, że jeśli konkretny zawodnik wypadnie, z automatu zastąpi go wcześniej wymyślony inny. Co ważne, gdyby zaszła taka potrzeba, dowołam zawodnika, który będzie z tego zadowolony, dla którego będzie to coś ekstra. Nie mam też obaw o to, że niepowołani piłkarze rozjadą się na urlopy. Większość dopiero co skończyła rundę, więc nawet jeśli staniemy przed koniecznością dowołania kogoś, a możemy to zrobić tylko do poniedziałku poprzedzającego mecz z Meksykiem, zawodnicy nie powinni stracić formy fizycznej.
Jak będzie wyglądał czas od przylotu do Kataru do pierwszego meczu?
Każdego dnia przewidziana jest odprawa. Co do treningów - w piątek pracujemy w porze meczu z Meksykiem, przy czym dla zawodników, którzy zagrają z Chile będzie to jednostka lżejsza. W sobotę rano przeprowadzimy normalne zajęcia, adaptujące chłopaków do warunków w Katarze. Niedziela to kolejne zajęcia, poniedziałek trening przedmeczowy i już - Meksyk. Problemem jest, że dowiemy się, jak organizmy zawodników zareagują na intensywność meczową w warunkach panujących w Katarze dopiero w trakcie i po pierwszym meczu.
A jak sztab szkoleniowy przygotował się do mundialu?
Obejrzeliśmy ponad 400 meczów na żywo, byliśmy wszędzie, gdzie coś się działo. Na bieżąco rozmawialiśmy z zawodnikami, Karol Bortnik zbudował bazę danych dotyczącą poziomu wytrenowania kadrowiczów, jest w stałym kontakcie ze wszystkimi klubowymi trenerami przygotowania fizycznego piłkarzy. Przy rozpracowaniu Arabii Saudyjskiej pomaga nam Colin Chambers, podobnie jak Marcin Dorna przy reprezentacji Meksyku, nie zapomnieliśmy o zorganizowaniu zgody na korzystanie z dronów w Katarze. W trakcie zgrupowania sztabu w Arłamowie uporządkowaliśmy wiedzę, mamy rozpisane wszystkie schematy, przygotowane stałe fragmenty. Wykorzystaliśmy czas maksymalnie.
Przed ogłoszeniem powołań planował pan wyjazd na kilka dni, doszedł do skutku?
W Atenach miałem chwilę, żeby wszystko na spokojnie raz jeszcze przemyśleć, nabrać dystansu, choć rzecz jasna nie były jeszcze rozstrzygnięte wszystkie kwestie personalne. Czas przed ogłoszeniem powołań poświęciłem pracy. Wahałem się czy jechać do Niemiec i Holandii w weekend poprzedzający ogłoszenie 26-osobowej kadry, doszedłem jednak do wniosku, że chcę zobaczyć osobiście z wysokości trybun Kacpra Kozłowskiego, Michała Karbownika i Dawida Kownackiego. Nie chciałem mieć poczucia, że może coś mi umknęło, że czegoś nie dotknąłem przed dokonaniem ostatecznego wyboru. Jacek Gmoch opowiedział mi, że przed meczem z Portugalią był tak zmęczony wykonaną pracą, że po powrocie do domu stwierdził: zrobiłem wszystko, co mogłem i zasnął w ubraniu...
... pan też zrobił, co było można przed zgrupowaniem?
Z pełną odpowiedzialnością - tak. Zostaje boisko. Gdyby dziś okazało się, że Didier Deschamps został trenerem reprezentacji Polski, stalibyśmy się faworytem do tytułu mistrza świata? A gdybym ja został selekcjonerem Francuzów, z automatu wypadliby z grona faworytów turnieju? Nie jest to takie proste, swoją rolę mają również do odegrania zawodnicy.
Za niepowodzenia płaci jednak trener, w XXI wieku tylko dwóch selekcjonerów nie straciło pracy po odpadnięciu z dużego turnieju po fazie grupowej - obaj są obcokrajowcami. Symptomatyczne swoją drogą.
Takie u nas są standardy, najlepiej trenera wysłać w kosmos, nikt nie patrzy, jaki jest twój wkład w porażkę. Na razie jednak nie myślę o tym, co będzie w drugiej połowie grudnia. Celem jest czwarty mecz na mundialu. Tylko to mnie interesuje.
W czym pomogły panu spotkania z byłymi selekcjonerami reprezentacji Polski na dużych turniejach?
Wszyscy coś przeżyli, tego nie da się kupić, nie da się nauczyć. Tworzyli historię polskiej piłki. Jacek Gmoch w Grecji jest chodzącym pomnikiem, co druga osoba na ulicy go pozdrawia - taki trener! Ma niesamowitą pamięć, analityczny umysł, przerastał swoją epokę. Dlaczego nie skorzystać z jego wiedzy? Podarował mi pamiątkowy banknot ze swoją podobizną, który otrzymał, pełniąc funkcję attache polskiej reprezentacji olimpijskiej podczas igrzysk w Atenach. Od Antoniego Piechniczka otrzymałem odręcznie zapisane jego przemyślenia, duża mądrość życiowa i trenerska, żadne: kiełbasy w górę. - Szukaj zawodników grających - naciskał.
Na ciekawą rzecz zwrócił uwagę Jerzy Engel, jego zdaniem jednym z największych błędów podczas pobytu w Korei było zorganizowanie sali komputerowej dla zawodników. Internetu w telefonach nikt nie miał, piłkarze gromadzili się w sali i czytali, co piszą o nich media. To nie pomagało. – Jeśli nie masz alternatywy, a do zawodnika, który nie grał regularnie w klubie, masz pełne przekonanie, nie bój się go wykorzystać. Miej swój rozum - dodawał. Kluczowa sprawa to były jednak decyzje - każdy z selekcjonerów musiał dokonywać trudnych wyborów. Ja też.
Paweł Janas zaprosił pana na polowanie?
Tylko w barku... Mówiąc jednak zupełnie poważnie, odniosłem wrażenie, że te spotkania były ważne dla mnie, ale również dla trenerów. W środowisku szkoleniowców jeden o drugim mówi najczęściej źle, taka jest prawda. A przecież to ludzie, którzy zdobywali medale mistrzostw świata, prowadzili doskonałych zawodników, potrafili wywalczyć awanse na mundial. Nikt im tego nie dał. Chyba było im miło, że nie zapomniałem.