Mało kto tak dobrze poznał Katar, jak prof. Simon Chadwick. Ceniony na świecie naukowiec i konsultant z zakresu ekonomii sportu kilkadziesiąt razy odwiedził kraj organizatora tegorocznego mundialu i poświęcił mu wiele swoich ostatnich publikacji naukowych.
Obecnie pracuje w SKEMA Business School, z którą tuż przed mundialem wydał raport poświęcony Katarowi. Artykuły Brytyjczyka są publikowane na łamach m.in. "Forbesa", "The Economist" i "Wall Street Journal".
W rozmowie z WP SportoweFakty Chadwick opowiada m.in. o błędach popełnionych przez Katarczyków przed organizacją mundialu, wyjaśnia tło rozmów emira Kataru z Władimirem Putinem, do których doszło kilkadziesiąt dni przed meczem otwarcia i zdradza, czego pod względem bezpieczeństwa obawiają się gospodarze.
ZOBACZ WIDEO: Dziennikarz z Brazylii mówił o Polakach. "Opinie oderwane od rzeczywistości"
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty: Dlaczego o łamaniu praw człowieka w Rosji, organizatorze poprzedniego mundialu, zachodnie media nie mówiły tak głośno jak o patologiach Kataru?
Prof. Simon Chadwick, SKEMA Business School: Postrzeganie Rosji zmieniało się przez lata. Kilkanaście lat temu dominował pogląd Rosji, a zwłaszcza Władimira Putina, jako sojusznika. Przełom XX i XXI wieku charakteryzował się walką z terroryzmem. Putin sprzymierzył się z Zachodem i przedstawił jako ktoś, kto również chce się mu przeciwstawić. To było naiwne. Putin zaczął wykorzystywać sport do poprawiania swojego wizerunku. Ale już podczas zimowych IO dużo mówiło się o łamaniu przez niego praw osób LGBTQ+. Nie było jednak kwestionowania rosyjskiej agresji militarnej i mordowania wrogów politycznych.
Przed mundialem 2018 pojawiły się pewne podejrzenia, ale ludzie zapomnieli o problemach. Rosja podczas imprezy wykreowała się jako bezpieczny i bardzo gościnny kraj. Dla mnie, jako Anglika, było to szczególne. W 2016 roku po meczu otwarcia rosyjscy chuligani starli się z Anglikami. To była mała armia. Później pojawiły się doniesienia, że zostali przeszkoleni przez rosyjskie służby. Później ta sama grupa pobiła polskich kibiców. Dlatego na początku w Anglii apelowano, by do Rosji nie jechać. "A jeśli cię nie pobiją, to i tak cię aresztują" - tak też mówiono. A jednak była ta ofensywa uroku ze strony Putina, która okazała się sprzeczna z narracją po 2016 roku. Niektórzy myślą, że to okropny kraj, podczas gdy część kibiców nadal jest przekonana, że Rosja jest wspaniała. To putinizacja sportu. Poprzez sport obalał pewne przekonania, a przede wszystkim tworzył podziały.
Brak kwestionowania Rosji przed mundialem wynikał z dwóch rzeczy. Stosunki Zachodu z Rosją wyglądały zupełnie inaczej. Po drugie - Putin bardzo intensywnie pracował nad zmianą postrzegania Rosji. I tak było w 2018 roku.
Spokój w Rosji podczas mundialu był potem tłumaczony krucjatą Putina przeciwko kibolom. Gdyby powtórzyły się incydenty z Marsylii, nie wyszliby z więzienia. To jedna z hipotez.
Nawet "The Guardian", analityczna i zadająca pytania gazeta, pisała po mundialu, jak wspaniałe były mistrzostwa w Rosji. Zatem rosyjski rząd postarał się, aby zmanipulować postrzeganie kraj. A tak naprawdę Rosjan nie obchodziło, co myślą Brytyjczycy. Nawet "Guardian" da się na to nabrać. Myślę, że z perspektywy czasy kibice, rządy, media i my naukowcy, powinniśmy byli się w to zaangażować w inny sposób.
