8 listopada FC Barcelona pokonała Osasunę Pampeluna 2:1, choć od 31. minuty musiała radzić sobie w osłabieniu. Robert Lewandowski uderzył łokciem Davida Garcię, a arbiter pokazał mu drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę.
Był to dopiero początek problemów kapitana reprezentacji Polski. Przed zejściem do szatni dwukrotnie wykonał gest, który został zinterpretowany jako wyraz dezaprobaty wobec sędziego Jesusa Gila Manzano. Komisja ligi postanowiła zawiesić 34-latka na cztery spotkania.
Lewandowski poruszył ten wątek na piątkowej konferencji prasowej w Katarze. Snajper zasugerował, że madrytczycy chcą utrudnić sprawę ligowym rywalom.
ZOBACZ WIDEO: Mecz otwarcia na MŚ będzie już dla Polaków meczem o wszystko
- Powiem szczerze, że nie chcę tutaj się rozwijać na ten temat. Oczywiście nie chcę wierzyć w to, że komisja, o której głosy dochodzą, że jest w Madrycie, specjalnie dała mi mecze w zawieszeniu, żebym nie był obecny na dwóch też ważnych dla nas meczach w kontekście La Liga, więc w takie rzeczy nie chcę wierzyć - powtórzył.
Najskuteczniejszy piłkarz Primera Division uważa, że kara wymierzona przez władze ligi jest zbyt surowa. Lewandowski opuści starcia z Espanyolem Barcelona (31 grudnia), Atletico Madryt (8 stycznia) i Realem Betis (14 stycznia).
- Jeśli chodzi o zawieszenie, to faktycznie dla mnie osobiście jest ono za duże, bo ten gest nie był w kierunku sędziego, tylko trenera, i to widać na boisku, że to jest w kierunku ławki, czyli tam gdzie trener stał. Zdecydowanie dla mnie jest to za duża kara, ale mam nadzieję, że odwołanie Barcelony wpłynie na zmianę decyzji - stwierdził.
Czytaj także:
Potężne zamieszanie wokół zakazu piwa na stadionach MŚ. Zniknął wpis jednej z firm
Michniewicz szczerze na kilka dni przed mundialem. "Za wiele nie poprawimy"