Rosjanie zmarnowali wszystko, co wypracowali mundialem w 2018 roku. Bezwzględny atak na Ukrainę sprawił, że w łaski Zachodu tak szybko nie wrócą. Czy Katar wykorzysta to lepiej?
Ukraińcy zobaczyli, jak słabo wyszkoleni są rosyjscy żołnierze i jak przestarzały jest ich sprzęt. A my zrozumieliśmy, kim jest Rosja. Sport też był ich bronią. Dopiero teraz ludzie rozumieją, co Putin robił przez cały czas. Dlatego myślę, że minie co najmniej 20 lat, zanim Rosja odzyska jakiekolwiek znaczenie w sporcie, ponieważ ludzie będą zbyt głęboko podejrzliwi wobec niej.
Katar i Rosja są jak dzień do nocy. To znacznie mniejszy kraj, zamieszkany przez trzy miliony ludzi. Objechanie go zajmie trzy godziny. Nie mają zamiaru najeżdżać innego państwa. To kluczowy szczegół, bo Katarczycy czują się bezbronni. I to, czego chcą, to by świat ich polubił. Wtedy stają się ważnym partnerem i chcemy go bronić. Na południe od Doha znajduje się największa baza wojskowa USA na Bliskim Wschodzie. Mundial to jeden z elementów ich strategii. Myślę więc, że ani w 2024 nie zobaczymy inwazji Kataru na Bahrajn ani w 2030 nie dopuszczą do serii otruć swoich wrogów politycznych.
Czyli mundial ma być dla nich formą polisy ubezpieczeniowej?
Można tak powiedzieć. Chodzi im o bezpieczeństwo i pokazanie, że mogą być dla nas ważnym partnerem.
Jak wytłumaczyć spotkanie emira Kataru z Putinem w połowie października?
Stosunki tych państw są problematyczne. Po zerwaniu kontraktów gazowych z Gazpromem, jego rolę zajął Katar. W tym kraju jest też amerykańska baza wojskowa. Dalej - Rosja jest zawieszona w FIFA, która organizuje mistrzostwa świata. Jest wiele antagonizmów. Z drugiej strony Katar ma dobre stosunki z Iranem, sojusznikiem Rosji.
Moim zdaniem te spotkanie to było wyciągnięcie ręki i próba ustabilizowania stosunków z Moskwą. Według hipotez zanim przyszła pandemia Putin planował cyberatak na IO w Tokio. A Katarczycy martwią się potencjalnym cyberatakiem podczas mundialu. Niewykluczone, że Rosjanie mogliby taki przypuścić. Katar chciał zmiękczyć Rosję i myślę, że spotkanie z Putinem było częścią tego planu.
Władimir Putin i Gianni Infantino w czasie MŚ 2018
Dlaczego więc łamią podstawowe prawa człowieka? Mam na myśli m.in. nieposzanowanie praw mniejszości seksualnych i łamanie praw pracowników.
System pracy kafala jest krytykowany przez organizacje takie jak Amnesty International monitorujące przestrzeganie praw człowieka. To nie zostało wprowadzone na mundial. Wielowiekowa praktyka pracy przyciąga ich uwagę, ale też międzynarodowych mediów. I to mogło zaskoczyć Katarczyków. Naprawdę nie sądzę, by wyobrażali sobie, że będzie taka presja i kontrola ich rynku pracy. W efekcie dokonali pewnych zmian. Krytycy nadal jednak kwestionują, czy posunęli się w nich wystarczająco daleko.
Jest tam starcie pokoleń między młodszymi, bardziej postępowymi, którzy chcą zmian na rynku pracy, a starszymi, bardziej konserwatywnymi. Oni pamiętają, jak było w latach 60. i 70. i chcą, by tak było nadal. Jest tam wewnętrzne napięcie i moim zdaniem to jeden z powodów, przez które niektóre zmiany na rynku pracy nie poszły wystarczająco daleko.
Testem dla Kataru będzie czas po zakończeniu mistrzostw. Czy nadal będą się zmieniać i rozwijać rynki pracy? Powinni, jeśli chcą, by Amerykanie, Brytyjczycy, Niemcy, Polacy, Francuzi itd. widzieli w nich cenionego partnera. Bo oni będą oczekiwać, że Katar będzie kontynuować zmiany na rynku pracy. Dlatego w ciągu następnych pięciu lat będziemy musieli kontynuować monitorowanie Kataru. Nie sądzę, by celowo postanowili zantagonizować globalną społeczność. Wierzą, że mundialem mogą nawiązać relacje i pokazać światu, że są godni zaufania.
Dlaczego pana zdaniem Katar jest pod taką presją?
Znam jeden powód. Katar po raz pierwszy kandydował na organizatora mundialu w 2008 roku. To 14 lat. To pierwszy taki gospodarz w historii mundialu. Tyle czasu jest poddawany kontroli.
Katar też - razem z Rosją - wykorzystał słabe zarządzanie w FIFA. I zarazem stały się pośrednikami zmian w organizacji. Zasadniczo wskazywano na Katar i FIFA jako skorumpowane ciała. Dodam też, że żyjemy w świecie, który w ciągu ostatnich lat się zglobalizował. W tym czasie widzieliśmy mundiale rozgrywane poza terenami, które uznalibyśmy za tradycyjne dla futbolu, czyli Europę i Amerykę Południową. Turniej rozgrywano w USA, Japonii i Korei Południowej, RPA i teraz w Katarze.
Wielu ludzi - zwłaszcza z północy kontynentu nie zna Zatoki Perskiej i Bliskiego Wschodu. W związku z tym kwestionują ich ważność i mogą nawet uważać, że nie ma tam dobrej kultury piłkarskiej, że nikt tam się nią nie interesuje. Stąd już niedaleko do ksenofobii i rasizmu. Ten mundial, bardziej niż którykolwiek, pokazuje zbieżność tak wielu rzeczy i tak licznych zmian, które zachodzą w naszym świecie.
Co z poszanowaniem praw mniejszości seksualnych?
To jest na dwóch poziomach. W Doha widok mężczyzn trzymających się za ręce nie jest niczym niezwykłym. To oznaka przyjaźni i niekoniecznie reprezentuje homoseksualizm. W Katarze też mężczyźni całują się publicznie. Zachód mocno to zseksualizował. Istnieje też potrzeba lepszego kulturowego zrozumienia między sobą. A jedynym sposobem ku temu jest rozmawianie o tym. Druga rzecz - znacznie poważniejsza - leży w islamie. Katar, to nie Turcja, jest konserwatywnym krajem islamskim. Dlatego mówienie im, że coś nam się nie podoba, to jak mówienie katolikom, że nie chcemy, by w swoich kościołach padali na kolana i modlili się.
To, co robimy, to mówienie Katarczykom, że uważamy ich fundamentalne przekonania religijne za coś złego i powinni je zmienić. Wydaje się, że Katar i FIFA znalazły drogę środka, by pójść do przodu. Zespoły i kibice będą mogli demonstrować symbole LGBTQ+ publicznie. Nie są aresztowani i nie są bici. Po zakończeniu turnieju Katar wróci pewnie do bardziej konserwatywnego stanowiska w tej sprawie, ale i tak myślę, że będą bardziej tolerancyjni. Co nie znaczy, że niebawem zalegalizują homoseksualizm. To sprzeczne z ich islamskimi zasadami. My, jako Europa, musimy to zrozumieć. Cenię swój liberalizm, otwartość, demokrację, sprawiedliwość i tolerancje, ale zdaję sobie też sprawę, że gdybym tam pojechał i mówił im, co mają robić, zraniłbym ich do siebie i zostałoby to odebrane jako islamofobia. Musimy zrozumieć swoje stanowiska, rozmawiać i negocjować kierunek dalszej drogi. Kontynuowanie nakładania na Katar etykietki "imperium zła" jest niesprawiedliwe i nieuzasadnione.
Brzmi jakbyśmy my, Europejczycy, uważali się za lepszych od reszty.
Trzeba pamiętać, że do 1971 roku Katar był brytyjskim protektoratem. Były tam ich siły zbrojne. W zamian za to rząd był odpowiedzialny za politykę zagraniczną Kataru i miał znaczny wpływ na politykę wewnętrzną m.in. w zakresie zużycia ropy i gazu. Więc jeśli mamy mówić o wyzysku pracowników w Katarze, prawdopodobnie najpoważniejszą formą wyzysku pracowników-migrantów w tym kraju w ostatnich stu latach byli Brytyjczycy w przemyśle perłowym. Brytyjczycy więcej zabrali niż dali Katarowi.
Dopiero po 1971 roku zaczęto myśleć o tym, jak rozwijać gospodarkę, turystykę i infrastrukturę. Na początku to nie miało znaczenia dla świata. To był bardzo mały kawałek ziemi. Katar nie pełnił też ważnej roli. Dopiero, kiedy Katarczycy zaczęli inwestować w duże imprezy sportowe, ludzie uświadomili sobie, kim są. A globalna narracja o nich nie uwzględnia ich brytyjskiej przeszłości. Zamiast poznawać Katar jako kraj, zaczęliśmy przestrzegać go jako rodzaj geopolitycznej konstrukcji na Bliskim Wschodzie - zwolenników islamskiego ekstremizmu w kraju skorumpowanych urzędników.
Byłem 40-50 razy w Katarze i rozmawiałem z emigrantami, część z nich jest Polakami. Mówili, że bardzo im się tam podoba, czują się bezpiecznie i dobrze. Sam miałem podobne odczucia. Na pytanie o krytykę tego kraju, odpowiadali, że jest tam nudno. Dyskurs i narracja wokół Kataru jest po prostu błędna. Czasami zmanipulowano nas celowo, czasami przez rywalizujące ze sobą narody, aby przedstawić nam coś, czym Katar nie jest. Ludzie nie wiedzą o bezpieczeństwie, o mężczyznach całujących się w miejscach publicznych i wartościach islamu.
Katarczykom nie udało się to, że nie potraktowali strategicznego zarządzania komunikacją wystarczająco poważnie. Zrobili to dopiero dwa-trzy lata temu. To, co powinni zrobić, to opowiedzieć przekonującą i wciągającą historię o swoim kraju.
Czy to się może zmienić? Czy po mundialu Katar zacznie dopiero przedstawiać swoją narrację na bazie ewentualnego sukcesu organizacyjnego?
To dobre pytanie, bo Katar to dość nowy naród i rozwijający się. Ale czy modernizujący się? Czy postrzega się w innym miejscu w 2050 roku niż teraz? Czy uważa się za liberalny i postępowy? Gdybym im doradzał, powiedziałbym, opowiadajcie ciekawsze i pozytywne historie. Od pierwszego dnia, kiedy dostali mundial, zostali zepchnięci do obrony. To było gaszenie pożarów.
Dwa miesiące temu byłem w Dosze. Niemal co tydzień rozmawiam z kimś z Kataru. I jest tam poczucie, że nie wiadomo, co będzie dalej. Nie ma planu na to, co będzie po mundialu. Są podstawy, ale nie wiem, jak będzie ostatecznie wyglądał. Nadal nie sądzę, by Katarczycy dokładnie się zastanowili nad historią, którą mogliby opowiedzieć światu.
rozmawiał Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
To może być bronią Polaków na mundialu. Lider kadry mówi wprost
Wynik dobry, sprawdzian oblany. Fatalne oceny Polaków